Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Kolarstwo górskie powinno się niemal zawsze kojarzyć się górami i jest to oczywiście najlepsza z możliwych jego definicji. Oczami wyobraźni widzimy dziesiątki kilometrów przemierzanych w trudnym górzystym terenie przez wiele godzin. Taka wizja oczywiście jest fantastyczna, ale z założenia już nieco utopijna. Jej trudność w realizacji sprowadza się przede wszystkim do faktu, że po prostu większość naszego społeczeństwa, bliska pewnie 80%, zwyczajnie nie mieszka w górach, czyli na południowych krańcach Polski.
Myślenie o kolarstwie górskim w kontekście szerszej definicji pozwala nam odróżnić już sporo jego wyspecjalizowanych odmian. Pozostając jednak przy najbardziej klasycznym cross country podział jest bardzo jasny – XCM i XCO. Ta pierwsza odmiana, czyli XC maraton najbliższa jest właśnie terenom górzystym lub przynajmniej mocno wyżynnym. Mimo tego, że takich terenów w Polsce mamy zdecydowaną mniejszość, to właśnie ta odmiana cieszy się największą popularnością wśród amatorów, którzy upodobali sobie długodystansowe ściganie po płaskich polach i lasach.
To jednak odmiana XCO, czyli XC w wersji olimpijskiej pozwala otworzyć horyzonty na prawdziwe kolarstwo górskie, które można uprawiać w wielu miejscach z dala od gór. Jeśli dodamy do tego takie cechy jak trudność zapętlonej trasy, wysiłkowy i interwałowy charakter oraz stałe doskonalenie techniki jazdy na rowerze górskim, to suma tych elementów stworzy z każdego amatora o wiele lepszego zawodnika.
Warto przyjrzeć się miejscom, które mamy bliżej niż góry i poszukać prawdziwych pereł w regionach, które z kolarstwem górskim wcale się jednoznacznie nie kojarzą.
Jednym z takich miejsc są Mazury, czyli region dla wielu osób atrakcyjny turystycznie, ale niekoniecznie oczywisty kolarsko. Okazuje się jednak, że są tam mało znane miejsca, gdzie można otrzymać ogromną dawkę kolarstwa górskiego w najczystszej postaci. Takim miejscem niewątpliwie jest Bike Park Poręby, czyli 3,6 kilometrowa pętla wytyczona w pobliżu Góry Czterech Wiatrów, tuż obok Jeziora Czos, nad którym położone jest Mrągowo. W zasadzie można powiedzieć, że jest to miejska runda, bo bliskość bardzo urokliwego dojazdu wzdłuż linii brzegowej jeziora powoduje, że ruszając z Mrągowa w kilkanaście minut wkraczamy do świata prawdziwego XCO.
Aby dojechać na miejsce trzeba z jedynej asfaltowej drogi prowadzącej przez półwysep skręcić w szeroką szutrową drogę z drogowskazem „Poręby”. Przy zjeździe znajduje się łatwe do zauważenia oznaczenie Bike Park Poręby. Aby dotrzeć na start rundy szeroką szutrówką przemierzamy jeszcze 600 metrów. Miejsce jest także oznaczone w Google Maps.
Sama runda powstała z inicjatywy kolarskiego stowarzyszenia Grupa Luz Mrągowo, a jej współtwórcą i wielkim orędownikiem jest do dziś Arkadiusz Cała, organizator cyklu Mazury MTB. W 2015 roku odbyły się tam pierwsze zawody XCO, które stały się także przyczynkiem do powstania samego mazurskiego cyklu zawodów. Pętla wytyczona jest w całości w lesie na wzgórzu, którego wysokość sięga blisko 200 metrów n.p.m. Swój duży udział w stworzeniu tego miejsca miało także Nadleśnictwo Mrągowo, które zarządza tym terenem.
