Trasy Enduro Srebrna Góra – prawdziwe enduro czy jeszcze mocne XC?

HomeRelacjeSINGLETRACKI W POLSCE

Trasy Enduro Srebrna Góra – prawdziwe enduro czy jeszcze mocne XC?

Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Całkowity brak wydarzeń sportowych w kolarskim świecie w ostatnich tygodniach wbrew pozorom spowodował dość interesujące skutki uboczne. Do takich pozytywnych stron tej sytuacji zaliczyć należy ogromny wzrost zainteresowania miejscami dedykowanymi do uprawiania kolarstwa górskiego na specjalnie przygotowanych trasach. Skoro jeszcze do niedawna nie można było się ścigać, to był to idealny czas na odwiedzenie miejsc w Polsce, w których aż wstyd się przyznać, że do tej pory się nie było.

Tak właśnie było z nami, bo dopiero w 2020 roku jako reprezentacja portalu zorganizowaliśmy sobie wyjazd do jednego z najciekawszych miejsc na kolarskiej mapie Polski, czyli do Srebrnej Góry na tamtejsze trasy enduro. Dumy to nie przynosi, bo trasy funkcjonują już ładnych parę lat, ale jak to mówią – lepiej późno niż później.

Niestety możliwości logistyczne spowodowane obowiązkami domowo-codziennymi spowodowały, że mieliśmy na to tylko jeden dzień, dlatego długo nie zastanawialiśmy się nad wyborem miejsca. Srebrna Góra Enduro by Kellys było czymś oczywistym, choć początkowo mieliśmy obawy czy jest tam w ogóle miejsce dla takich krosiarzy w lajkrze jak my. Na szczęście jednak mieliśmy nieco luźniejsze ciuchy, a i na tę okoliczność do testu stanęły dwa ciekawe rowery full suspension, czyli Cannondale Scalpel SE oraz Canyon Lux. Oba to lekkie karbonowe fulle dedykowane do cross country, choć najnowszy Scalpel to maszyna, która puka także do świata trailowego dzięki skokowi zawieszenia 120 mm. O rowerach będziecie mogli przeczytać osobne teksty, bo test bojowy wyszedł im całkiem niezły, zważywszy na to jakie warunki zastaliśmy na trasach.

Oczywiście jak człowiek sobie coś zaplanuje to szyki musi mu popsuć…pogoda. Co ciekawe, ruszając z Warszawy towarzyszyło nam przyjemna słoneczna aura i jak się szybko okazało, tego dnia jedyna deszczowa chmura w Polsce zawisła akurat nad Górami Sowimi. Niestety po przyjeździe na miejsce po prostu lało. Deszcz jak to deszcz, zawsze działa demotywująco na kolarza, ale w połączeniu ze świadomością jazdy po niełatwych górskich trasach w takich warunkach, morale spadało z każdą minutą. Na szczęście coś z tego dnia udało się uratować, opady ustały, a my ruszyliśmy na mokre trasy. Co ciekawe, mieliśmy świadomość możliwych opadów tego dnia, ale jestem ciekaw czy równie świadomie przyjechało tu wtedy kilkanaście innych osób, które zastaliśmy na miejscu. Na parkingu było już kilka samochodów, a słynne tarpany zapełniały się rowerami i ubłoconymi fanami jazdy w dół. To pokazuje jak duża jest popularność tego miejsca, nie odstrasza nawet gorsza aura.

Lokalizacja

Sam dojazd nie sprawia większych problemów nawigacyjnych. Z Warszawy jest on bardzo prosty i mimo sporej odległości, dość szybki dzięki ekspresówce do Wrocławia. Stolicę Dolnego Śląska oczywiście należy ominąć obwodnicą i dojechać do Ząbkowic Śląskich, a następnie skręcić w kierunku Srebrnej Góry. Na sam parking bez problemu doprowadza nas nawigacja od Google. Na miejscu po chwili przywitał nas Piotrek Kurczab, współzałożyciel tego miejsca i dziś nim zarządzający. Dla niewtajemniczonych należy wspomnieć, że Piotrek to jeden z czołowych zawodników XCO ostatnich lat, który wielokrotnie wygrywał rundy Pucharu Polski, a także triumfator Akademickich Mistrzostw Świata XCO. Dziś po zakończeniu zawodniczej kariery poświęca się w całości projektowaniu i budowaniu tras MTB. Wraz z Piotrkiem Srebrną Górę Enduro współtworzy jego siostra Iwona Kurczab, do niedawna również czołowa zawodniczka kobiecego XCO, a dziś trenerka techniki jazdy oraz Marek Janikowski, entuzjasta budowy single tracków w Srebrnej Górze, Singletrack Glacensis oraz Strefie MTB Sudety, który trzyma pieczę nad wysoką jakością wszystkich tych miejscówek.

