Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Dotychczas odbywający się na wyspie Lanzarote na samym początku sezonu wyścig etapowy Club La Santa MTB 4 Stage Race ze względu na pandemię został przełożony na przełom maja i czerwca. Wyścig mający kategorię UCI S1 zgromadził zawodników z całej Europy. Pokonanie czterech etapów najszybszym zajęło niespełna osiem godzin. Wygrali Luksemburczyk Soren Nissen oraz Dunka Ann-Dorthe Lisbygd. Na starcie stanęło dwóch zawodników z Polski – w elicie Jan Karasek, a w Masters Robert Karasek, obaj w barwach RK Exclusive Doors MTB Team.
Start wyścigu na Lanzarote był moją drugą etapówką w tym sezonie. Po starcie na Mediterranean Epic stwierdziłem, że pójdę za ciosem i spróbuję swoich sił na Wyspach Kanaryjskich. Wyścig należał do prestiżowej klasy UCI S1, co przyciągnęło zagranicznych zawodników. Jak i również mnie. Walka o punkty w pierwszym roku orlika nigdy nie należy
do łatwych, ale udało mi się je zdobyć z czego mogę być zadowolony. A więc zacznijmy od początku:
Na Lanzarote przylecieliśmy już w środę wieczorem. Choć cała podróż zajęła nam 16 godzin to udało się szczęśliwie dotrzeć na miejsce. Na wyścig poleciałem ze swoim tatą, który próbował swoich sił w kategorii Mastersów. Przed sobotnim startem objechaliśmy jeszcze dwa etapy. I stwierdziliśmy że wyścig będzie szybki, ale również i ciężki. Lanzarote jest wyspą znaną ze swoich silnych wiatrów, które przyciągają tutaj całe rzesze kitesurferów i surferów. I właśnie te wiatry były myślę, że tą największą trudnością.
Nadeszła sobota, pierwszy etap wynoszący 42 km i 600 metrów przewyższenia. Wydawało się, że będzie szybko, lekko i przyjemnie jednak nie dla mnie. Po nerwowym starcie na piaskowym odcinku tracę kontakt z czołową grupą kolarzy przez co muszę gonić. Jednak tego dnia noga nie kręciła najlepiej, a samotna jazda również nie ułatwiała zadania. Na mecie melduję się z dużą stratą do czołówki, na 19. miejscu. No ale cóż – wtedy pomyślałem że już teraz to już musi być tylko lepiej. I tak też było!
Drugi etap, 61 km oraz 900 metrów w górę mógł już zweryfikować kto przyjechał w jakiej dyspozycji na wyścig. I nie było inaczej. Na pierwszym podjeździe peletonik się podzielił, ja wiedząc że etap jest dłuższy niż dnia poprzedniego jechałem swoim tempem, przez co udało mi się utrzymać w drugiej grupce i razem z trzema zawodnikami dojechać wspólnie pracując do mety. Etap był szybki, średnia prędkość wyniosła 27 km/h, co na wyścig MTB jest dobrym wynikiem, a ja po przespanym finiszu zajmuję 13. miejsce. Tego dnia już noga podawała tak jak powinna i byłem zadowolony.
No i przyszedł dzień trzeci czyli czasówka. Jazda indywidualna liczyła 20 km podjazdu na najwyższe wzniesienie wyspy. Od początku jechałem mocno. Po pierwszej połowie stwierdziłem, że idzie tego dnia całkiem fajnie, jednak to druga część etapu wszystko zweryfikowała. Po nawrocie zaczął wiać silny wiatr w twarz, który zweryfikował wszystko. Myślę, że wszystkim zawodnikom dał się we znaki, ale dałem z siebie maksimum i na szczycie dojeżdżam z 15 wynikiem.
Czwarty dzień był ostatnim, ale również najtrudniejszym etapem. Do pokonania dystans 82 km i 1600 metrów w pionie. Tego dnia najważniejsze było odżywanie i nawodnienie. Temperatura tego dnia oscylowała w okolicach 30 stopni, co czyniło ten etap jeszcze trudniejszym. Od startu pojechałem swoje, starałem się nie przyspieszać gwałtownie i pilnować swoich progów. Po 3 godzinach i 40 minutach walki na trasie dojeżdżam do mety uśmiechnięty i zadowolony na 16. miejscu.
W klasyfikacji generalnej zajmuję 17. pozycję. Podsumowując wynik zadowalający, ale gdyby nie słaby pierwszy dzień, to mogłoby być o 2-3 oczka wyżej, ale nie narzekam. Udało się zdobyć 22 punkty do rankingu UCI oraz przeżyć niesamowitą przygodę, która z pewnością zaowocuje na wyścigach w przyszłości. Teraz przede mną start na Sellarondzie Hero. Duże wyzwanie i duży wyścig, ale czuję się gotowy by stawić czoła kolejnym wyzwaniom.
COMMENTS