Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Wiem, że dla wielu z Was brzmi to jak herezja. Coś, co zdecydowanie nie mieści się w głowie. Wiem, bo sam tak miałem przez długie lata. Najpierw w ogóle byłem sceptyczny do trenażera, zgodnie ze starą szkołą – nie było złej pogody na trening (na zewnątrz). Potem zrozumiałem, że trenażer jednak oszczędza czas i pozwala zrobić naprawdę “same gęste” jednostki.
Od ubiegłego roku dość systematycznie trenuję też w sezonie letnim na „chomiku”, dlatego też poniżej kilka mocnych argumentów za tym przemawiających, sprawdzonych na własnej skórze!
Pogoda
Wiadomo jak to w Polsce jest (a może to w ogóle globalne ocieplenie?) – zimą nie ma śniegu, wiosną burze zdarzają się akurat “po pracy”, a lipiec to na bank musi lać, w końcu Opener :) Gdy mamy rozpisany trening tygodniowy, szczególnie gdy w weekend jest ten kluczowy start, na trenażer zawsze możemy wskoczyć i w 60-90 minut zrobić bardzo efektywną jednostkę. Odpada dojazd na rundę treningową i pół godziny mycia roweru po, zwłaszcza jeśli jednak załapiemy się na deszcz.
Oszczędność czasu
W zasadzie wynika z tego co powyżej. Wiadomo, że większość z nas to kolarze amatorzy, więc poza ulubionym hobby mamy mnóstwo obowiązków rodzinnych i zawodowych. Bywa że w napiętym harmonogramie trening możemy wcisnąć na przykład później w nocy, albo tylko w dłuższej przerwie obiadowej na “home office”. Szczególnie gdy zależy nam na maksymalnym wykorzystaniu czasu dostępnego na trening, chyba nic lepszego niż trenażer nie znajdziemy.
Adaptacja cieplna
Wiadomo, że trenażer latem bywa uciążliwy, głównie z powodu temperatury. Może to też być atutem w szczególnych przypadkach. Gdy osoby trenujące przygotowują się do startów w wysokich temperaturach, taki trening w domu pozwala się na nie zaadaptować. Tu warto chociażby przywołać szczególny przypadek Evie Richards, która do jednego ze startów przygotowywała się nie dość, że w domu, to jeszcze w specjalnym namiocie, który dodatkowo podnosił temperaturę, ale także oferował wyższą wilgotność.
Trening pod dachem dodatkowo pozwala też w miarę łatwo obliczyć ubytek płynu podczas takiego wysiłku, a to będzie istotne przy planowaniu startu docelowego.
Gdy “Gassy” nie zachęcają
Szczerze… czasem ta najpopularniejsza runda w mieście po prostu nie zachęca do wyjścia z domu. Po co przebijać się przez pół miasta, w korkach, żeby jeździć pętle znaną na pamięć? Czasem lepiej włączyć jakiś dobry odcinek serialu (Tour de France w sercu peletonu :) ), jakiś dobry etap, czy po prostu video cast z naszą ulubioną tematyką treningową czy sprzętową.
Oprócz dobrego treningu możemy się jeszcze czegoś nauczyć, czy po prostu rozerwać.
Lub gdy wejdą “za mocno”
Czasem fajnie jest pojechać sobie jakąś ikoniczną trasę, np. l’Alpe d’Huez czy Teide – tych np. w Tacx Training recenzowanym tutaj (link) wcześniej są dziesiątki. Dzięki fotorealistycznym filmom w wysokiej rozdzielczości możemy się przenieść w kilka kliknięć w najbardziej kolarsko epickie miejsca, w dowolnym miejscu na świecie.
Dodatkowo jeśli nie znajdziemy interesującej nas trasy możemy w programie wgrać dowolny plik GPX i na jego podstawie jechać trasę treningową czy wyściug, gdzie każdy podjazd będzie dokładnie odwzorowany – to np. dzięki doskonałemu trybowi ERG, który Tacx NEO 2T posiada.
Można w ten sposób przygotować się do konkretnego startu, przećwiczyć profil trasy lub na przykład zmierzyć się wirtualnie z prosami jadącymi Mistrzostwa Świata.
Jak widzicie jest tego trochę, co nie zmienia faktu, że ja też latem nie siadam na mojego Tacxa częściej niż raz na tydzień.
A co zrobić, żeby sobie jak najbardziej to ułatwić i poprawić komfort? Oto kilka wskazówek:
- Nawiew – starajmy się ćwiczyć przy otwartych oknach, idealnie w przeciągu. Do tego dołóżmy 1 więcej wiatrak niż zimą – dobrze mieć 1 skierowany od frontu, jeden od dołu dla lepszej siły chłodzenia.
- Nawodnienie – jak w akapicie o adaptacji – w związku z temperaturą ubytek płynów będzie większy niż na zewnątrz. 0.5L na godzinę będzie mało, mi przy mocniejszych jednostkach wychodzi 0.75-1L.
- Jechać na czucie, dostosowując oczekiwane waty niżej niż na zewnątrz. Dla super precyzji można zrobić oddzielny test FTP na trenażerze i pod to robić treningi – ja zwykle obniżam wartości o kilka % (+/-5), ale przede wszystkim kieruję się odczuciami.
- Bonus tip – trening wcześnie rano – nie dość że jeszcze jest przyjemny chłodek za oknem, to dobra jednostka zrobiona przed pracą napędza mnie pozytywną energią na cały dzień.
A Wy? Zdarza Wam się wsiąść na trenażer latem? Dajcie znać w komentarzach.
Materiał powstał we współpracy z firmą Garmin, właścicielem marki Tacx.
COMMENTS