Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
W sobotę udało się wreszcie odczarować maraton Sulovskie Skaly na Słowacji. Startowałem tu wcześniej trzykrotnie i za każdym razem wyścig nie przebiegał tak, jak chciałem. Tym razem jednak wszystko ułożyło się dobrze i wygrałem.
Ze względu na realizowany program treningowy wybrałem trasę 39 km, licząc na około dwie godziny szybkiej jazdy. Pogoda dopisała – rano przeszła ulewa, ale temperatura była bardzo wysoka – czyli błoto i upał, a to lubię.
Zaraz po starcie peleton rozprowadził safety car (rzeczywiście miał taki napis i do tego pomarańczowe koguty), ale jak tylko zjechał to na pierwszym podjeździe wszyscy mocno przyspieszyli. Tym razem nie zostałem na starcie i byłem w stanie utrzymać się w czołówce, co dobrze rokowało na resztę wyścigu. Nawet zaatakowałem, co zazwyczaj nie zdarza mi się na początku i na pierwszej górce zostało nas już tylko dwóch. Na drugim podjeździe jeszcze dokręciłem i przez cały wyścig jechałem już sam. Jazda po tej trasie dawała wiele przyjemności. Podjazdy były wymagające, niektóre nawet bardzo, ale trudności rekompensowały zjazdy oraz piękne widoki.
Maraton w Sulovie to w mojej opinii jeden z najlepszych maratonów na Słowacji. Organizacyjnie wszystko dopięte na ostatni guzik pod każdym względem. Oczywiście prysznice dla zawodników to już standard (szkoda, że u nas jeszcze się to nie przyjęło). W oczekiwaniu na wyniki czas umilał zawodnikom i kibicom lokalny zespół oraz pokaz trialu w wykonaniu Jana Kocisa. Do tego po dekoracji była tombola z dobrymi nagrodami. Polecam ten wyścig w przyszłym roku i mam nadzieję, że na starcie stanie więcej zawodników z Polski.
COMMENTS