Przemysław Gierczak (Hurom Accent Sławno): misja 24h MTB zakończona sukcesem!

HomeKomentarze

Przemysław Gierczak (Hurom Accent Sławno): misja 24h MTB zakończona sukcesem!

Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA


Bardzo się cieszę, że udało mi się wykonać swój plan i przejechać 465 (według mojego GPS 461,54, ale mógł gdzieś w gęstym lesie się na chwilę zagubić, bo runda miała 15,5km a zrobiłem ich 30). Cała misja rozpoczęła się 10 grudnia i wtedy była mocno abstrakcyjna. Na wadze 108 kilogramów i kompletny brak formy. Przez kolejne 4 miesiące treningów zjechałem do wagi startowej czyli 83kg (-25). W sumie przez pół roku przygotowań zrobiłem około 9000km. Długo można by o tym pisać ;)

Po drodze startowałem w XC, maratonach a nawet na szosie. Wszystko jednak było tylko elementami mojej układanki. Do samego startu również przygotowałem się skrupulatnie. Zrobiłem rekonesans trasy (jak się okazało nieco ją w tym roku zmieniono i była znacznie cięższa), przygotowałem całe zaplecze, zabezpieczyłem bufet, sprzęt i nakreśliłem strategię. W całej układance musiało zagrać wszystko, aby się udało. Tym bardziej, że trasa przez zmianę okazała się nieco wolniejsza niż w latach poprzednich i 450km stało się naprawdę nie lada wyzwaniem.

Bardziej obszerny opis moich przygotowań znajdziecie niebawem na fanpage Przemek Gierczak ReCycling Rider.

Wyścig rozpoczął się dość mocno. Starałem się utrzymać w pierwszej grupie z zawodnikami z Quattro i Duo, aby móc kontrolować sytuację. Dopiero na pierwszej rundzie zapoznałem się z nową trasą i już wiedziałem, że będzie mega trudno złamać to magiczne 450. Pierwsza setka poszła dość szybko. Z jednym 7 minutowym postojem na prysznic i zmianę ciuchów. W międzyczasie cały czas pobierałem picie i jedzenie. Między 180 a 260 kilometrem przyszedł pierwszy poważny kryzys. Momentami nie byłem w stanie zapanować nad rowerem i swoimi myślami, więc zjechałem do namiotu. 2 minuty leżenia na ziemi i pojechałem dalej. Puściło! W tym samym czasie udało się odskoczyć na bezpieczną odległość od goniącego Patryka Białka. Kolejne godziny mijały, a ja niewiele z nich pamiętam. Moja ekipa techniczna Marta Turoboś i Dawid Miśkiewicz robili co mogli, abym nie musiał tracić nadmiaru energii. Jechałem jak zaprogramowany robot. Mój rower Accent Hero zbudowany specjalnie na ten wyścig działał perfekcyjnie i był już niemal moją dodatkową kończyną. Nie widziałem nic wokół siebie, nie słyszałem niczego, była tylko jazda.

O świcie po najdłuższej 20 minutowej przerwie wypiłem pierwszą kawę i ruszyłem dalej. Od godziny 4ej do 8ej w zasadzie nic nie pamiętam. Wiem, że jechałem, ale kompletnie nie wiem co się w tym czasie działo. Były tylko kolejne obroty korbą i kolejne kilometry. Ostatnie 4 godziny jechałem już bez nawet najmniejszego zatrzymania. Mimo przejechanych 400km tempo było wciąż podobne, a organizm wyłączał kolejne funkcje ograniczając się do minimum poboru energii. Na 430km przyszedł kolejny bardzo mocny kryzys. Pojawiły się dreszcze, problemy z trafieniem w ścieżkę (a na zjeździe ponad 50km/h). Przyjąłem sporą dawkę cukrów i pojechałem dalej. Udało się przeżyć.

Na godzinę przed końcem czasu miałem już pewne zwycięstwo i 449,5km. Organizm odmawiał dalszej jazdy, ale przecież powiedziałem, że będzie 450! Ruszam na jeszcze jedną rundę spotykam Valeriana Romanowskiego, rekordzistę Guinessa w jeździe 48h na rowerze, który jedzie w quatrro. Trochę rozmawiamy, ale ja już odliczam metry a może nawet centymetry do kreski. Ból jest ogromny. Udaje się dotrwać do mety. 465 km! Meta!!!

Zjeżdżam do namiotu, piję zimną wodę, przychodzi największy rywal czyli Patryk Białek. Rozmawiamy, śmiejemy się… Ta chwila to jedna z piękniejszych rzeczy w sporcie! Zajechaliśmy się niemal na śmierć walcząc na trasie! Jesteśmy kumplami i mamy do siebie wielki szacunek!
Właśnie dla takich chwil warto!

Po chwili zaczynam szykować się do dekoracji, wstaję, kręci mi się w głowie siadam i mdleje. Moja ekipa szybko zlewa mi głowę zimną wodą i po kilku sekundach zaczynam znowu kontaktować. Ogarniam się i na dekorację idę z rowerem, bo muszę się czegoś trzymać. To już koniec!

Przyznam, że byłem przygotowany na trudy tego wyzwania, ale te kryzysowe chwile będę pamiętał do końca życia.

Dziękuję mojej ekipie! Marta i Dawid bez Was na pewno by się nie udało! Gratuluję wszystkim, którzy mierzyli się z tym wyzwaniem!

Musicie wiedzieć, że to absolutny skrót, skrótu, bo opisać to wszystko w jednym krótkim tekście jest niezwykle trudno. Do pełnej wersji podsumowania zapraszam na Przemek Gierczak ReCycling Rider na Facebooku już niebawem.


Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie także dzięki Tobie! Spodobał Ci się przeczytany tekst? Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i dzielić się pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0