Giant XTC SLR 1 – przepis na solidnego hardtaila [TEST]fot. Krzysztof Sienkiewicz

HomeSprzętROWERY

Giant XTC SLR 1 – przepis na solidnego hardtaila [TEST]

Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA


29-ery obecne są na rynku na tyle długo, że całkowicie wyparły klasyczne rowery górskie na mniejszych kołach. W zasadzie myśląc właśnie o klasycznym rowerze MTB w roku 2021 mamy przed oczami hardtaila na kołach 29. Jednocześnie wieloletnia obecność i przyzwyczajenie do „dużych” kół w sektorze rowerów XC powoduje, że stworzenie atrakcyjnego hardtaila, który przyciągnie klienta w bardzo ciasno obsadzonym segmencie nie jest prostym zadaniem. Projekty wielu wiodących producentów opierają się na sprawdzonych rozwiązaniach, dlatego wpływ na decyzje klientów mają często niuanse…i emocje.

Giant XTC to w zasadzie marka sama w sobie. Model obecny jest na rynku od blisko 20 lat, przechodząc przez wszystkie ewolucje, czyli koła 26 cali, 27,5, by ostatecznie zakotwiczyć jako mocna propozycja w segmencie 29erów. XTC jako model o długiej historii cechował się zawsze nienaganną jakością wykonania, a jego wersje „Team” z początku lat 2000 przeszły przez ręce (i nogi) wielu profesjonalnych zawodników, również w Polsce. Obecnie dobrze zachowany model uchodzi z prawdziwy rarytas i posiadanie takiego klasyka w kolekcji to nie lada przyjemność.

Giant XTC SLR 1 na redakcyjnych testach

XTC w wersji SLR 1, który trafił do redakcyjnego testu, to model który mieści się w głównym nurcie popularności rowerów 29. Z definicji będzie to aluminiowy hardtail na dobrej klasy osprzęcie za cenę oscylującą w granicach 6 tysięcy złotych. Jest to bardzo popularny segment, pozwalający znaleźć pełnoprawny rower górski, który będzie w pełni przystosowany również do sportu i ścigania w amatorskim wydaniu bez konieczności dodatkowych inwestycji.

Model XTC wyjątkowo dobrze obrazuje zasadę, że dobrych rzeczy się nie zmienia. Dlatego coroczne modyfikacje w wykonaniu Gianta są tutaj kosmetyczne. Oczywiście sercem modelu jest wysokiej klasy aluminiowa rama. Jak wiadomo Giant ramy produkuje we własnej fabryce, dlatego nie ma żadnych zastrzeżeń co do jakości produktów tajwańskiego giganta. W modelu ma ona oznaczenie Aluxx SLR, czyli poddana została największej ilości zabiegów „odchudzających”. Najwyższy model w nomenklaturze Gianta wykonany jest ze stopu 6011A i korzysta z najlepszych technologii obróbki aluminium, która pozwalają uzyskać możliwie najniższą wagę bez straty na parametrach sztywności. Jak podaje producent przekroje rurek są o 20% cieńsze i lżejsze niż w modelach oznaczonych literkami SL.

Rama najnowszego XTC posiada także wszystkie współczesne standardy. Znajdziemy tu zatem rozstaw boost 12/148, wewnętrzne prowadzenie przewodów, a także możliwość zamontowania sztycy regulowanej z prowadzeniem przewodu w ramie. Cechą „nowoczesności” jest tu także suport w standardzie pressfit, który dla jednych nie stanowi najmniejszego problemu, a u innych wywołuje grymas niezadowolenia, szczególnie tych użytkowników którzy samodzielnie serwisują swój sprzęt. Walory estetyczne dopełniają starannie wyszlifowane spoiny i lakier z połyskującą warstwą metaliczną, co bez wątpienia pomoże w utrzymaniu czystości.

Specyfikacja Giant XTC SLR 1

Sama konfiguracja nie budzi zastrzeżeń, wszystkie elementy wydają się spójne, bez kłujących w oczy oszczędności. Jak przystało na obecne trendy, na próżno szukać tu przedniej przerzutki. Na pokładzie Gianta znalazł się układ napędowy 1×12 w wydaniu Shimano. Większość komponentów, czyli mechanizm korbowy, manetka oraz kaseta pochodzą z grupy Shimano SLX 7100, co już jest plusem samym w sobie. Dodatkowym walorem będzie przerzutka z wyższej grupy, czyli XT. Od SLX-a odróżniać się będzie minimalnie niższą masą, ale przede wszystkim kółeczkami na łożyskach maszynowych, co przełoży się na lepszą kulturę pracy i dłuższą żywotność w terenowych warunkach. Co warte także podkreślenia, kaseta ma stopniowanie 10-51, a więc zapewnia bardzo szeroki zakres przełożeń. Pomimo, że układ hamulcowy nie pochodzi z grupy SLX, a w zasadzie jest poza grupowym odpowiednikiem modelu Deore, MT500 to sprawdzone rozwiązanie, które siłą hamowania i modulacją dużo nie ustępuje wyższym odpowiednikom.