marek janikowski iwona kurczab piotr kurczab

Co szczególnie warte podkreślenia, Srebrna Góra Enduro stanowi część tras Strefy MTB Sudety, która łącznie liczy już 550 km. Jest to największa w Polsce sieć szlaków naturalnych i oznaczonych szlaków górskich, gdzie w pełni legalnie możemy jeździć rowerem górskim. Z parkingu przy bazie w Srebrnej Górze możemy wyruszyć na kilka tras, tworzących pętle, więc bez problemu po oznaczeniach wrócimy na miejsce startu. Niedaleko znajdują się także trasy Singletrack Glacensis, w budowę których i utrzymanie zaangażowani są także twórcy tras enduro w Srebrnej Górze. Na miejscu dostępna jest tablica z mapami i profilami tras. Jeżeli ktoś zatem chciałby wybrać się także na górską wyrypę po naturalnych szlakach – nie ma problemu, można się tu „ujechać” także w taki sposób. Szczegóły, profile tras i ślady gpx można pobrać ze strony strefamtbsudety.pl.

Baza

Samo miejsce jest niesamowicie przyjazne. Z jednego parkingu mamy dostęp do sklepu, wypożyczalni rowerów, myjki, podstawowego serwisu, tarpanów wywożących kolarzy w górę oraz co najważniejsze – świetnego jedzenia z food trucka, który jest tutaj na stałe. Tuż obok znajduje się także plac treningowy, a także trasa dla najmłodszych adeptów MTB. Z punktu widzenia wygody – majstersztyk. Oczywiście na każdym kroku podkreślane jest, że miejsce współtworzą także sami użytkownicy, dlatego mile widziane jest posiadanie opaski, która jest miesięcznym wkładem każdego w rozwój tego miejsca i jego utrzymanie. Można ją oczywiście kupić na miejscu za 20 zł na miesiąc oraz 100 zł na rok, dzięki czemu możemy choćby bez limitu korzystać z myjki, co przy mokrej aurze bywa aż nadto istotne. Oczywiście z tras można korzystać bez żadnych opłat, ale świadomość wsparcia tego miejsca niedużą kwotą powoduje, że człowiek czuje się po prostu lepiej mogąc dołożyć swoją cegiełkę. Co również należy docenić – za wszystko na miejscu z jedzeniem włącznie możecie zapłacić bezdotykowo lub kartą.

Trasy Enduro Srebrna Góra

E – Polak Potrafi (6 km, +450 m)

Tak późne odwiedziny w Srebrnej mają też swoje dobre strony. Infrastruktura tras jest już na tyle dobrze rozwinięta, że możemy skorzystać z wszystkiego co w ostatnim czasie przybyło. Tak jest między chociażby z trasą podjazdową, która była bardzo mocną rozgrzewką w stylu cross country. Zaczynamy zatem od 6 kilometrowego podjazdu, który na dzień dobry dokłada nam 450 m w pionie i po niecałych 50 minutach meldujemy się na szczycie 810 m n.p.m. skąd rozpoczyna się najdłuższa i jednocześnie najłatwiejsza trasa D-Red Line. Sam podjazd na pewno nie jest monotonny. Trasa kręci się we wszystkie możliwe strony, a w pewnym miejscu ma typowo naturalny charakter, gdzie musimy podjeżdżać po skalistym podłożu usianym luźnymi kamieniami, gdzie nachylenie waha się miedzy 10-13 stopni.

