Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Cyklokarpaty kolejny raz w tym sezonie zawitały na moje ulubione Podhale! Tym razem przyszło mi się zmierzyć z maratonem zlokalizowanym bezpośrednio w zimowej stolicy Polski, czyli w Zakopanem, co tu dużo mówić miejscówce po prostu kultowej. Dla mnie osobiście również sentymentalnej z tego względu, że za młodu przyjeżdżałem tu z rodzicami na ferie :). Muszę podkreślić, że swoją przygodę z wyścigami zaczynałem właśnie na Podhalu od wyścigów XC z cyklu Euroliga Tatry MTB 2003, w tym miejscu pozdrowienia przesyłam dla pana Jacka Jaworskiego :), który swoimi imprezami zaszczepił we mnie bakcyla do prawdziwego MTB w górach. Każdy, kto jeździł na „Eurolidze” i każdy, kto zna pana Jaworskiego i pamięta jego imprezy ten wie, skąd u mnie tyle sentymentu i pasji :). Oczywiście była to dla mnie dodatkowa motywacja gdyż mogłem poczuć i przypomnieć sobie jak to było za dawnych lat. Ahhh ten oldschool’owy dreszczyk emocji na zawsze pozostanie w głowie. Trochę szkoda tylko, że rowery się odrobinę od tamtych czasów pozmieniały ;)
Trasa maratonu była typowo podhalańska, czyli bardzo kondycyjna. Nawierzchnia zmienna od dróg pokrytych gęsto dużymi kamieniami otoczakami, przez niekończące się łąki, kilka leśnych singli, trochę płyt i asfaltów. Zazwyczaj asfalty są najłatwiejszym fragmentem maratonów a tym razem w tej kwestii było chyba jednak na odwrót i to one wyciskały ze startujących największą ilość energii za sprawą buchającego z nich żaru. Upał był niezmierny a większa część trasy wiodła w terenie odkrytym przez to każdy podjazd był prawdziwym wyzwaniem a właśnie najgorsze katusze zapewniały te asfaltowe fragmenty :). Za to na widoki nie można było narzekać!
Od startu jechało mi się bardzo dobrze. Forma wyraźnie dopisuje, więc narzuciłem równe mocne tempo, pilnowałem systematycznego nawodnienia, dostarczania energii, schładzałem się wodą z kubeczków na bufecie, szybko i sukcesywnie pokonywałem dystans i metę Giga osiągnąłem na pierwszym miejscu Open. Na podjazdach kręciło mi się bardzo dobrze, ale w dół też miałem dobry feeling i powalczyłem :). Zjazdy pokonywałem wypracowaną prze lata startów w maratonach moją własną dobrą prędkością przelotową. Downhillowe segmenty na Stravie pokazały mi tymczasem jasno, że rekordów nie pobiłem, z drugiej strony dużo też nie traciłem i może właśnie dzięki temu bezproblemowo i płynnie dojechałem do mety. W górach niestety często ze sprzętu lecą drzazgi, o czym w Zakopanem przekonało się wielu rywali gdyż defektów po prostu nie brakowało. Według starych kolarskich prawideł wyścigi wygrywa się na podjazdach, chociaż współczesna praktyka pokazuje, że również zjazdy są istotne. W tym miejscu nasuwa mi się refleksja, że na maratonie MTB w prawdziwych górach elementem sukcesu jest też właśnie prędkość na zjazdach jednak nie ta maksymalna lecz wyważona i bezpieczna. Temat ewentualnie do przedyskutowania w komentarzach, ciekawy jestem, co o tym myślicie :)
COMMENTS