Jeleniowskie Ścieżki – jeszcze cross country czy już enduro? | SINGLETRACKI W POLSCE

HomeSINGLETRACKI W POLSCE

Jeleniowskie Ścieżki – jeszcze cross country czy już enduro? | SINGLETRACKI W POLSCE

Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA


Na fali przybywających w całej Polsce miejsc do uprawiania kolarstwa górskiego pojawia się ich coraz więcej, także poza tymi najwyższymi górami. Nie emocjonują się nimi Ci, którzy mieszkają na południu Polski, ale dla nas, ludzi z płaskopolski, to prawie jak gwiazdka z nieba. W ostatnim czasie tych miejscówek zdecydowanie przybywa. Mam tu na myśli takie spoty, jak Singletrack Bagno Pulwy w Rząśniku, Super Mario XC w Piasecznie, Łagiesy XC w Łodzi, Duktomanię w Olsztynie, Szczytno MTB Trails czy Bike Park Poręby koło Mrągowa. Wisienką na torcie jest cała sieć BigFoot Works w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Lista jest dużo dłuższa. Dziś jednak będzie o Jeleniowskich Ścieżkach, które mają za sobą trzeci sezon funkcjonowania, a gdzie miałem okazję pojeździć już (dopiero?) dwa razy!


Góry Świętokrzyskie to przede wszystkim gołoborza

Mimo, że Góry Świętokrzyskie to najstarsze polskie góry, to nie należą wcale do najwyższych. Cofający się lądolód, który ukształtował m.in. Karpaty, mocno wypłaszczył dzisiejsze rejony Kielc, Daleszyc czy Chęcin. To co zostawił po sobie, to niezliczone kamieniste gołoborza. Postrach rowerowych opon i obręczy. Taki właśnie charakter mają trasy MTB Cross Maraton, ale także Jeleniowskie Ścieżki. Szczególnie w pierwszych sekcjach każdej z tras jedziemy po różnej wielkości, często luźnych, kamieniach. To determinuje w dużej mierze charakter roweru, jaki trzeba wybrać, wybierając się w rejon Nowej Słupi, w Pasmo Jeleniowskie Gór Świętokrzyskich.

Cross country czy enduro?

Jadąc na Jeleniowskie Ścieżki wcale nie trzeba wybierać roweru z pełnym zawieszeniem. Kluczowe parametry istotnie podnoszące komfort jazdy i zwiększające fun to przede wszystkim progresywna geometria, duży skok widelca oraz możliwie szerokie opony, najlepiej z wkładką. Warto też mieć dropper. Podczas naszej pierwszej wizyty na Jeleniowskich Ścieżkach (o czym niżej) Piotr jeździł na ścieżkowcu HT – Orbei Laufey, w której miał założone opony o szerokości bodajże 2.6″ z wkładkami.

Z kolei podczas ostatnich odwiedzin spotkaliśmy dwie osoby, które jeździły na typowych rowerach do cross country – Canyonie Lux oraz Rockriderze 500S. Chłopaki bardzo dobrze się bawili, choć pewnie trzeba zadbać o większą uważność.

Słowa te potwierdził mi też Maciek Jarosławski, który na Jeleniowskich Ścieżkach był w ostatni weekend i jeździł na swoim startowym rowerze do cross country – Cannondale Scalpel FS. Trochę pół żartem, pół serio napisał mi, że „jazda na karbonowych kołach po tym gruzie dodaje trochę adrenaliny”. W praktyce jednak rower w konfiguracji pod XC wymaga większej uważności w górnych fragmentach tras, które są bardzo kamieniste i łatwo o defekt czy rozcięcie opony. W drugiej części w zasadzie każda z tras oferuje dużo większy flow, sporo band, zakrętów, skoczni i niezależnie od roweru można czerpać z jazdy prawdziwy fun.

Jeleniowskie Ścieżki po raz pierwszy – październik 2023

Intensywność kolejnego już z rzędu sezonu, który ułożony jest u mnie przede wszystkim pod dyktando kalendarza Pucharu Polski w kolarstwie górskim, organizowanych przeze mnie imprez gravelowych oraz Pucharu Polski w kolarstwie przełajowym czy imprez najwyższej rangi, które relacjonuję dla Was na #mtbxcpl, sprawia, że tak naprawdę nie mam zbyt dużo czasu na jazdę na rowerze. To znaczy mam, ale wyjście na rower w Warszawie i okolicach nie wywołuje we mnie zbyt wielu emocji.

