Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Wczoraj obaliłem cztery najczęściej powtarzające się mity na temat kolarskiej licencji. Dziś czas na podkreślenie plusów wynikających z jej posiadania, bo takowe są. Są też słabe punkty, o czym też przeczytacie poniżej.
Ubezpieczenie
Dla mnie, totalnego amatora, dublowanego i zamykającego tyły, absolutnym plusem i w pewnym sensie konsekwencją posiada licencji jest wykupienie stosownego ubezpieczenia OC i NNW. Słowem klucz jest tu „stosownego”, bo musi być to polisa działająca na różnego rodzaju zawodach czyli ogólnie rzecz biorąc obejmująca albo sporty ekstremalne albo rywalizację sportową – różnie definiują to różne firmy ubezpieczeniowe.
Ktoś pewnie powie, przecież nie muszę mieć licencji, żeby wykupić sobie polisę. Oczywiście. Sam jednak widzę po sobie, że dopiero zeszłoroczna konieczność wyrobienia licencji zmusiła mnie do wykupienia właściwej polisy.
Tu UWAGA – polisy w stylu „Bezpieczny rowerzysta” czy ostatnio proponowana przez PZU Rowerzysta są przeznaczone dla – jak nazwa sama wskazuje – rowerzystów, cyklistów, commuterów. Swoim działaniem nie obejmują kolarstwa w wymiarze sportowym czyli wszelkiej maści zawodów kolarskich.
Dlaczego tak ważne jest właściwe dobranie polisy? Weźmy dowolne zawody, w czołówce mamy zawodników na rowerach wartych często po kilkanaście tysięcy złotych. Dochodzi do wypadku, z reguły z czyjejś winy, uszkodzenie sprzętu, nie daj Boże uszczerbek na zdrowiu – dla obu stron z polisą w garści jest prościej niż z wizją procesu cywilnego o odszkodowanie.
Niestety tematu nie ogarnął do tej pory ani PZKol ani żaden OZKol, więc każdy, czy to klub czy to indywidualny zawodnik musi szukać polisy dla siebie na własną rękę. Rynek wydaje się też dość mały, bo cały czas żaden z dużych graczy na rynku ubezpieczeniowym nie przygotował produktu dedykowanego kolarzom.
Doping
Druga sprawa, która jednoznacznie regulowana jest za pośrednictwem licencji o kwestia kontroli antydopingowych. Niezależnie od kategorii, każdy posiadacz licencji kolarskiej może zostać poddany kontroli, dzięki czemu można domniemać, że skoro ktoś ma licencję to jest czysty – nie będzie przecież ryzykować.
Kategorie wiekowe
Mając licencję i startując w zawodach z kalendarza PZKol / OZKol co do zasady powinniśmy zawsze rywalizować z tymi samymi osobami. Kategorie wiekowe są ściśle ustalone, dzięki czemu na starcie, ani w wynikach nie ma niespodzianek. Dotyczy to w zasadzie każdej odmiany kolarstwa, nie tylko górskiego.
Niezrzeszony
Do tej pory były plusy, teraz mamy mocny minus dotyczący licencji kolarskiej a raczej złej woli działaczy. Dotyczy to szczególnie Mastersów, którzy jeszcze dwa lata temu w rubryce „Klub” mogli wpisać dowolną nazwę drużyny, dziękując w ten sposób tym, którzy ich wspierają. Bodajże w zeszłym roku została podjęta decyzja, że w tej rubryce mogą się pojawić nazwy tylko usankcjonowanych prawnie podmiotów, które dodatkowo zarejestrują się czy to PZKol czy OZKol. W efekcie najpopularniejszą drużyną w polskim kolarstwie jest aktualnie „Niezrzeszony.
Czas oczekiwania
Na koniec sprawa najbardziej przyziemna czyli czas oczekiwania na licencję – system od zeszłego roku jest połowicznie scentralizowany i zinformatyzowany, więc w zasadzie od ręki dostajemy kod UCI, natomiast na fizyczną licencję trzeba czasem poczekać nawet dwa tygodnie.
Od kilku miesięcy w PZKol trwa tzw. nowe otwarcie. Trzymam kciuki, że po ugaszeniu wszystkich pożarów i posprzątaniu bałaganu, Zarząd PZKol weźmie się za temat licencji, które w mojej ocenie mają ogromny potencjał. W Polsce wydawanych jest bodajże coś około 3 tys licencji, dla przykładu British Cycling zrzesza ponad 100 tys kolarzy czy rowerzystów. Czyli można. Do dzieła PZKol!
COMMENTS