Prawdziwe góry. To była nasza „nagroda” za to, że podziękowaliśmy za skorzystanie z podwózki tarpanem i wybraliśmy zadyszkę z przepychaniem korb. Dla ludzi ze świata XC w sam raz. Podjazd, mimo że wymagający to odwdzięcza się sporą dawką górskich krajobrazów i satysfakcji, że dało się go pokonać. Wjechanie na sam szczyt to konieczność jeśli chcemy przejechać od początku trasę D, dla wszystkich pozostałych wystarczy dojechanie do poziomu 728 m n.p.m., czyli do mniej więcej 2/3 całej trasy E. Stąd rozpoczynają się wszystkie linie enduro A, B i C z dodatkowymi wariantami oznaczonymi cyframi. Wszystko jest bardzo dobrze oznaczone i nie ma potrzeby korzystania z map, czy gps-a, my nie musieliśmy wspomagać się ani razu pomimo pierwszej wizyty.

D – Red Line (6,1 km, -230 m)

Najdłuższa i najłatwiejsza trasa liczy łącznie 6,1 km i jej przejechanie równoznaczne jest ze spadkiem wysokości o 230 m. Jest to typowa trasa typu flow z wyprofilowanymi zakrętami i bez dużych stromizm. Da sobie tutaj radę każdy kto posiada podstawowe umiejętności jazdy rowerem górskim. Od czasu do czasu pojawiają się partie ze skałami czy kamieniami, a także hopki, które na początku można płynnie tłumić dopóki nie poczujemy się pewniej w skakaniu. Trasa przejeżdża obok Twierdzy Srebrna Góra, więc jeśli ktoś chciałby przy okazji zwiedzić to miejsce, to zjazd czerwoną ścieżką daje ku temu okazję.

C – SGR (3,98 km, -330 m)

Z trasy Red Line przedostaliśmy się właśnie pod Twierdzę, skąd niezwykle malowniczym szlakiem objechaliśmy ją dookoła przemieszczając się na linię C – SGR. Tu trzeba jednak zachować szczególną ostrożność. Szlak prowadzi wąską granią, a po bokach są przepaście, więc upadek miałby przykre konsekwencje. Ostrzegają o tym także widoczne tabliczki w wielu miejscach.

Trasa C to już nie były przelewki. Wysokie bandy, dużo większe nachylenie, naturalne pofałdowania i sporo kamieni oraz skalistego podłoża powodują, że trzeba zachować wysoką koncentrację i wiedzieć co to balans ciałem na rowerze. Szczególnie wymagająca była końcówka trasy, gdzie znajduje się fragment porównywany nawet do typowego downhillu. Usiany kamieniami i korzeniami zjazd zebrał swoje żniwo również na nas. Paweł zaliczył tam spotkanie z podłożem, na szczęście poza zadrapaniami na nodze bez większych konsekwencji. Jak sam potem przyznał, gdyby miał ochraniacze, które zostały w aucie to byłoby zupełnie bez szkód na ciele. Ja ten fragment przejechałem bez strat. Szczerze mówiąc do dziś się dziwie jak to zrobiłem na rowerze do XC po mokrym nie będąc przecież żadnym mistrzem techniki. Chyba zadziałała taktyka – jadę, co będzie to będzie. Mieliśmy zatem prawdziwe enduro i taka właśnie jest trasa C licząca łącznie 3,98 km i oznaczona w skali trudności jako 8/10. Polecamy osobom z doświadczeniem w górskiej jeździe. Szczególnie trudny jest fragment oznaczony jako C1, gdzie jest niemal pionowa ścianka do zjechania w trudnym terenie, dlatego tam polecamy wybrać się tylko najbardziej zaawansowanym jeźdźcom.

A-Conditor (4,2 km, – 330 m)

Trasa A to był nasz kolejny cel po zaliczeniu drugiego podjazdu trasą E. Możemy skorzystać także z dodatkowych wariantów A1 i A2. Trasa liczy 4,2 km, daje spadek -330 m, a w skali trudności oznaczona jest na 6/10. Tu zabawa była przednia. Konfiguracja jest znakomita. Po drodze wszystkie możliwe atrakcje, efektowne wysokie bandy, z których płynnie przejeżdża się od jednej do drugiej łapiąc ten flow, dla którego się tu przyjechało. Do tego stoliki, hopki i prędkość jeśli potrafimy nad nią zapanować. Mimo, że na trasie panowały trudne warunki po opadach i trzeba było zachować wzmożoną ostrożność, to zabawa była przednia. Zjazd do auta, szybka narada co dalej, drugi komplet ciuchów, jedzenie i jeszcze raz „męczymy” się na podjazdowym singlu E, by jeszcze raz zmierzyć się z linią zjazdową A. Drugi przejazd, który od poprzedniego dzieliło może 50 minut przyniósł już całkiem inne warunki. Przez kilkanaście minut trasa zdążyła już wyschnąć w wielu miejscach i można było pozwolić sobie na puszczenie hamulców oraz nawet nieśmiałe odrywanie się od ziemi tam gdzie wystarczało umiejętności. Trasa jest absolutnym sztosem jak to mawia młodzież. Mamy to połączenie, enduro, agresywnego cross country i typowo ścieżkowego flow z dużą prędkością. Genialne.