Dlatego też nawet chwili się nie zastanawiałem, kiedy rok temu, w październiku, odezwał się do mnie Piotrek Kalużny z informacją, że w piątek zapowiada się świetna pogoda i może to być ostatnia okazja, żeby urwać się na cały dzień na rower w takie miejsce, jak Jeleniowskie Ścieżki. Mając wtedy do dyspozycji Treka Top Fuela, na którym wcześniej już pojeździłem w kilku fajnych miejscach w górach, od razu ucieszyłem się na ten wyjazd.

Już wtedy Piotr uprzedził mnie, że mimo iż był to koniec drugiego sezonu Jeleniowskich Ścieżek, to miejsce, do którego jedziemy, znajduje się na całkowitym odludziu i trzeba się wyposażyć w picie oraz jedzenie na cały dzień. Dobrze, że poważnie potraktowałem tę informację, bo szybka bomba mogłaby odebrać mi radość z jazdy albo co gorsza skończyć się jakimś niefortunnym upadkiem na zmęczeniu.

Parking znajduje się w dolnej części ścieżek, więc na dzień dobry wita nas liczący ponad 2.5 km podjazd „Strumykiem”, który jest dobrą rozgrzewką przed tym, co czeka nas później. Patrząc na segment widać, że niektórzy podjeżdżają na górę poniżej 10 minut. Mi to zajmowało co najmniej dwa razy tyle. Trzeba tu podkreślić, że jest jedno z tych miejsc, gdzie świetnie sprawdzają się rowery ze wspomaganiem elektrycznym, dzięki którym zmęczenie na kolejnych podjazdach nie narasta tak szybko, dając więcej przestrzeni do zabawy na zjazdach.

Na górze podjazdu mamy tablicę informacyjną, wiatę oraz stojak na rowery. My jednak nie zatrzymujemy się na długo, kierując się od razu w kierunku – jeśli wierzyć kolorom – najprostszej trasy (niebieskiej) czyli Świętowita, do której prowadzi kilkusetmetrowa, szybka dojazdówka.

Wszystkie trasy na Jeleniowskich Ścieżkach mają między 1 a 2 kilometry długości ze spadkiem nieprzekraczającym 200 metrów, co dość szybko mija, ale różnorodność każdej z tras sprawia, że nie ma nudy i jest uczucie dobrze spędzonego czasu. Jak już pisałem wyżej – pierwsze kilkaset metrów każdej z tras to kamieniste fragmenty, które fajnie i płynnie przelatuje się na rowerach o większym skoku i szerszych oponach.

Między każdym przejazdem zatrzymujemy się na kilka minut na parkingu, żeby coś zjeść i wypić. Grunt to nie przegapić newralgicznego momentu, bo dziurę energetyczną potem trudno załatać. Po rozgrzewce na Świętowidzie kierujemy się na prawdopodobnie najtrudniejszą trasę, czyli Licho. Mamy tu rzeczywiście najwięcej największych i luźnych korzeni, gdzie łatwo o błąd, a zbyt wolna i zachowawcza jazda nie jest wcale naszym sprzymierzeńcem. Są także mostki i kładki, które omijam, nie chcąc kusić losu.

W kolejnych przejazdach zjeżdżamy Trzygłowem, Dzikiem i Świstem. Zrealizowaliśmy plan minimum, czyli przejechaliśmy każdą z tras (zapis na stravie) jeden raz, co oznacza także pięć podjazdów.

Dzień jeszcze był długi, więc na koniec jedziemy jeszcze raz na Licho. Kusiło, żeby pojechać siódmy raz, ale mając na uwadze narastające zmęczenie (szczególnie u mnie) zrobiliśmy tzw. połówkę, czyli Strumykiem wjechaliśmy mniej więcej do połowy, gdzie krzyżuje się z Trzygłowem, i tą właśnie trasą zjechaliśmy na parking.

To był świetnie spędzony dzień, a ja po raz kolejny przekonałem się, że Góry Świętokrzyskie oferują naprawdę dużo. Trzeba to tylko wydobyć. Obiecałem sobie, że szybko wrócę na Jeleniowskie, jednak tu jak zawsze zastosowanie ma powiedzenie: „Jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach.” Do Waśniowa wracam dopiero rok później.

