Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Singletracki oraz bikeparki mają obecnie swój złoty czas. Co chwilę słyszymy o nowej inicjatywie w budowie zrównoważonych ścieżek rowerowych z różnych części kraju. Tego typu miejsc oczywiście najwięcej można znaleźć na południu Polski, naturalnie z powodu geograficznego ukształtowania. Realizacja tego typu projektów w górach jest zdecydowanie łatwiejsza, bo pomaga po prostu teren. Wydaje się również, że tym inicjatywom sprzyjają również władze samorządowe, które dostrzegają w tym magnes na turystów, przede wszystkim tych rowerowych, bo trend jest stale rosnący. Momentami można wręcz dostrzec rywalizację górskich i około górskich gmin, które chwalą się budową lub otwarciem kolejnych singli aby móc wpisać sobie w przewodniki turystyczne również takie atrakcje dla aktywnych.
Ta sytuacja ma oczywiście same dobre strony, bo powstają miejsca gdzie w sposób bezpieczny można nie tylko czerpać radość z jazdy rowerem górskim w górach, ale także szlifować technikę. Jak się okazuje ten ostatni element staje się ważnym wyznacznikiem w projektowaniu tras. Oczywiście bez trudu znajdziemy łatwiejsze wersje, bez karkołomnych zjazdów i z poziomem trudności „dla każdego”, ale na szczególną uwagę zasługują techniczne trasy, z których oprócz przyjemności z jazdy, można wywieźć realną poprawę własnych umiejętności.
Do takiej kategorii zaliczyłbym jeden z najnowszych obiektów na mapie MTB Polski, czyli Pasmo Rowerowe Olbrzymy koło Jeleniej Góry. To miejsce miałem przyjemność odwiedzić podczas swojego urlopowego pobytu w Szklarskiej Porębie. Mimo, że cel wyjazdu nie był raczej rowerowy, to nie mogłem sobie odmówić zabrania górala, wiedząc że od kilku tygodni trasy są gotowe. Perspektywa wyrwania się z rodzinnych wakacji choćby na pół dnia była zbyt kusząca :)
Pasmo Rowerowe Olbrzymy to kompleks singletracków na południe od Jeleniej Góry, ale trasy leżą również na terenach gmin Piechowice oraz Podgórzyn. Z racji ograniczonego czasu miałem okazję zwiedzić tylko część Piechowicką, czyli zachodnią, uznawaną za trudniejszą. Składa się ona z połączonych odcinków o nazwach : Rokitnik, Leszy, Skarbek, Zmora oraz Dopler. Odcinki płynnie się łączą i całość tworzy pętlę o długości niecałych 20 km.
Ktoś może pomyśleć, co to jest 20 km. Uwierzcie, że nawet po jednym okrążeniu w mocnym tempie, można mieć dość. Ale od początku.
Dojazd najłatwiej zaplanować od miejscowości Piechowice. Miasteczko znane jest ze swojej atrakcji turystycznej, czyli Huty Szkła Julia, którą można zwiedzać. Najłatwiej wjechać na trasę od ulicy Cicha Dolina, gdzie zaczynamy u podnóża Rokitnika. Od tego momentu ruszając zgodnie z oznakowaniem rozpoczynamy dość długą i mozolną wspinaczkę, która tylko w nielicznych miejscach uraczy nas krótkimi zjazdami. Profil trasy wskazuje jednoznacznie, że ponad połowa całej 20 kilometrowej pętli to jazda w górę. Co nie znaczy, że nie ma w tym dobrej zabawy. Już po kilku kilometrach czekają pierwsze małe rock gardeny, które następnie przechodzą w coraz większe formacje skalne. Faktycznie skały, którymi usiany jest las dookoła, są imponujące i w wielu miejscach naprawdę olbrzymie. Właśnie od tego wywodzi się nazwa tego miejsca.
Po mozolnej wspinaczce przez Rokitnik, Skarbek, Zmorę i Dopler, w połowie tego ostatniego, czyli około 11 kilometra całej pętli zaczyna się prawdziwa zabawa. Pojawiają się dłuższe zjazdy, profilowane bandy i nieodłączne kamienie oraz skały. Po wjeździe powrotnym na Zmorę oraz Skarbek można złapać przyjemny flow i jednocześnie poczucie satysfakcji, że warto był się wdrapywać pod górę przez ponad 10 kilometrów żeby złapać momenty świetnej zabawy jadąc w dół. Prawdziwe olbrzymy poczuć można zjeżdżając z Rokitnika. W tym miejscu śmiało można powiedzieć, że cross country przeplata się z elementami prawdziwego enduro. Zjazdy są trudne i wymagają bardzo dobrej techniki, koordynacji i balansu ciałem na rowerze. W wielu miejscach są to wręcz półki skalne przechodzące jedna w drugą, po których trzeba zjechać. Jest kilka miejsc, w których wyznaczono jakby alternatywną, łatwiejszą ścieżkę, ale nie zawsze. Bez poczucia wstydu przyznaję, że zjeżdżając z Rokitnika 2-3 musiałem zejść z roweru, bo zjazd po wielkich kamieniach z dodatkowym dropem czy różnicą poziomów, przekraczał moje skromne umiejętności. Nie jest jednak tak, że się nie da. Już na drugi dzień, gdy przyjechałem ponownie na pętlę, większość zjazdów wychodziła mi znacznie lepiej, wystarczyło się przełamać. Kilka przeszkód zostało jednak niepokonanych.