B-Line (3,62 km, – 330 m)

Tej trasy niestety nie udało nam się zaliczyć. Stracone dwie godziny w oczekiwaniu na koniec opadów tuż po przyjeździe spowodował, że po prostu zabrakło czasu. W opinii tych co byli i widzieli, trasa jest równie ciekawa co A. Szybka, pełna band i hopek, z dużą dynamiką przejazdu. Tym samym pozostał niedosyt i jeszcze jeden argument żeby przyjechać tu ponownie.

Czasu nie mogło za to zabraknąć na pyszną pizzę serwowaną na miejscu i piwo (oczywiście bezalkoholowe). W międzyczasie doprowadziliśmy do względnego ładu nasze rowery korzystając z myjki, gdzie zobaczyłem coś co odmieniło moje rowerowe życie. Nie sądziłem, że może być tak praktyczne (inne niż to oczywiste) zastosowanie dla szczotki przeznaczonej do mycia sedesu. Okazuje się, że typowe „berło” doskonale nadaje się do mycia roweru. O ile oczywiście używamy go od nowości tylko w tym celu J. Błoto wymywa się tym idealnie z wszystkich zakamarków, również z opon. W moim przydomowym ogródku – must have do zestawu z ogrodowym wężem. Po chwili rowery się suszą na specjalnie przygotowanym wieszaku wykończonym zużytymi oponami MTB, a my raczymy się pizzą, o której niejedno się słyszało. Tu nic nie trzeba dodawać, po takiej jeździe niebo w gębie. Z rekomendacji wiemy, że inne dania też są na najwyższym poziomie smakowym, a więc pozostaje uwierzyć i spróbować następnym razem.

Przy okazji ucinamy sympatyczną pogawędkę z Piotrkiem i Markiem, za chwilę z góry zjeżdża Iwona z kursantami po zakończonym szkoleniu i łapiemy się na wspólną, pamiątkową fotkę. Przy okazji dowiadujemy się o paru anegdotach z tras Srebrnej, a ja dostaję odpowiedź na pytanie, które mnie nurtowało, czyli jak dużo zdarza się tu wypadków, bo trasy zachęcają do szybkiej i agresywnej jazdy, a jak wiadomo, umiejętności użytkowników bywają różne. Na co z uśmiechem Piotrek odpowiada, że tak, było ich sporo, a na Izbie Przyjęć w Szpitalu w pobliskich Ząbkowicach Śląskich mieli już dość złamanych obojczyków po nieudanych lądowaniach. Oczywiście wszystko z dużym przymrużeniem oka i podkreśleniem, że ktoś z trójki prowadzących zawsze pomaga ściągnąć takiego nieszczęśnika z trasy. Warto, więc zapisać sobie na stałe numery telefonów, które podane są na tablicy informacyjnej. Zacząłem się śmiać, że cudem uniknęliśmy tego losu, skoro wybraliśmy się w mokrych warunkach na te trasy po raz pierwszy. Na co Marek skwitował, że wręcz odwrotnie. Tendencja jest taka, że najwięcej wypadków zdarza się właśnie w suchych, dobrych warunkach. Wtedy wydaje się, że przyczepność jest idealna i wiele osób pozwala sobie pójść „piecem” po trasach, a wtedy najbardziej zdradliwa okazuje się warstwa sypkich kamyczków, która naturalnie zbiera się w zakrętach, która puszcza gdy się tego nie spodziewamy i dochodzi do niepożądanych lotów. Do tego oczywiście czynnik nadmiernego zaufania do własnych umiejętności i kończy się to nie najlepiej. Marek mówi wprost – jak jedziesz po mokrym to tańczysz wszędzie, więc uważasz podwójnie, kontrolujesz dodatkowo prędkość i jest po prostu bezpieczniej. Sporo w tym racji i płynie z tych słów prosty wniosek – techniki nigdy za wiele i przede wszystkim pokory do własnych umiejętności. Lepiej w kilku miejscach przejechać wolniej lub nie wykonać skoku, ale wrócić cało i zdrowo.