Pamiętam dość dobrze początki tej trasy, gdy odwiedziłem ją tuż po powstaniu. Wiele fragmentów było jeszcze mocno dziewiczych, a wytyczenie toru jazdy wymagało sporo pracy w surowym terenie. W wielu miejscach wystawało sporo drobnych pieńków po wycince samosiejek drzewostanu i wybijało to mocno z rytmu. Dziś nie ma śladu po tych trudnościach. Dzięki regularnej jeździe trasa się ubiła, poszerzyła i jej obecna forma jest absolutnie znakomita. Poręby odwiedził też kiedyś Paweł, który wówczas na łamach portalu zachęcał taką wzmianką:
Już sam start wita nas sztywnym i stromym podjazdem przez kilkadziesiąt metrów, który przemienia się w dość długi i dynamiczny zjazd i od tego momentu zaczyna się prawdziwa zabawa. Trasa cały czas prowadzi nas krętym singlem usianym korzeniami i różnego rodzaju pułapkami terenowymi typowymi dla cross country, czyli znajdziemy tam ułożone specjalnie belki, zbudowane hopki czy nawet drewniany drop dla osób ufających swojej technice jazdy. W pierwszej połowie trasy zaliczamy kilka dynamicznych zjazdów, a ułożone na nich zakręty powodują, że łapie się niesamowicie przyjemny flow, który jednak musi być połączony z pełną koncentracją. Trasa jest trudna i wymagająca technicznie, dlatego ważna jest umiejętność balansowania ciałem czy przenoszenia środka ciężkości. Jest to szczególnie istotne w kilku miejscach, gdzie ścieżka jest naprawdę wąską i prowadzi dodatkowo trawersem, gdzie czyhają naturalne przeszkody, czyli korzenie, mogące wytrącić z toru jazdy. Sporo szybkich i przyjemnych zjazdów, które udało się wkomponować w przebieg trasy, trzeba oczywiście „odpracować” na podjazdach. Te są sztywne i naprawdę dają popalić mięsniom. Wiele z nich ma nachylenie w granicach 10-12 stopni, ale momentami na sztywnych ściankach dochodzące do 20. To sporo i tu ważna jest praca ciałem oraz dociążanie obu kół aby nie traciły przyczepności.
Charakter trasy nie zmienia się do samej mety i w żaden sposób nie można powiedzieć, że daje nam gdziekolwiek odpocząć, bo nawet te krótkie podjazdy zaraz przemieniają się w zjazdy i zakręty, na których trzeba zachować pełne skupienie. Tuż przed metą na dużej prędkości wpadamy na przyjemny rockgarden, który jednak nie kończy zabawy, bo samą metę wieńczy jeszcze jedna sztywna ścianka do podjechania.
Szczególnie warte podkreślenia są najwyższe fragmenty trasy
gdy przemieszczamy się trawersując naprawdę strome zbocze, a w dole widzimy
pomiędzy drzewami panoramę niewielkiego, ale urokliwego Jeziora Dobrynek. Widok
absolutnie niesamowity, w niczym nie odbiegający od tego jaki można zaliczyć w
prawdziwych górach.
To co jednak czyni to miejsce wyjątkowym, to jego
naturalność. Oczywiście wytyczenie rundy wymagało tu ingerencji w stworzenie
szlaku, ale ma się wrażenie, że teren jest nietknięty ludzką ręką. Ilość
naturalnych elementów, które wplecione są w trasę przejazdu powoduje, że czujemy
się tu niemal jak na górskim, naturalnym szlaku. Uroku i klimatu dodaje leśne
otoczenie, a już szczególnie w wiosennych miesiącach, gdy rośliny budzą się do
życia, ale jeszcze nie „ingerują” w samą trasę. Niczym nadzwyczajnym będzie tu donośny
śpiew ptaków czy nawet sarna, która spłoszona naszą jazdą przeskoczy gdzieś
przez drogę.
Osobny akapit należy też poświęcić nawierzchni. Jest ona twarda i mimo, że w wyniku panującej suszy kilka miejsc odsłania nieco piachu, to nie ma on nic wspólnego z tym co znane jest z lasów położonych w centralnej Polsce. Nawet po wielu przejazdach nawierzchnia rundy pozostaje niezmiennie dobra i przyczepna. Działa tu wręcz taki efekt, że im więcej osób jeździ po rundzie, tym lepiej. Nawierzchnia „układa się” i naturalnie wskazuje najlepszą linię przejazdu.
