Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Drugim z trzech startów Tosi Białek w ramach belgijskiej kampanii był nocny wyścig w Diegem w ramach serii Telenet Superprestige. Na starcie ponownie blisko setka zawodniczek, a sam wyścig wyjątkowy, bo odbywający się przy sztucznym oświetleniu w samym centrum miasta. Nie dość, że liczna stawka, to trasa bardzo techniczna i wymagająca. W przypadku zawodniczki Warszawskiego Klubu Kolarskiego niestety seria niefortunnych zdarzeń skutkuje takim, a nie innym rozstrzygnięciem.
Komentarz postartowy:
Chaos chaos i jeszcze więcej chaosu, tak wygląda nocny wyścig w Diegem. Runda przeprowadzona w centrum miasta przy stadionie piłkarskim, punkt dla organizatora za ten element!
Wszędzie mnóstwo ludzi i to przeważnie nie do końca trzeźwych, mówiąc eufemistycznie raczej, parkowanie zajmuje nam tyle, że już na początku mamy 20 minut obsuwy. Przepchanie się na trasę na objazd i kolejne coraz cenniejsze minuty uciekają. Dojazd na start zajmuje nam tyle, że rzutem na taśmę zdążam na wyczytanie mojego numeru (38!).
Ale okay, udało się, pierwszy sukces, chwila oddechu, i zapala się zielone światło, ruszamy, i tu zaskoczka, ruszam całkiem nieźle, drugi sukces… i na tym pasmo sukcesów się kończy, a zaczyna się seria niefortunnych zdarzeń.
Szybki kapeć, docieram do boksu, a tam nie ma mojego roweru, nie zdążył jeszcze dotrzeć na boks (tak jakbyście mieli jeszcze wątpliwości co do tłumu i chaosu), ale nic, dostaję inny. Pomyślicie, okay, rower jak rower, otóż nie, inna obsługa przerzutek, inne dokręcenie pedałów, czuję się i poruszam jak dziecko we mgle. Do tego stopnia, że dojeżdżam do przeszkód, zeskaku… no prawie, lewa noga się nie wypina i ryje dziobem w drewno niczym dzięcioł, ale poszło mi nieco gorzej niż jemu, bo kierownica skręcona o 45 stopni w prawo. Tak jadę niemal całą rundę, co w tych warunkach na tej trasie przypomina raczej chodzenie po linie. To nie mogło się udać w pełni. W końcu zaliczam bliskie spotkanie trzeciego stopnia z barierką. Szybkie buzi buzi, naprawa manetki, która nie wyszła z tego starcia zwycięsko, podobnie zresztą jak mój bark, ale nic z tym nie zrobię, więc jadę dalej.
Znowu wyprzedzam te same dziewczyny, trochę jak cofanie meczu i oglądanie tych samych akcji po raz kolejny.
Niestety już nie łapię odpowiedniego rytmu i poziomu koncentracji. Wyścigowy „haj” prysnął, magiczny napój przestaje działać, a w pobliżu ani widu ani słychu Panoramixa. Jest za to sędzia, którego nieubłagalny gwizdek, kończy moje zmagania przed czasem. Nic fajnego – to jakby trener zdjął Cię z boiska zanim pokażesz co potrafisz. Na szczęście za kilka godzin kolejna szansa, nie ma tego złego, jedziemy dalej!
Dbajcie o siebie i do usłyszenia!
Tosia
A! zapomniałam dodać, na zawody dojechałam dzięki marce SIXT, bo nie dzięki PZKolowi przecież. ?
COMMENTS