Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Zajawka na kolarstwo zatacza coraz szersze kręgi. Nie tylko na kolarstwo, na sport. Wszyscy biegają, trenują, dążą do tego by być najszybsi, najbardziej wytrzymali, by całą resztę zostawić za sobą w tyle. Także jeśli biegałeś, to pewnie zacząłeś jeździć na rowerze. Jeśli jeździłeś, to znając życie zacząłeś już biegać. Jeśli już robisz i jedno i drugie, to zaczynasz pływać, by w tym sezonie zrobić ¼ IronMana, za rok połówkę, by za dwa lata zrobić całość. I co dalej?
– – –
Trening, poświęcenie, pot, trening, poświęcenie, pot, wynik – jedyna słuszna droga? I tak i nie. Jak z każdą odmianą sportu w życiu są praktycznie dwie drogi. Zdrowe drogi. Albo jest to hobby, które przy okazji często oznacza też przepis na zdrowe życie i fajne spędzanie czasu, gdzie przy okazji masz dużo ruchu, z reguły panujesz nad wagą swojego organizmu, do tego często prowadzisz całkiem rozsądną dietę, a ponad wszystko masz masę znajomych, z którymi spędzasz wspólnie czas. Druga droga to już nie „lifestyle”, ale sposób na życie z pełną dosłownością tego sformułowania – jesteś profesjonalistą, żyjesz z tego, więc poświęcasz i podporządkowujesz temu całe swoje życie. Jeśli jednak od dłuższego już czasu jesteś gdzieś pomiędzy jednym a drugim, to znaczy, że coś jest nie tak – że masz szansę stać „kolarskim no-lifem” albo „kolarskim ekstremistą”.
Bo cienka jest granica między pasją, a nałogiem. Niezależnie, czy masz dziewczynę, chłopaka, dzieci czy wnuki, jeśli każdego dnia otwierając rano oczy pierwsza Twoja myśl to – muszę zrobić trening, jeśli o świcie wymykasz się po cichu z sypialni, żeby nie obudzić partnera to coś jest nie tak.
– – –
Jakiś czas temu jadąc na swoją nudną rundę spotkałem „kolarza”, który jechał na „trening”. W poprzedni weekend zrobił dwa duże treningi, w sumie ocierając się sumarycznie o 300 km. Na zbliżający się weekend miał podobne plany. Do tego oczywiście różne aktywności w ciągu tygodnia. Chwilę pogadaliśmy. Oboje pracujemy, tylko ja w ciągu całego tygodnia chodzę na rower raz, góra dwa razy, on wciska go w każdą wolną chwilę. Jak nie rower to inne sposoby budowania formy – trening, trening albo trening. A ja w tygodniu byłem m.in. z rodziną, spędziłem to czy tamto popołudnie w domu, w weekend zarwałem noc, bo byliśmy na imprezie itp. itd. Każdego dnia też urwałem trochę czasu na ten portal – takie hobby, tak samo wymagające czasu jak akwarium, robienie zdjęć czy granie na konsoli – samemu, czy to z dziećmi.
– – –
Tęczowa koszulka Michała Kwiatkowskiego tak samo motywuje do działania, jak i możliwość stanięcia na podium lokalnego ogórka. Z tą tylko różnicą, że kolarstwo dla takich osób jak Rafał Majka, Sylwester Szmyd czy Marek Rutkiewicz to od wielu lat sposób na życie. Oni podporządkowują temu całe swoje życie, bo tak jak Ty idziesz do pracy na pół dnia, tak oni idą na siłownię, rower, basen czy saunę. Ty swoje treningi wciskasz między swoje prywatne życie, pracę i sen. Oni nie muszą, bo trening to ich praca. A praca daje najlepsze efekty wtedy, kiedy lubi się to co się robi. A kiedy życie daje najlepsze efekty? Kiedy jest równowaga.
Ta równowaga, to układanka czterech elementów.
Praca (środek do celu), życie osobiste (cel), pasje (rozwój) i sen (zdrowie). Najłatwiej oczywiście tak ułożyć sobie życie, by praca i pasja szły w parze. Tak robią to m.in. zawodowi kolarze, choć jak porozmawiać z nimi, to wielu z nich obok kolarstwa ma jeszcze jakieś inne zainteresowania – np. dla Mai Włoszczowskiej są to podróże i poznawanie świata. Więc wychodzi na to, że cały czas mówimy o czterech elementach układanki.
Szymonbike mówi Carpe Diem. I może, bo jest taki czas w życiu, kiedy przez jakiś czas możesz tak właśnie żyć. Chwilą, z dnia na dzień. Ale jak we wszystkim, tu też jest granica. Gdzie ona jest? Każdy musi sobie sam odpowiedzieć na to pytanie, bo nie ma dwóch takich samych życiowych sytuacji.
zdjęcie okładkowe: myphysiosa.com.au
COMMENTS