Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Tym razem relacja słodko-kwaśna. Był to bardzo ciężki wyścig i jednocześnie jeden z lepiej przejechanych przeze mnie w tym sezonie. Z drugiej strony, jak zwykle przy moim nieszczęściu, wykonana praca nie przełożyła się do końca na wynik. W okolicach Kalenicy, na głupim szutrze (niespodzianka) załapałem z tyłu kapcia. Ogólnie paździerz i wojna. Opona jak po wybuchu szrapnela – nie wiadomo, co łatać wpierw.
„Zasznurowałem” ile byłem w stanie, dobiłem pianką, wyczerpując w międzyczasie zasób znanych mi przekleństw. Chwilę więc musiało to trwać. Na pół-flaku dotoczyłem się na przełęcz, gdzie chłopaki z busa CST użyczyli mi pompkę stacjonarną i mogłem dobrze uszczelnić oponę. Dalej zaczęła się przyjemniejsza część wyścigu i turbo pogoń. Jechało mi się na tyle dobrze, że do mety dotarłem na przyzwoitym, szóstym miejscu. Pokonanie trasy zajęło 4 godziny i 9 minut. Odejmując równo 10 minut zmitrężonych na naprawę, daje to naprawdę dobry czas jazdy.
Jeśli po Szklarskiej ktoś liczył, że odtąd będzie już z górki… to się przeliczył. Trasa w Bielawie była moim zdaniem dużo trudniejsza. Niemal tyle samo przewyższeń na dystansie o 30 km krótszym. Do tego wiele bardzo stromych ścianek w terenie i upał. Dawno tyle razy nie musiałem używać „żółwia” 36×50. Przy tym 100% podjazdów i zjazdów było płynnych i przejezdnych. Bike Maraton zmierza w dobrym kierunku.
COMMENTS