Jeleniowskie Ścieżki po raz drugi – październik 2024

Od jakiegoś czasu stoi u mnie najnowszy Giant Trance X SX (specyfikacja), którego premiera odbyła się w połowie września. Z naciskiem na stoi. Miałem z synem we wrześniu pojechać na Flow Trip Glacensis, ale wtedy niestety przyszła niszcząca powódź, a później już był czas na Great Lakes Gravel i myślenie o kolarstwie górskim trzeba było odłożyć na później. Wspomniany Giant to rower stworzony z myślą o jeździe po górach, a jak się później okazało, także pod kątem takich tras jak właśnie Jeleniowskie Ścieżki. No ale do tanga trzeba dwojga, tu konkretnie dwóch rowerów, bo na Glacensis planowałem zabrać swojego Zaskara HT. Na początku października odbywa się prezentacja Marina (relacja) i tak przypadkiem się zgadujemy z chłopakami, że mają testowy egzemplarz Riftzone EL XR (specyfikacja) ze wspomaganiem Boscha, który jest chwilowo wolny i mogę się nim zaopiekować.

Bardzo szybko pojawia się w głowie pomysł, żeby zabrać te rowery właśnie na Jeleniowskie Ścieżki – to tylko dwie godziny jazdy autem z Warszawy, co w perspektywie spędzenia prawie całego dnia na rowerze kalkuluje się doskonale. Dla mojego syna byłby to debiut na tego rodzaju trasach, dlatego też od Górnika pożyczam dla niego komplet ochraniaczy. Na wszelki wypadek, bo wiem, że poradzi sobie nawet lepiej ode mnie. Zwłaszcza, że ćwiczy regularnie, jest dużo sprawniejszy i silniejszy ode mnie. Nie mylę się. Dodatkowo rowery pomagają, bo są bardzo wybaczające.

Mocno upraszczając – wystarczy pewnie trzymać kierownicę, nie blokować hamulców i dobrze operować ciężarem własnego ciała.

Powtarzamy schemat sprzed roku i zaczynamy od Świętowita, ale to Trzygłów obu nam sprawia najwięcej frajdy. Na podjazdach zamieniamy się na rowery i staramy się podjeżdżać razem, co sprawia, że na wspomaganym silnikiem Boscha Marinie Riftzone każdy z nas prędzej czy później łapie trochę oddechu.

Mając już na koncie kilka podjazdów oraz pamiętając, że najbliższy punkt gastronomiczny to oddalona o 8 km Nowa Słupia, wcześniej przygotowany wyjmuję kuchenkę oraz dwa opakowania liofilizowanych posiłków. Dziesięć minut później jemy – relatywnie smaczne – spaghetti bolognese oraz kurczaka w curry z ryżem. Najważniejsze jednak, że ciepłe i pożywne. Wraca siła i ochota na kolejny przejazd.

Na Licho nie jedziemy, na najtrudniejszą trasę tego dnia – debiut Michała na Jeleniowskich Ścieżkach – wybieramy Dzika, który w pierwszej części jest momentami bardzo stromy. Jazda on sight (bez wcześniejszego zapoznania) kilkukrotnie nas zaskakuje dość sporymi kamieniami, przy których dobrze dobrana linia przejazdu jest kluczowa. W efekcie nie zaliczamy płynnego przejazdu, kilkukrotnie się podpierając. Później trasa zyskuje dużo więcej flow i zostaje czysta radość z jazdy.

Jak się okazuje, Pasmo Jeleniowskie to nie tylko doskonałe miejsce do jazdy na rowerze górskim, ale także – w sezonie jesiennym – dobra miejscówka, żeby wybrać się na grzyby, które w czasie naszej wizyty rosły dosłownie przy trasie. Wiele osób zjeżdżało na dół zwożąc je za przysłowiową pazuchą, bo naprawdę ciężko było przejść wobec nich obojętnie.

Stowarzyszenie Ostrower

Trasami zarządza i przede wszystkim opiekuje się Stowarzyszenie Ostrower. Ta opieka ma bardzo aktywny charakter, bo podczas naszego pobytu po wrzuceniu jednego ze stories na instagram bardzo szybko dostaję wiadomość z pytaniem, czy wszystko ok i czy trasy są czytelne. Bo wiadomo, że jesień i spadające liście bardzo szybko ukrywają linie przejazdu. Praktycznie co weekend na trasach pojawia się ktoś z dmuchawą, żeby odsłonić trasę spod cały czas spadających liści. Potwierdza to także Maciek Jarosławski, który podczas pobytu na Ścieżkach spotkał ludzi ze Stowarzyszenia usuwających liście z tras.

Podjazdówki i dojazdówki

Segmenty zjazdowe

Jeleniowskie Ścieżki w serwisie Trailforks:


Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie także dzięki Tobie! Spodobał Ci się przeczytany tekst? Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i dzielić się pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0