Koła to produkt własny Gianta. Oczywiście nie należą one do najlżejszych, ale wykonane są na tyle solidnie, że na początek powinny spełnić oczekiwania wielu użytkowników. Ich mocną stroną będzie za to pełna kompatybilność z układem tubeless i szerokie wewnętrznie obręcze. Piasty Shimano MT410 z mocowaniem tarcz na centerlock powinny także zapewnić bezawaryjną pracę i w razie konieczności prosty serwis. Co ciekawe, każdy nowy XTC powinien wyjeżdżać ze sklepu już po wykonanej konwersji na zestaw bezdętkowy. Uszczelniacz oraz wentylki ujęte są w cenie roweru.

Na obręczach znalazły się seryjnie opony Maxxis Rekon Race o szerokości 2.25 i w wersji z wkładką EXO, która powinna zapewnić bezawaryjną jazdę nawet po najtrudniejszych nawierzchniach.

Nowy amortyzator Giant Crest

Ciekawostką wartą osobnego akapitu jest amortyzator. Nie znajdziemy tu produktu żadnego ze znanych od lat producentów, ale wyrób fabryki Gianta. Nowy widelec o nazwie Crest 34 RRL otwiera erę własnej technologii amortyzacji w Giancie, której efekty będziemy widzieć właśnie w rowerach ze średniego segmentu. Jak twierdzą przedstawiciele Gianta, jest to odpowiedź na coraz trudniejszą sytuację uzależnienia producentów rowerów od zewnętrznych dostawców, co ma wpływ na późniejszą dostępność rowerów. Problemem często była także powtarzalność produkcji tańszych amortyzatorów. Jedna partia danego modelu potrafiła działać bardzo dobrze, podczas gdy inna już odznaczała się znacznie gorszą kulturą pracy. Oprócz uniezależnienia się, chodziło także o osiągnięcie możliwie najlepszego stosunku ceny do jakości, dlatego według przedstawicieli tajwańskiej firmy, praca Cresta powinna być zbliżona do Foxa Rhytm czy Rock Shoxa Recon.

Crest dostępny będzie w wersjach skoku 100 i 120 mm. To co jednak najbardziej wyróżnia go na tle konkurencji to golenie górne o średnicy 34 mm. Ma to zapewnić przede wszystkim większą sztywność skrętną. Golenie wykończone są staranną anodą w kolorze czarnym. Trudno jednak ocenić tutaj wytrzymałość tej powłoki. Ten parametr można będzie ocenić po dłuższych przebiegach. Wizualnie produkt robi bardzo dobre wrażenie, trudno przyczepić się do jakiegokolwiek detalu. Manetka na kierownicy także jest bardzo intuicyjna i sposobem pracy oraz wyglądem przypomina tę z widelców Suntoura.

Geometria Giant XTC SLR 2021

Należy na wstępie podkreślić, że rama XTC to nie jest konstrukcja, którą należy zaliczyć do najodważniejszych geometrycznie i progresywnie przekraczających dotychczasowe granice. Giant raczej trzyma się znanych do tej pory schematów w projektowaniu 29-erów i stoi ze swoim projektem właśnie na jasno wytyczonej granicy. Niemniej jednak należy dostrzec postęp w dobrym kierunku porównując chociażby wersje XTC sprzed 4-5 lat. Rama nieco „urosła”, czyli zyskała na długości dzięki rozciągnięciu zasięgu. Reach 458 mm w rozmiarze L, to już niezły parametr, który pozwala uwierzyć, że na podjazdach wystarczy docisku kół, a na szybkich zjazdach będzie wystarczający margines komfortu i pewności. Przyzwoicie także wypada długość horyzontalna górnej rury oraz odpowiednio niski stack. Co ciekawe, kąt główki ramy podawany jest w dwóch wartościach – 69,5 stopnia dla rozmiarów S i M oraz 70 dla większych L i XL. Tak, z góry można się zgodzić z opiniami, że nie jest to typowy dla współczesnego cross country. Oczywiście sceptycy będą mieć tu rację, wiele rowerów XC ma już główki ramy „wypłaszczone” poniżej 68 stopni. W Giancie jest nieco bardziej konserwatywnie. Rama dostępna jest w 4 rozmiarach (S-XL) i jest to bardzo standardowa „rozmiarówka”, dlatego nie powinno być problemów z doborem odpowiedniego rozmiaru.

