Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
W Rumunii zakończyły się trwające pięć dni Mistrzostwa Europy w kolarstwie górskim. Wyłoniono najlepsze zawodniczki i zawodników w short tracku, sztafecie oraz olimpijskim cross country. Mistrzami Europy w Elicie zostali Puck Pieterse i Simone A. Najlepszy rezultat wśród Polaków to 9. miejsce Pauli Goryckiej oraz 14. Hanny Mazurkiewicz i 19. Piotra Hankusa. Ten wpis jednak nie o tym – pytanie dlaczego na starcie nie stanęła europejska czołówka?
Kolarstwo urodziło się w Europie. Najpierw była szosa, później przełaj, tor, w końcu także kolarstwo górskie. O ile te pierwsze cztery swoje bezdyskusyjne korzenie mają na Starym Kontynencie, o tyle kolarstwo górskie swoje korzenie ma zdecydowanie za oceanem, w USA. Co ciekawe kolarstwo górskie mimo amerykańskich korzeni sportowo rozwija się w każdej z odmian przede wszystkim w Europie.
Serce administracyjne kolarstwa bije w Szwajcarii, gdzie swoją siedzibę ma UCI. Mimo globalnego zasięgu i tego, że kalendarz UCI obejmuje wszystkie kontynenty, wszystkie zakątki świata, to jednak poza Europą trudno szukać kolarskich wydarzeń o ikonicznym znaczeniu. Wielkie tury, klasyki, najbardziej rozpoznawalne rundy przełajowe czy cross country – to wszystko mamy tu, w Europie.
Po kilku latach z rzędu w najbliższym sezonie nie będzie przełajowego Pucharu Świata w USA. Podobnie z cross country – po wielu lata stałej bytności Pucharu Świata MTB XCO w USA nie umie zagrzać miejsca w żadnym miejscu na dłużej. Jedynym pewniakiem tylko kanadyjskie Mont Saint Anne. Zobaczymy też czy eksperyment z Brazylią utrzyma się dłużej… To po odwołanych wyścigach w innych dyscyplinach kolejny dowód na to, że bardzo ciężko jest zaszczepić kolarstwo poza Starym Kontynentem.
Panamerykańskie Mistrzostwa od lat zdominowane są przez zawodników i zawodniczki z USA i Kanady. W tym roku co prawda mamy trochę zawodników z Brazylii, Chile czy Meksyku, ale mówimy o bardzo wąskiej reprezentacji dwóch kontynentów, gdzie mamy 35 krajów. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja w Afryce, Azji czy Antypodach.
Liczy się tylko tęcza i Igrzyska?
Mamy PZKol i regionalne związki kolarskie. Mamy UCI i kontynentalne związku kolarskie. Jest tu pewna analogia, za którą pewnie stoi wytłumaczenie czemu na poziomie lokalnym mistrzostwa krajowe mają wyższą wagę od wojewódzkich, tak jak mistrzostwa świata są dużo bardziej atrakcyjne zarówno dla zawodników, kibiców, jak i sponsorów niż te kontynentalne.
Przełajowe Mistrzostwa Europy dopiero od kilku lat rozgrywane są dla Elity. Przez wiele lat było to wydarzenie w pewnym sensie młodzieżowym – rywalizowali przede wszystkim Juniorzy i Orlicy, później dopiero włączone zostały kategorie żeńskie, a rywalizacja Elity to dopiero historia ostatnich lat.
Mistrzostwa Europy w kolarstwie górskim prawie zawsze pomijane są przez czołowych zawodników i zawodniczki ze Szwajcarii. Na przestrzeni ostatnich lat Nino Schurter chyba tylko raz stanął na starcie ME, bodajże w sezonie 2020, kiedy to Mistrzostwa Świata rozgrywane były w Leogang, a po tytuł sięgnął Jordan Sarrou. Był to dla niego trochę start drugiej szansy.
W tym roku na starcie w Rumunii zabrakło czołowych zawodniczek i zawodników z Francji, Szwajcarii, Szwecji, Wielkiej Brytanii czy Włoch. I nie była to wyjątkowa sytuacja, a raczej coś do czego przywykliśmy na przestrzeni lat. Nie wiem jak to wygląda na szosie, ale jestem prawie pewny, że pewna analogia jest także w kontekście Mistrzostw Europy w kolarstwie torowym.
Czy więc Mistrzostwa Europy to nie są w pewnym sensie Mistrzostwa Świata drugiej kategorii?
COMMENTS