Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Nieważne czy dotyczy to elektroniki, motoryzacji czy sprzętu rowerowego. Jeśli na co dzień używasz produktu z powiedzmy średniej półki, i nagle uzyskujesz dostęp do czegoś wyższej klasy, to na początku zawsze jest efekt „wow”. No bo lepiej działa, jest wygodniej i generalnie na pierwszy rzut oka trudno się do czegokolwiek przyczepić. Nie ma jednak produktów bez wad.
Tak było z rowerem Merida Big Nine 1500, który pod koniec listopada trafił w moje ręce. Można powiedzieć, że przesiadłem się na niego dosłownie z dnia na dzień ze swojego roweru. Tym bardziej, że listopad pogodowo rozpieszczał i można było jeździć. Pierwszą jazdę na tym rowerze zaliczyłem w całkiem ciekawym terenie, bo na Wieliszewskiej Trasie Crossowej, która mimo nazwy jest bardziej singlem, niż jakimś powiedzmy przełajem. Nie brakuje na niej zarówno odcinków interwałowych, kilku sztywnych podjazdów, jak i łach piachu (w końcu Mazowsze). Okazuje się, że jednym z pierwszych plusów, które od samego początku się objawiły i potwierdzały z kolejnymi kilometrami, to że rower na dużych kołach dużo lepiej radzi sobie w piaskownicach, przez które dosłownie przelatuje.
Pierwsze wrażenie jazdy na 29 calach jak najbardziej pozytywne. Kolejne też. Podstawą roweru jest aluminiowa rama wykonana w technologii LITE. To co mnie trochę zaskoczyło, to fakt, że mimo że rower, który do mnie trafił miał rozmiar 17 cali, to przy moim wzroście (178 cm) okazał się w sam raz. Nie wyglądałem i nie czułem się na nim jak cyrkowy miś, także sam komfort jazdy potwierdził poprawność rozmiaru. W sumie przez ponad miesiąc spędziłem na tym rowerze kilkanaście godzin i muszę stwierdzić, że trochę szkoda było się z nim rozstawać.
Co mi się w nim podobało:
- już przy montażu w oczy rzuca się sztywna tylna oś, która naprawdę poprawia sztywność tylnego trójkąta. Czuć to przede wszystkim na krótkich sztywnych podjazdach, gdzie cała moc idzie w napęd, a nie naprężenia tylnego trójkąta;
- osprzęt roweru to pełne SLX (Shimano), a z przodu tak zwany dwutarcz(38-24), który świetnie się sprawdza. Szeroki zakres z tyłu (11) w parze z małą tarczą z przodu w przypadku jazdy w terenie praktycznie wystarcza (jak na moją nogę). Po dużą tarczę sięgałem tylko na naprawdę płaskich fragmentach trasy oraz oczywiście na asfalcie. Warto jednak pamiętać, że niska kadencja w większości jest szkodą dla naszych kolan;
- siodło Prologo Kappa Evo – niepozorne, dość twarde, a jednak bardzo wygodne. Po dwóch czy trzech godzinach jazdy nie czułem dyskomfortu;
- opony Continental X-King 2.2 – jedne z lepszych i można by rzec uniwersalnych opon, które świetnie sprawdzają się w większości warunków;
- większość producentów oferuje swoje rowery bez pedałów albo daje w zestawie jakieś zwykłe platformy. Warto odnotować, że w przypadku roweru Merida Big Nine 1500 producent dostarcza rower z pedałami SPD Shimano M520.
Co mi się nie podobało:
- pewnym rozczarowaniem dla mnie był sam amortyzator Fox 32 Float CTD ze skokiem 100 mm. Mimo poprawnego ustawienia odniosłem wrażenie, że w sposób umiarkowany wybiera nierówności. W rowerze tej klasy oczekiwałbym chyba większej czułości od tego elementu roweru. Warto zaznaczyć, że amortyzator ma blokadę skoku dostępną w formie manetki na kierownicy, co poprawia sam komfort użytkowania;
Jak widać lista plusów znacznie przewyższa minusy i takie jest ostateczne podsumowanie. Nie ma idealnego seryjnie produkowanego roweru, ale mogę stwierdzić, że Merida Big Nine 1500 to dobry kompromis ceny do jakości. Sprawdzi się w amatorskim peletonie zarówno na maratonie, jak i na porządnym cross country.
Cena katalogowa roweru to 7.990 złotych.
COMMENTS