Warto w tym miejscu także podkreślić jeszcze raz średnicę sztycy, która ma 30,9 mm, dzięki czemu bez problemu dobierze się droppera z oferty Gianta lub każdego innego producenta.

Test w trudnych warunkach

Czas testu przypadł na mało sprzyjający jesienno-zimowy okres. Mimo to, dystans 800 kilometrów, który pokonał XTC należy zaliczyć do całkiem miarodajnych, a zważywszy na porę roku można go nazwać długodystansowym. Do testu trafił egzemplarz w rozmiarze M, co dla testera o wzroście 180 cm było górną granicą rozmiaru, zgodnie zresztą z tabelą na stronie producenta. Wysunięcie sztycy było już zatem bliskie granicznej wartości, a mostek początkowo sprawiał wrażenie zbyt krótkiego. Jednak przez cały czas trwania testu rower nie przeszedł żadnych zmian, a w efekcie udało się utwierdzić w przekonaniu, że to bardzo zwrotny i zwinny zestaw do jazdy w terenie.

Sam teren to głównie Kampinoski Park Narodowy oraz jednorazowy wypad w Góry Świętokrzyskie. Największą trudnością o tej porze roku było jednak samo podłoże. XTC rzadko wracał „na sucho”. Błoto, luźne podłoże, a czasem śnieg, zazwyczaj po tym kręciły się koła testowego egzemplarza. Nie miał zatem łatwego życia, ale dzięki temu szybciej wychodziły słabsze strony, a plusy stawały się w wielu aspektach bardziej wyraziste.

Od pierwszych kilometrów aż do zakończenia testu dwie cechy wyróżniały się na tle innych. Stabilność i spokój prowadzenia. Wszelkie zakłócenia pewnej jazdy mogły wprowadzać jedynie opony. Model Rekon Race na suchej nawierzchni sprawdzał się doskonale, a na asfalcie nie generował zbyt dużych oporów toczenia ani hałasu, ale już po bardziej rozmokłym podłożu Maxxisy gubiły przyczepność. Należy mieć to na uwadze wybierając się chociażby w Góry Świętokrzyskie późną jesienią, gdzie głębokie błoto jest niemal gwarantowane.

Wrażenia z jazdy

Podczas jazdy XTC wykazywał wszystkie cechy, których można było się po nim spodziewać przeglądając prospekty. Podczas podjazdów nie było najmniejszych problemów z odrywaniem się przedniego koła, a tylne również miało odpowiedni docisk podczas stromych wspinaczek.  Dynamika jazdy pod górę cierpiała jedynie z powodu wagi. Niemal 12 kg, zgodnie zresztą z danymi dostępnymi na stronie Gianta, to ciężar odczuwalny, ale absolutnie nie dyskwalifikujący tego roweru jako gotowego do ścigania na poziomie amatorskim. Tym bardziej, że zamontowany seryjnie osprzęt oferuje naprawdę wysoką jakość, a co za tym idzie – dużą przyjemność z jazdy.

Nie można mieć żadnych zastrzeżeń do pracy napędu Shimano 1×12 złożonego z komponentów SLX i XT. Biegi zmieniają się szybko, pewnie, choć jak wiadomo manetka SLX pracuje nieco bardziej miękko niż jej odpowiednik z grupy XT. Nie ma także możliwości zmiany biegów na twardsze o dwa przełożenia jednym mocniejszym kliknięciem. Nawet cała oblepiona kleistym błotem przerzutka XT pracowała bezbłędnie, zarówno w górę jak i w dół zakresu. Bez względu na sytuację, można mieć pewność, że ten napęd po prostu będzie działał i nie zawiedzie. Większych zastrzeżeń nie ma także do pracy układu hamulcowego. Mimo, że jest to wersja poza grupowa, to ma już „jednopalcowe” klamki, a ich praca jest dokładnie taka jak przez lata przyzwyczaiły sportowe grupy Shimano. Modulacja i siła hamowania są bardzo dobre w jeździe typu cross country, jedynym ograniczeniem były seryjne żywiczne okładziny. Po wymianie na metaliczne odpowiedniki powinno być jeszcze lepiej.