Jaki rower i dla kogo są te trasy?

Trasy Enduro w Srebrnej Górze są dla wszystkich, którzy posiadają podstawy i nieco umiejętności jazdy rowerem górskim, ale przede wszystkim kierują się wyobraźnią i przewidywaniem. Wiele naturalnych i sztucznych przeszkód posiada alternatywny chicken line, więc nie będzie to żadną ujmą na honorze jeśli z niego skorzystamy nie dając pełnej wiary we własną technikę. Po to są i to nie wstyd. Wstydem natomiast jest się rozstrzaskać gdy nie przygotujemy siebie oraz roweru.

Część tras w Srebrnej da się przejechać na rowerze XC typu hardtail. Tak jest z pewnością w przypadku trasy D-Red Line, ale jeśli mamy trochę więcej umiejętności – bez problemu da się także przyjemnie zjechać linią A i B. Na trasę C nie rekomendujemy roweru sztywnego, tu dla czystego bezpieczeństwa lepiej zaopatrzyć się w rower z pełnym zawieszeniem, a ten można bez problemu wypożyczyć na miejscu. Jeśli zaś posiadamy typowego hardtaila do XC, warto zaopatrzyć go przynajmniej w opony z większym, agresywnym bieżnikiem i zadbać o skuteczne hamulce. Czasem wystarczy zmiana okładzin na metaliczne i już siła hamowania wzrasta nieporównywalnie. Jest to po prostu kwestia bezpieczeństwa, dlatego opony z 2 milimetrowym bieżnikiem zostawcie na ściganie w prostych maratonach, a wybierając się do Srebrnej i w każdy inne miejsce tego typu, zadbajcie o przyczepność. Kolejnym ważnym elementem jest sztyca regulowana. Nie trzeba nikogo przekonywać, że warto ją mieć w każdych górach, ale jeśli z różnych powodów jej nie posiadacie, warto przed zjazdami opuścić ręcznie zwykły wspornik siodła. Nie ma tu wielu miejsc gdzie trzeba mocno pedałować, a zawsze można to zrobić na stojąco.

Czy warto?

Trzy razy tak. Dla tras, dla świetnej atmosfery i dla Dolnego Śląska. I cztery – dla jedzenia :) Srebrna Góra zapisze się w mojej pamięci jako jedno z najlepszych miejsc do uprawiania kolarstwa górskiego jakie widziałem. Kompaktowy charakter, możliwość objechania wszystkiego, mając auto w zasięgu na parkingu, powoduje, że nawet jedno dniowy wyjazd ma tu duży sens. Da się tutaj porządnie „ujechać” kręcąc pod górę różnorodną i ciekawą podjazdówką, a zjazd w każdej wersji wynagradza wysiłek i daje mnóstwo frajdy. Oczywiście to wersja dla purystów, bo dużym udogodnieniem są oblegane tarpany (spotykane na skalę Polski tylko tutaj), które kursują regularnie, a nawet mają już swój system rezerwacji online. Dla osób, które wolą czerpać przyjemność przede wszystkim z jazdy w dół (co doskonale rozumiem) i niekoniecznie chcą wytracać wszystkie siły na męczący podjazd ciężkimi rowerami z pełnym zawieszeniem – ma to sens.

Jednocześnie warto uświadomić sobie w jak pięknym regionie położone są ścieżki Enduro, które przecież wkomponowane są sieć Strefy MTB Sudety, która liczy ponad 500 km oznaczonych tras górskich. To robi wrażenie nie mniejsze jak sam Dolny Śląsk, który swoją magią i tajemniczością przyciąga od dawna. Nie ma tu folkloru, tandetnych pamiątek i podrabianych oscypków, są za to do zwiedzenia niezwykłe miejsca związane z okresem II Wojny Światowej położone w Górach Sowich, a także niezliczone trasy na każdy rower, jak się okazuje nawet…gravel, o czym będzie już w osobnym tekście.


Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0