Bartosz Borowicz (Cozmobike Team) – Cisowianka Mazovia MTB Marathon, Toruń

HomeKomentarze

Bartosz Borowicz (Cozmobike Team) – Cisowianka Mazovia MTB Marathon, Toruń

Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA


Toruń od kilku lat przyciąga mnie bardziej turystycznie niż z powodu epickiej trasy. Ta jednak zmieniła się znacznie na ogromny plus już w poprzednim roku, gdzie odkryto zupełnie inne fragmenty. W tym roku spodziewałem się tego samego, lecz skróconego, przez co mniej ciekawego. Całe szczęście myliłem się! Traska zyskała na soczystości i doszło wiele, naprawdę wymagających fragmentów. Oczywiście przyszło nam przejechać przez niejeden płaski i szybki fragment szutru czy asfaltu, lecz ścieżki leśne jakoś to wynagrodziły.

Ogólnie zmianę trasy traktuję na ogromny plus, bo jeśli po kilku kilometrach z tłocznego, pierwszego sektora zostaje już kilku zawodników, a po kolejnej sekcji górek i „XC” udaje się uciec w kameralnym gronie, to znaczy, że było gdzie poczuć nogi :)

Sam wyścig miał być dla mnie dość trudny. Zazwyczaj walczę o swoją jak najwyższą pozycję na etapie i staram się umacniać punkty w generalce. Zdarzało się nie raz, że końcowe wyścigi w ramach Mazovii jechałem już „tylko” dla samej walki na etapie i frajdy, bo sytuacja w klasyfikacjach końcowych była jasna i niemożliwa do zmiany. To jest niezwykle fajna opcja, z lekką głową i nogą.

W Toruniu jednak miało być inaczej, bo choć moje 1 miejsce w generalce Open było już nie do ruszenia, to obiecałem pomóc w utrzymaniu 2-giej pozycji w kategorii swojemu teamowem’u koledze, Kacprowi Cacko. Ten bronił w tym dniu podium na innym cyklu, więc wziąłem na swoje nogi jego sukces. Lub porażkę, ale to absolutnie nie wchodziło w grę! Już tak mam, że o cudze dbam bardziej, tak samo przejąłem się ta sprawą i za wszelką cenę chciałem pomóc. Dawno się tak nie stresowałem przed wyścigiem :D

Long story short, chodziło o to, by pierwszy zawodnik na mecie dystansu Pro miał co najmniej 3,5 minuty przewagi nad jednym z kolegów, który mógł zrzucić Kacpra z 2-giego miejsca. Czy byłbym to ja, czy ktokolwiek inny nie miało znaczenia, jednak wiedziałem, że jak szybko nie znajdzie się nikt kto będzie inicjował ataki, rwał i próbował odjeżdżać na tej bardzo szybkiej trasie, to na mecie mogą być niewielkie różnice.

Początkowe kilometry były płaskie, szybkie i tu raczej nie było mowy o żadnych atakach. Czuwałem i obserwowałem. W peletonie było kilku bardzo mocnych zawodników, byłem pewien, że prędzej czy później sklei się jakiś odjazd.

Co prawda były jakieś próby skoków, ale dopiero pierwsze fragmenty w bardziej wymagającym terenie poszarpały stawkę. Po kilku leśnych kilometrach, piachach, górkach i singlach, na których zacząłem już sygnalizować mocniejszą jazdę, zostało nas kilka osób. Po kolejnej sekcji bogatej w ścieżki, single, małe, bardzo strome hopki itd., udało mi się odjechać z D. Perkowskim i P. Piaseckim. Kolejne ciekawe fragmenty trasy pozwoliły nam szybko zrobić sporą przewagę, którą niestety ciężko było utrzymać na późniejszych fragmentach „szosowych”. Choć w pewnym momencie prawie straciliśmy liderowanie, znów udało się zgubić pogoń w lasach.

Wiedziałem, że miejsce w wyścigu nie jest dla mnie istotne, dlatego wziąłem na siebie zdecydowaną część pracy od samego początku ucieczki. Liczyłem na Patryka, który przemieli towarzystwo i zrobi super czas, ale niestety miał mały defekt, który nie pozwalał mu angażować się w aktywną jazdę. Cały czas musiałem zatem utrzymywać mocne tempo, nie przejmując się, że robię za woła.

Ostatnie kilometry finiszowe w Toruniu są dość trudne. Po wylocie z leśnych ścieżek, przed oczami rozpościera się szeroka, polna panorama. Na jej środku widnieje Motoarena, a na niej finisz ulokowany za łukiem na słabo trzymającym żwirku. Przed samym wlotem na Motoarenę trzeba jeszcze na pełnej prędkości przejechać przez przejazd pod trybunami, gdzie bywa ślisko i ciasno. Zanim jednak w ogóle dojedzie się do obiektu, wypadałoby mądrze pokonać ostatnie kilometry po piaszczystych łąkach. Tu jednak nie traciłem czasu na czarowanie, pogodziłem się z ewentualnym 3-cim miejscem, trzymałem tempo do ostatnich chwil, kiedy trzeba było już dać w palnik i próbować finiszować. Ostatnio sprinty na kreskę wychodzą mi całkiem sprawnie. Szybszy okazał się, co nie dziwne, Patryk, ale 2-gie miejsce z tak zacnej ucieczki cieszy.

Natomiast to, co ucieszyło najbardziej, to zrealizowanie celu na ten wyścig. Wymagane 3,5 minuty przewagi udało się podwoić!

Edycja w Toruniu była finałową, kończącą cały sezon zmagań w ramach Mazovii. Po trwających wieki dekoracjach i „imprezach towarzyszących” przyszedł czas na dekoracje generalne i nagrody. Zdecydowanie najcenniejszą nagrodą była szczera radość bliskich oraz wdzięczność kumpla.


Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie także dzięki Tobie! Spodobał Ci się przeczytany tekst? Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i dzielić się pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0