Amortyzator Giant Crest 34 w akcji

Wspomniane wcześniej zawieszenie, czyli amortyzator Giant Crest generalnie przeszedł test pomyślnie. Pomimo, że na goleni widelca jest rozpiska z zalecanym ciśnieniem pod zakresy wagi użytkownika, właściwy dobór ciśnienia wymagał kilku prób. Ostatecznie trafione okazały się niższe wartości ciśnienia niż sugeruje producent. Sama obsługa jest bardzo prosta, bo mamy jeden zawór do pozytywnej i negatywnej komory. Regulacja tłumienia odbicia działa także dość intuicyjnie, choć zakres jej regulacji i przełożenie na wrażenia z jazdy są mniej odczuwalne niż w produktach Rock Shoxa czy Foxa. Przede wszystkim do zalet należy zaliczyć płynne wykorzystywanie całego skoku, bez odczucia żeby w którymś jego zakresie widelec nie radził sobie z wybieraniem nierówności. Charakterystyką pracy chyba najbliżej mu do tłumienia Motion Control, znanego z amortyzatorów Reba czy Recon od Rock Shoxa, choć jak zostało to już wspomniane tłumienie odbicia nie zawsze działa tak jak można byłoby się spodziewać po zmianie pozycji pokrętła. Trzeba jednak zaznaczyć, że niskie temperatury podczas testu mogły w pewien sposób zaburzać subiektywny odbiór pracy widelca. W takich warunkach jego praca była także stosunkowo głośna, ale nie na tyle żeby uznać to za jego wadę. Prawdopodobnie ten typ tak ma, a może w letnich temperaturach, gdy olej nie jest tak gęsty, objaw może być zupełnie nieodczuwalny. Ważne jednak, że udało się osiągnąć oczekiwany efekt, czyli odpowiednie wybieranie dużych przeszkód, takich jak korzenie, a jednocześnie odczuwać też jego działanie na małych nierównościach, chociażby jak „tarka” na szutrowej drodze.

Crest wyposażony jest także w manetkę blokady montowaną na kierownicy. Działała ona dobrze, choć w miarę upływu kilometrów i dostających się do niej zanieczyszczeń, kultura pracy była nieco gorsza, ale wciąż blokada działała poprawnie. Po jej włączeniu widelec nie usztywnia się całkowicie. Pozostaje minimalny ruch, co nie powoduje betonowego uderzenia w nadgarstki gdy zapomnimy wyłączyć blokady i najedziemy na jakiś korzeń.

Podsumowanie

Giant XTC to rynkowy szlagier w swoim segmencie i kupując go można być niemal pewnym, że będzie to inwestycja udana. XTC korzysta z dobrych wzorców projektowania rowerów, choć warto podkreślić – niezbyt odważnych. Dużym atutem jest tu przede wszystkim dopracowana rama, stworzona w procesach, które cechują się bardzo wysoką jakością obróbki aluminium. XTC przez lata przechodził drobne ewolucje, które dziś dają obraz pełnoprawnego sportowego hardtaila, na którym można od razu wystartować w maratonie czy wyścigu XC lub po prostu odkrywać na nowo wiele ścieżek. Zwłaszcza jeśli jest to pierwszy 29-er w życiu, to można być pewnym, że XTC to konstrukcja dopracowana, która odwdzięczy się wieloletnią bezawaryjną eksploatacją.

Obawy może budzić nowy amortyzator, dla którego sezon 2021 jest debiutem na rynku. Nasz test pokazał, że jego kultura pracy jest zadowalająca. Pod znakiem zapytania pozostaje trwałość i możliwości serwisowania. Póki co przedstawiciele Gianta zapewniają, że do obsługi technicznej widelców Crest będą gotowe wszystkie serwisy autoryzowane Gianta. Czy będzie dostępność podstawowych części zamiennych i eksploatacyjnych dla innych warsztatów? Trudno powiedzieć, ale z czasem gdy na rynku pojawi się więcej tych widelców – pewnie będzie o to łatwiej. Zważywszy na fakt, że amortyzator jest bardzo prosty w budowie, to awaryjność także nie powinna być wysoka.

Rower górski Giant XTC SLR 29 1 z kolekcji 2021 wyceniony jest na 6 299 PLN, a jego pełna specyfikacja dostępna stronie giant-bicycles.com


Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie także dzięki Tobie! Spodobał Ci się przeczytany tekst? Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i dzielić się pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

REKLAMA