Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Bikepacking i hamak
Bikepacking to słowo bardzo modne w ostatnim czasie, choć istnieje zapewne odkąd wymyślono rower. Nie wchodząc jednak w niuanse marketingu i tego jak przyczynił się on do popularyzacji tego zjawiska, warto spojrzeć na to z najprostszej możliwej perspektywy. Bikepacking w pewnym sensie jest synonimem rowerowej wolności. Niezależnie od tego czy jest to mikro przygoda i zwiedzanie najbliższych okolic na rowerze, czy wielodniowa wyprawa w odległe zakątki kraju i globu, zawsze wiąże się z to z planowaniem i przewidywaniem niezbędnego ekwipunku.
Oczywiście bikepacking możemy dziś podzielić na dziesiątki rodzajów, odmian i stylów, od sportowego minimalizmu po typowo turystyczno-oblężniczy. Patrząc jednak właśnie z perspektywy czystej przygody, podróż rowerem zapakowanym tobołkami staje najfajniejsza gdy wybieramy noclegi na łonie natury korzystając z pięknych okoliczności jakie potrafi zafundować. Tu również jest pewnie wiele szkół, ale chcąc realizować jazdę „na lekko” najlepszym rozwiązaniem wydaje się rzecz jeszcze starsza od samego roweru, czyli hamak.
Żadne źródła nie wskazują na datę ani wynalazcę hamaka jako mobilnego łóżka. Wiele wskazuje jednak, że popularyzatorami tego sposobu snu i odpoczynku byli podróżnicy już w XV wieku, a na terenach obecnej Ameryki Łacińskiej hamak znany był jeszcze wcześniej.
Nie ukrywam, że sam dałem się wciągnąć w różne mini przygody z bikepackingiem, choć daleko mi do doświadczeń z wielodniowych wypraw. Na szczęście aby przygoda była przygodą nie musi oznaczać od razu podróży w odległe rejony świata. Czasami wystarczy pomysł na krótki wyjazd z jednym noclegiem w ciekawe miejsce i otwierają się zupełnie nowe horyzonty. Za cel obrałem 2-dniową wyprawę oczywiście w stylu „na lekko” w rejony Ponidzia, czyli obszar leżący na terenie województwa świętokrzyskiego, który wyznacza rzeka Nida i zespół tamtejszych parków krajobrazowych.
Spanie i odpoczynek musiały być oczywiście zaplanowane w terenie, więc do tego celu idealnie wpisał się hamak Lesovik Draka. W tym miejscu należałoby powiedzieć dobre, bo polskie, ale wydźwięk tego określenia stał się ostatnio zbyt polityczny :) Rozmawiając jednak o faktach, to warto podkreślić, że Lesovik to w pełni polska firma produkująca profesjonalne hamaki turystyczne. Do redakcyjnego testu trafił model Draka, czyli produkt z dołączoną moskitierą, która w razie potrzeby jest w pełni zdejmowalna. Z uwagi na fakt, że jest hamakowym żółtodziobem, to pierwszych instruktarzy rozkładania i składania udzielił mi sam twórca, czyli Rafał, który wspólnie z żoną Małgorzatą prowadzi hamakową manufakturę. To co najbardziej uwiarygadnia producenta tego typu sprzętów to fakt, że proces ich projektowania i tworzenia poparty jest własnymi doświadczeniami. Rafał to człowiek o wieloletnim doświadczeniu w outdoorze, a w ostatnim czasie także miłośnik bikepackingu w lekkim stylu. Mając tę świadomość, że twórca sam testuje swoje produkty w bojowych warunkach, można wierzyć że będą one dobrze dopracowane.
Pierwsze wrażenia
Dla wszystkich osób preferujących lekki bikepacking kluczowe na wstępie będą gabaryty i możliwości przewozu. Choć nie miałem doświadczeń z hamakami innych producentów, biorąc do ręki spakowany produkt Lesovika od razu pomyślałem – ale to małe. Tak faktycznie jest, spakowany w pokrowiec hamak ma długość około 35 cm, a średnica tobołka to około 13-14 cm. Weryfikacja wagi pokazała niemal dokładnie to co deklaruje producent. Po zważeniu całego zestawu waga pokazała 773 g. Przy takich gabarytach nie miałem również problemu żeby spakowany hamak włożyć do środka torby podsiodłowej Pro Discover o pojemności 15 litrów, która była moim jedynym bagażem.
Draka to hamak, który doposażony jest fabrycznie we wszystkie niezbędne akcesoria. W zestawie dostajemy oczywiście poza samym hamakiem moskitierę, system mocowania składający się z taśm, odciągów i karabińczyków, wewnętrznej sakiewki na akcesoria oraz pokrowców. W każdym nowym zestawie znajdują się także dwa odciągi boczne z napinaczami, które poszerzają przestrzeń do leżenia. Ja w testowym egzemplarzu odciągów nie używałem.
