Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
W miniony weekend w Hiszpanii odbyły się dwa wyścigi gravel racing – Castellón Gravel Race w ramach UCI Gravel Series oraz etapówka Santa Vall w ramach Gravel Earth Series. Do wyboru były dystanse 85 i 97 km oraz 80+114 km. Dystanse jaki w zasadzie próżno szukać na maratonach MTB, nie tylko w Polsce, ale i większości Europy. I to na jednej pętli! Nic więc dziwnego, że na starcie stanęło naprawdę wiele nazwisk, które kojarzymy z kolarstwa górskiego.
W Castellón Gravel Race co prawda po zwycięstwo sięgnął Alejandro Valverde i Carolin Schiff – były worldtourowy szosowiec oraz specjalistka od gravel racingu. Ale wystarczy spojrzeć na kolejne miejsca, by znaleźć tam doświadczonych maratończków – mamy tu Tiago Ferreirę czy Sashę Webera. Podobnie w Santa Vall, gdzie wygrywają Annika Langvad (komuś trzeba przypominać jej sukcesy w MTB?) oraz Magnus Bak Klaris. Tu także dalej mocne nazwiska z kolarstwa górskiego – Lukas Melezsewski czy Andreas Seewald.
Nie sposób nie wymienić Karoliny Migoń, która doskonale odnalazła się w gravel racingu, wygrywając w zeszłym sezonie klasyfikację generalną Gravel Earth Series. Tu warto przypomnieć, że jeszcze jako Karolina Sowa, w 2018 roku zdobyła tytuł Mistrzyni Polski w maratonie MTB!
Gravel racing 2025 tym samym co maratony MTB w 2005 roku?
Mimo, że maratony MTB swoje najlepsze czasy miały gdzieś między 2010 a 2015 rokiem, to ich prawdziwy rozkwit rozpoczął się mniej więcej 20 lat temu. Opowiada o tym m.in. Marcin Szafrański, który we wrześniu 2023 był Gościem podcastu KUFLIKOWSKI GÓRNICKI. Jedną z historii jest Festiwal Rowerowy w Szklarskiej Porębie i rozgrywany w ramach jego maraton MTB, którego dystans był w okolicach 100 km i prowadził przede wszystkim … szutrowymi drogami!
Czyli był w zasadzie tym, czym dzisiejsze trasy gravelowe i oferował to samo podejście co 20 lat temu – czołówka się ściga, środek jedzie najlepiej jak potrafi, reszta mniej lub bardziej traktuje to albo jako życiowe wyzwanie albo jako turystykę. W każdym razie dla każdego to impreza całodniowa, a może i na weekend. A nie taka, gdzie na start dojeżdżasz na chwilę przed strzałem startera, a zaraz po przekroczeniu linii mety pakujesz się do auta i jedziesz do domu na obiad.
Po strzałkach czy po gpx?
W rozkwicie imprez gravelowych pomogła bardzo technologia, a w zasadzie jej rozwój. Z jednej strony dostępność cyfrowych map, z drugiej nawigacja nawet w telefonie. Technologia zrzuciła z barków organizatorów konieczność znakowania tras, które w 99% przypadków prowadzą szerokimi leśnymi duktami, szutrowymi drogami itp. To ułatwiło organizację, ale także wydłużyło znacznie oferowane dystanse. Nie ma problemu, żeby w ramach jednej imprezy zaoferować kilka zróżnicowanych tras o dystansach od kilkudziesięciu do kilkuset km.
Etapówki MTB ostatnią ostoją amatorskiego kolarstwa górskiego?
Z roku na rok liczba organizowanych maratonów MTB konsekwentnie maleje, znikają kolejne cykle czy indywidualne projekty, jednak liczba organizowanych od wielu lat etapówek MTB zasadniczo nie zmienia się. W Polsce są to chociażby Mouflon Tracks trasami Singletrack Glacensis, połączone Beskidy Trophy i Sudety MTB Challenge czy Bike Adventure.
To są wyścigi o ugruntowanej, nie tylko w Polsce, pozycji, rozgrywane – jak chociażby Sudety – od 20. lat, a najlepszym dowodem na to jest fakt, że co roku nie ma problemów z frekwencją, a czasem imprezy są wręcz wyprzedane!
Na przestrzeni lat były mniejsze projekty jak etapówki Dukla Wolf Race czy Baba Jaga MTB, ale szybko zniknęły z planszy. Może jednak wrócą, bo obszary, gdzie się odbywały, mają ogromny potencjał do uprawiania kolarstwa górskiego.
Czy gravel racing zmarginalizuje maratony MTB?
Na pewno jest to sformułowanie na wyrost, ale pewną tendencję da się już zaobserwować. Wiele osób z czołówki maratonów MTB przerzuca się na wyścigi gravelowe, gdzie w większości przypadków najkrótsza gravelowa trasa jest dłuższa niż 99% maratonów MTB dziś w Polsce. A do tego nie jest rozgrywana na pętlach.
Te pętle też – w mojej ocenie – odstraszyły od maratonów MTB wiele osób, które postrzegały starty także jako formę poznawania nowych miejsc, nowych terenów, co uzasadniało wybieranie najdłuższych dystansów. Kiedy organizatorzy maratony MTB zaproponowali te same dystanse co wcześniej, ale na dwóch czy nawet trzech pętlach, to frekwencja zaczęła drastycznie spadać.

COMMENTS