W efekcie końcowym jeden przejazd daje nam około 115 metrów w pionie i trochę ponad 100 w dół. Może nie są to liczby, które powalają na kolana, ale biorąc pod uwagę skalę trudności trasy, jej przebieg oraz spore nachylenie nawet na krótkich podjazdach, mamy wrażenie, że kosztowało nas to ogromny wysiłek. W moich maksymalnych możliwościach przejazd rundy oscyluje w granicach 14 minut, natomiast segment na Stravie jasno pokazuje, że można dużo mocniej i szybciej. Wykonując tu trening składający się z 5 okrążeń ma się wrażenie, że przejechało się w terenie ogromny dystans, a pieczenie w mięśniach czuję na samą myśl.
To właśnie jest całe ukryte piękno rund cross country. Nawet niepozorne miejsca, położone na terenach, które są pagórkowate, ale na pewno nie górzyste, mogą sprawić, że dotykamy właśnie kolarstwa górskiego. Takie rundy jak Poręby, trudne, interwałowe i nie „dające odpocząć”, powodują, że warto odwiedzać i wyszukiwać takie miejsca. Spójrzmy też na korzyści jakie wnoszą do treningu, a także całokształt nas samych jako amatorskich zawodników kolarstwa górskiego, bo w tym przypadku można w pełni posługiwać się tym stwierdzeniem. Jak ma się intensywna godzina pełna technicznej jazdy w pięknym miejscu do bezcelowej gonki po lesie, którą często nazywa się maratonami ? Odpowiedzcie sobie sami.
W Polsce XCO nadal jest swego rodzaju niszą, pomimo że to właśnie w tej dziedzinie mamy najlepszą zawodniczkę w historii kolarstwa górskiego, czyli Maję Włoszczowską. Jest oczywiście Puchar Polski XCO dla profesjonalistów, są także lokalne cykle i imprezy specjalizujące się w odmianie olimpijskiej dla amatorów, ale ściganie na rundach to nadal dla wielu osób jest „zbyt wymagające”, dlatego wolą pójść na łatwiznę i wytłuc swoje kilometry po polach za nieraz niemałe wpisowe, a potem powiedzieć kolegom w pracy, że w niedzielę się ścigali.
Dlatego jak mantrę na łamach tego portalu będę powtarzał – trenujcie XCO. Tym bardziej teraz, gdy w trudnych czasach pandemii nie ma rozgrywanych zawodów i póki co nie widać ich na horyzoncie, odkrywajcie takie miejsca jak Poręby. Spójrzcie na kolarstwo górskie szerzej niż przez pryzmat kalendarza cyklu maratonów, które kolarstwem górskim są jedynie z nazwy. Spakujcie rower, jedźcie w ciekawe miejsca, odkrywajcie.
Oczywiście wyjazd w takie miejsca jak Mrągowo to nie tylko Bike Park Poręby. Cały obszar wokół miasta to bardzo atrakcyjne pagórkowate tereny, które oferują wszystkie kolarskie atrakcje. Tuż obok znajduje się Góra Czterech Wiatrów, gdzie nabijecie setki metrów w pionie na rundzie Mistrzostw Polski XCO 2018, czy choćby miasteczko Mrongovile z równie interesującą, bardzej techniczną pętlą, gdzie rozegrano mistrzostwa w roku 2019. Jeśli dodać do tego masę pagórków w każdą możliwą stronę i malownicze twarde szutry choćby do zwiedzania na gravelu, to mamy wszystko w pigułce. O krętych i równie pagórkowatych asfaltach na szosę nawet nie wspomnę przez przyzwoitość dotyczącą tematyki tego portalu :)
Na koniec pozostawię otwarte pytanie, lecz nie spodziewam się oczywistej odpowiedzi z uwagi na wydarzenia roku 2020. A gdyby tak Poręby były areną do rozegrania Mistrzostw Polski XCO w przyszłości? Trasa godna jest miana mistrzowskiej i wnosi wszystko czego każdy profesjonalny zawodnik oczekuje od formuły XCO. Znam nawet kogoś, kto z pełną odpowiedzialnością za słowa porównał to miejsce do słynnej rundy Pucharu Świata w Novym Mescie na Morave, a był na obu tych trasach :)
COMMENTS