Całość robi wrażenie naprawdę wysokiej jakości i tak jest w rzeczywistości. Materiał, z którego wykonany jest sam hamak to nylon ripstop. W dotyku wydaje się ultra cienki, ale w rzeczywistości to wysokojakościowy i bardzo wytrzymały materiał. Jak podaje Lesovik, może wytrzymać obciążenie nawet 250 kg. Raczej nikt o takiej wadze nie będzie tego sprawdzać, ale to dobrze, że margines dopuszczalnego obciążenia jest tak duży. To budzi zaufanie. Moskitiera to bardzo gęsta siatka poliestrowa. To było też moje pierwsze pytanie do Rafała, czy pogryzą mnie w tym komary i inne owady żądne krwi. Z uśmiechem zapewnił, że nie ma szans, co miałem później sprawdzić na własnej skórze.
Test praktyczny
Podczas mojej podróży rozkładałem hamak 3 razy. Dwa na potrzeby odpoczynku w ciągu dnia i ten kluczowy, czyli żeby spędzić w nim noc. Znalezienie miejsca na rozłożenie zestawu nie wydawało się trudne, wystarczą dwa drzewa w odstępach 4-5 metrów. Okoliczności przyrody, w których je znajdziemy mogą być już wyłącznie wartością dodaną do biwaku w ciągu dnia czy też noclegu. Samo rozkładanie okazuje się banalnie proste. Otwierając pokrowiec wszystko dzieje się intuicyjnie. Montujemy jedną taśmę wraz z karabińczykiem na jednym drzewie i wyciągamy z pokrowca cały hamak robiąc to samo przy przeciwległym miejscu mocowania, gdzie w ten sam sposób obejmujemy taśmą drzewo. W zależności od jego grubości można to zrobić na raz lub owinąć dwukrotnie pień jeśli jest to obiekt o mniejszej średnicy.
Duże wrażenie zrobiły na mnie regulowane linki zawieszenia. Wygląda to mniej więcej tak, że jedna linka znajduje się wewnątrz drugiej i przesuwając je palcami uzyskujemy odpowiednią długość na potrzeby rozstawu drzew w jakich chcemy rozłożyć hamak. Regulacja jest wręcz banalnie łatwa, a same linki są tak cienkie, że początkowo każdy będzie miał duże wątpliwości czy to aby na pewno wytrzyma się jak się położę. Jak tłumaczył mi Rafał, linki wykonane z ultra wytrzymałego materiału do produkcji lin holowniczych i mogą wytrzymać kilkaset kilogramów. Początkowo budzi to efekt zwątpienia, ale szybko mija po tym jak położymy się w środku. Pozostaje jeszcze tylko wypoziomować, a do tego najbardziej przydatna będzie cięciwa od moskitiery, która nad hamakiem będzie wyznaczać nam poziom. Nie ma też obaw, że taśmy mocujące zsuną się z drzew, po położeniu się w hamaku tarcie taśmy o drzewo jest tak duże, że nie było szans na nieprzyjemne spotkanie z ziemią.
Samo wejście do środka nie wymaga oczywiście żadnych umiejętności, ale już zajęcie pozycji nie jest wcale takie oczywiste. Okazuje się, że leżąc w pozycji wzdłużnej w stosunku do hamaka jesteśmy wygięci w kształt tak zwanego banana. O ile na krótki wypoczynek taka pozycja jest całkiem w porządku, o tyle jeśli chcemy w hamaku spędzić noc, warto nauczyć się odpowiedniego wykorzystywania możliwości jakie daje. Aby uzyskać bardziej płaską powierzchnię należy zająć pozycje po ukosie, całej „sypialni”, przez co uzyskujemy pozycję możliwie najbliższą tej łóżkowej. Będzie to odczuwalne szczególnie jeśli lubimy spać na boku. Trzeba to kilka razy przećwiczyć aby przyzwyczaić się do specyficznego położenia w poprzek.
Pomimo, że rozkładanie miałem już opanowane, to robienie tego po zmroku w lesie nie mając do dyspozycji czołówki jest trochę karkołomne, ale jakoś poradziłem sobie przy użyciu światła z lampki i mając w pamięci procedurę rozkładania. Na przyszłość, nawet na mały wyjazd z biwakowaniem w planie warto zabrać czołówkę. Noc miała być prawdziwym testem, choć nie była w żaden sposób trudna pogodowo. Typowo ciepła, sierpniowa noc. Mając w głowie wcześniejsze uwagi, zadbałem o izolację od wilgoci od spodu w postaci cienkiego i lekkiego ręcznika sportowego ze znanej firmy na D. Dodatkowo skorzystałem z mini dmuchanej poduszki, która w rowerowej torbie nic nie ważyła, a za przykrycie służyła bluza. Nie powiem żeby było mi super ciepło, ale na potrzeby jednego noclegu w terenie latem – do wytrzymania. Pomimo, że hamak wykonany jest z bardzo dobrze izolującego materiału (i jednocześnie oddychającego), to wilgoć, która zbiera się przez noc pod spodem jest nie do uniknięcia. Warto zadbać o dobrą izolację, szczególnie gdy decydujemy się na noclegi w niższych temperaturach. Nie powiem żebym po tej nocy czuł się idealnie wyspany, bo zawsze pozostaje pewien pierwiastek niewygody w biwakowych warunkach, ale zrzucam to na brak doświadczenia i przyzwyczajenia. Z pewnością czułem się jednak lepiej niż po nocy spędzonej na nawet najwygodniejszej karimacie.