Sprzęt
Na jakim rowerze wybrać się na zwiedzanie Pasma Rowerowego Olbrzymy? Bez wątpienia najwięcej przyjemności z jazdy da rower z pełnym zawieszeniem i wcale nie musi to być wersja z dużym skokiem zawieszenia. Ten oczywiście pomoże podczas przejazdów po największych skałach i uskokach, ale z powodzeniem wystarczy typowy full do cross country. Ja akurat dysponowałem swoim prywatnym hardtailem, ale ten też sprawdził się znakomicie. W bojowych warunkach mogłem wykorzystać wszystkie zalety progresywnej geometrii, mając duży margines bezpieczeństwa oraz wielką dawkę czystej frajdy z jazdy.
Bez wątpienia ważne są tu opony. Nie polecam wybierać się w Pasmo Rowerowe Olbrzymy na tak zwanych szmaciakach ze ściankami grubości kartki. Jest wiele miejsc gdzie przyciera się oponami o kamienie, dlatego warto mieć solidne gumy z grubymi ściankami. Ma to wpływ nie tylko na bezawaryjną jazdę, ale także na trakcję i możliwość jazdy z naprawdę niskim ciśnieniem przy użyciu systemu tubeless, które tutaj bardzo się przydaje.
Czy warto?
Z pewnością tak. Nie da się jednak ukryć, że nie jest to typowe miejsce dla osób, które lubią jeździć tylko w dół, wiedząc, że na dole jest bar z zimnym piwem, dobrą pizzą i kolejką, która kanapą zawiezie nas na górę. Nic z tych rzeczy. Pasmo Rowerowe Olbrzymy to miejsce, które dodatkowo wymaga niezłej kondycji, bo jazdy w górę jest dużo. To podstawowy zarzut fanów enduro i dlatego te single nie będą ich przyciągać. W mojej interpretacji jest to bardzo wymagająca fizycznie i trudna technicznie pętla współczesnego cross country, które zapożycza sporo elementów z enduro. Dlatego jeżeli jesteśmy wyznawcami trudnego cross country, wybierając się na Olbrzymy dostajemy wszystko, zjazdy, podjazdy i taką ilość skał i kamieni, jakiej nie znajdziecie na żadnej innej pętli XC. Osobiście muszę przyznać, że nigdy nie w życiu nie przejechałem tylu rockgardenów naraz, mając jednocześnie satysfakcję z każdego kolejnego przejazdu, jeśli wychodził mi mniej koślawo niż poprzedni.
Oznaczenie tras
Kompaktowość tras i połączenie ich w jedną pętlę jest tu niewątpliwym plusem. Możemy dzięki temu wykonywać mniejsze pętle kilkukrotnie, a następnie wrócić na drogę powrotną, która zaprowadzi nas do miejsca gdzie na przykład zaparkowaliśmy samochód. Jeśli chodzi o oznaczenie, nie miałem najmniejszych problemów ze znalezieniem właściwego szlaku i kierunku. Jedynie miejsce startu od ulicy Cicha Dolina w Piechowicach jest dość mylące i wymaga chwili zastanowienia zanim znajdziemy właściwy szlak, bo zamiast jechać intuicyjnie w środek lasu, trzeba się cofnąć kawałek asfaltową drogą, którą przyjechaliśmy i dopiero skręcić za mało widocznymi w tym miejscu strzałkami w prawo.
Z Pasma Rowerowego Olbrzymy wywiozłem same dobre wrażenia i jestem przekonany, że przyszłość szeroko pojętego kolarstwa górskiego w Polsce to rozwój właśnie tego typu inicjatyw. Dostajemy w jednym miejscu wszystkie elementy jakie można odnaleźć we współczesnym cross country, a jednocześnie jazda jest bezpieczna o ile oczywiście nie przekraczamy granic własnych możliwości i zdrowego rozsądku. Jako, że daleko mi do stylu enduro, a wciąż identyfikuję się z literami X i C, to ilość podjazdów zdecydowanie mnie cieszyła niż irytowała. Paśmie Rowerowymu Olbrzymy należy się portalowy znak jakości.
COMMENTS