„Skoro oglądacie, kibicujecie, to zasługujecie na szczerość z mojej strony” – Tosia Białek (Warszawski Klub Kolarski) | Telenet Superprestige, Diegem | KOMENTARZ POSTAROWY

HomeSportKomentarze

„Skoro oglądacie, kibicujecie, to zasługujecie na szczerość z mojej strony” – Tosia Białek (Warszawski Klub Kolarski) | Telenet Superprestige, Diegem | KOMENTARZ POSTAROWY

Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA


Kibice zapamiętają nocny wyścig Telenet Superprestige w Diegem na długo. Zarówno Ci, którzy oglądali go na miejscu, jak i Ci, którzy śledzili rywalizację w relacji. Na starcie każdego z wyścigów była blisko setka zawodników i zawodniczek. Każdy przejechał ten wyścig najlepiej jak potrafił, każdy dał z siebie wszystko. W tym gronie była szóstka Polaków, a wśród nich także Tosia Białek, która postanowiła podzielić się z nami swoimi bardzo szczerymi przemyśleniami.


Eh, pewnie mogłabym nie napisać nic, ale w którymś momencie postanowiłam, że będę z Wami szczera, więc oto ona, moja relacja z Diegem.

Drugi mecz belgijskiego turnieju, mecz o wszystko? Bardzo nie chciałam żeby takim się okazał. Wieczór i poranek po wyścigu wydawało się że takim może się stać, ale dzięki dobrym ludziom naokoło mnie takim nie będzie. Wyścig to wyjątkowy, bo nocny, wszystko inaczej – jedzenie, spanie, oświetlenie, a ja nie lubię zmian, nie czuję się w nich pewnie. Mimo to na starcie stanęłam w dobrym nastroju z czystą głową i myślą – fajna trasa, może uda mi się tu pościgać.

Niestety moje nadzieje zostały zgaszone tak szybko jak Belgów na dobry wynik na zakończonym właśnie mundialu.
Zielone światło, start i zaraz a jakże, korki! Ja ewidentnie nie umiem w tę grę, te dziewczyny pchają się jakby w PRLu cukier rzucili do sklepów, ewentualnie papier toaletowy w covidzie, normalnie dziki zachód. Stanowczo nie czuję się jak w domu w takich warunkach. Choć mam dwóch braci i bitwy mi nie obce, to jak stukilowa dziewczyna bez powodu daje mi z bara to zastanawiam się czy ja aby na pewno jestem na wyścigu kolarskim a nie zawodach sumo.

No nic, taka rzeczywistość, trzeba się w niej odnaleźć, robi się luźniej a ja mijam kolejne dziewczyny, czuję się nieźle. Nagle wyjeżdżam z któregoś zakrętu i czuję się jakby ktoś mnie złapał za siodełko, ale nie, to jednak tylko tak zawiało. No nic taki tu mają klimat, wiatr tego wieczoru wiał dwa razy szybciej niż Bolt biegnący na setkę. ;)

No życie, jadę dalej, wyprzedzam kolejną grupkę, spada mi łańcuch, wkładam, wyprzedzam znów tę samą grupkę i pyk – znów łańcuch, wkładam i wyprzedzam znów tę samą grupkę i pyk jakaś dziewczyna wjeżdża we mnie z niewyjaśnionych (to be honest) dla mnie przyczyn i pakuje mnie w barierki. Zaliczam lot przez kierę w lepszym stylu niż Kamil Stoch na trwającym właśnie Turnieju Czterech Skoczni. Wstaję i nie zgadniecie co, znów ta sama grupka jest przede mną. Serio?!

Do czterech skoczni (razy) sztuka? No nie tym razem niestety. Jakiś dziwny Pan w kurtce UCI – dopuszczam opcję, że mógł mieć napis sędzia na plecach, ale dla mnie pozostanie dziwnym Panem. Spytacie czemu? Bo zdjął mnie i całą tę słynną już grupkę na sto metrów przed wjazdem na ostatnie okrążenie i 4 minuty przed finiszem czołówki. Nigdy tego nie zrozumiem, tak jak pewnie on nie zrozumie ile to znaczy dla nas (sad but true).

Po wyścigu płaczę, jestem załamana, chyba nawet nie jazdą, wynikiem może trochę, „-1 lap” też pewnie ciut boli, ale najbardziej tym że znowu „coś”, znowu bardzo chcę, robię wszystkie treningi, mam poczucie że jestem gotowa, a tu kolejny cios, jak nie dubel i gleba, to łańcuch, jak nie łańcuch to jeszcze coś innego.

W mojej głowie pojawiają się myśli, że może nigdy się nie uda, że może los mi daje znaki że czas skończyć, że czas zrobić sobie przerwę. Ciężka noc i równie ciężki poranek. I nie piszę tego żeby się pożalić, piszę to bo nie chcę zakłamywać rzeczywistości, nie lubię kłamstwa i skoro oglądacie, kibicujecie, to zasługujecie na full szczerość z mojej strony, tak uważam i kropka.

Jak wspomniałam już na początku, znalazły się osoby które w trudnym momencie powyścigowym podały mi rękę i bardzo to cenię, dzięki nim stanę dziś na starcie, ale nie nakładam już na siebie żadnej presji. chcę zagrać w tym meczu o honor i skończyć go z podniesioną głową. jedno wiem i mogę Wam obiecać, nie będzie to wyglądało tak jak mecz Polski o honor z Japonią na mundialu 2018, bo ja dam z siebie więcej niż wszystko. skąd to wiem? bo chyba inaczej nie potrafię. dziękuję Wam jeśli dotrwaliście do końca i jeśli nie to też, za to że jesteście.

Trzymajcie się ciepło!

Tosia


Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie także dzięki Tobie! Spodobał Ci się przeczytany tekst? Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i dzielić się pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 1