Idealnie za to spisała się moskitiera. Do środka nie przedostał się absolutnie żaden niechciany gość z gatunku owadów. Pomimo, że komary wściekle atakowały, nie miały szans przebić się ani górą, ani dołem. Bardzo przydatna okazała się także sakiewka na akcesoria zamontowana na cięciwie nad hamakiem. Można tam było schować portfel, telefon, okulary, czy źródło światła aby było cały czas pod ręką. Zamki od moskitiery znajdują się z obu stron, więc szybkie wypięcie się od środka w razie awaryjnej sytuacji nie stanowi problemu.
Składanie takiego zestawu noclegowego jest już dziecinnie łatwą czynnością. Na jednym końcu na linkach zawieszenia mamy zamocowany pokrowiec, co jest bardzo sprytnym rozwiązaniem, bo po prostu go nie zgubimy. Demontaż zaczynamy zatem od przeciwległej strony aby zwijać hamak w kierunku pokrowca. Trwa to dosłownie kilkanaście sekund. Gdy hamak razem z moskitierą chowa się w pokrowcu dokładamy tam linki i akcesoria i zamykamy całość. Banalne.
Niestety po nocy, podobnie jak namiot hamak będzie wilgotny. Na to nic nie jesteśmy w stanie poradzić, więc jeśli musimy wyruszyć skoro świt, dobrze jest go później podczas jakiejś przerwy w jeździe rozłożyć na słońcu aby pozbyć się wilgoci i ewentualnych nieprzyjemnych zapachów.
Bikepackingowy nocleg idealny?
W podsumowaniu nie da się nie odnieść do bezpośredniego porównania takiego sposobu biwakowania do znanego mi wcześniej klasycznego namiotu. Oczywiście namiot ma swoje niepodważalne zalety w kwestii izolacji od zewnętrznych warunków i są sytuacje związane z pogodą czy miejscem wyjazdu kiedy będzie to najlepsze rozwiązanie. Hamak zapewni nam podstawowe możliwości snu i odpoczynku, a argumentem nie do podważenia jest łatwość rozkładania i składania. Tym byłem absolutnie zafascynowany, nie tylko w kontekście samego noclegu. Jeżeli planujemy długie godziny w siodle i sporo kilometrów, perspektywa rozłożenia w kilkadziesiąt sekund polowego łóżka na odpoczynek wydaje się fantastyczna. Wystarczy trochę cienia, dwa drzewa i już mamy doskonałe miejsce choćby do półgodzinnej drzemki, gdzie nie zjedzą nas żywcem owady. Jeśli dodamy do tego jeszcze ładne widoki, albo nocne niebo pełne gwiazd, to hamak wygrywa właśnie dzięki tej bliskości z naturą. Jeśli chcemy zapewnić sobie dodatkową ochronę od deszczu, niezbędna będzie dodatkowa inwestycja w tarp, czyli specjalna plandeka, z której wykonuje się zadaszenie.
Z perspektywy optymalizacji bagażu rowerowego, a tym w końcu różni się typowy bikepacking od oblężniczego stylu turystycznego z sakwami, hamak wydaje się rozwiązaniem perfekcyjnym. Jest lekki, łatwy do zabrania wszędzie i szybko rozkładany/składany. W produkcie Lesovika cieszy przede wszystkim, że jest to produkt godny najwyższego zaufania. Jakość i dbałość o szczegóły widać tu na każdym kroku. To również w pewnym sensie odzwierciedla cena, bo taki kompletny zestaw to 699 zł (w sklepie internetowym na stronie producenta). Wiele osób powie, że to nie mało, ale sądzę, że jest to inwestycja na długie lata i wiele sezonów rowerowych. Wystarczy to zestawić z kosztami kompletu dobrej jakości toreb, które często są sporo droższe. Stopień zużywania się tego produktu wydaje się być niewielki, bo materiał czy linki zawieszenia nie są z pewnością podatne na rozciąganie. Jeśli dodatkowo ktoś ceni takie wartości jak w pełni polska produkcja i projektowanie przez osoby, które same jeżdżą na rowerach, to mamy na rynku produkt pełnowartościowy.
COMMENTS