Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Sezon 2021 pod wieloma względami zdaje się powielać scenariusz swojego poprzednika. Owszem, różnic jest sporo, jak chociażby to, że w tym roku ściganie rozpoczęliśmy mniej więcej standardowo, początkiem kwietnia, a nie w czerwcu. Mimo wszystko w kalendarzu wyścigów panuje susza wymieszana z chaosem. Wyścigi są odwoływane, przekładane i po prostu jest ich mało. Tak mało, że aktualnie każde, najbardziej lokalne zawody w praktyce zmieniają się co najmniej w nieformalny Puchar Polski, a nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że pod względem „jakości” obsady bliżej im do Mistrzostw Polski z „normalnych” czasów. I podobnie jak rok temu, na ratunek wszystkim spragnionym rywalizacji jako jedne z pierwszych ruszyło Mazowsze.
Nie jestem wcale wielkim fanem mazowieckich wyścigów. Niezbyt pasuje mi charakter ich tras – milion ciasnych nawrotek pomiędzy drzewami oraz maksymalnie kilkusekundowe zjazdy to zdecydowanie nie moje klimaty. Muszę jednak jasno podkreślić, że pomimo tego uważam je za niemałe osiągnięcie na poczet ich twórców. Bo problem polega na tym, że na Mazowszu po prostu lepszego terenu nie ma (przynajmniej ja nie widziałem), a trasy jak ta w Jabłonnie wyciskają z niego 110%. Dodatkowo, pomimo braku widocznych trudności technicznych (poza wspomnianymi wyżej ciasnymi zakrętami) ściganie nie należy tam wcale do najłatwiejszych. Wystarczy sekunda nieuwagi i jeden złośliwy korzonek może posłać cię na piach, o czym dobitnie przekonało się kilku zawodników jadących przede mną na pierwszym okrążeniu ;)
Na wyścig jechałem kompletnie bez pojęcia, czego mogę się po sobie spodziewać. Puchar Polski w Krynicy dwa tygodnie wcześniej dobitnie pokazał jak daleko jest mi jeszcze do optymalnej formy. Byłem jedynie pewny, że w Jabłonnie (nie zrobiłem błędu, tak to się odmienia) będzie z pewnością lepiej (bo już gorzej nie mogło). Pytanie jednak brzmiało o ile lepiej? Minutę, dwie, trzydzieści sekund? Jedną pozycję, trzy, pięć? Tak wyglądały moje wewnętrzne rozważania, pozostawiłem je jednak przystępując do rozgrzewki i na starcie ustawiałem się już myśląc jedynie o tym, że chcę pojechać jak najlepiej, nie zrobić żadnych idiotycznych błędów i walczyć do końca o każdą pozycję.
Ustawiony w drugim rzędzie, po starcie wylądowałem gdzieś poza pierwszą dziesiątką, jednak już w przeciągu pierwszego okrążenia (z sześciu łącznie) udało mi się przebić na czwartą pozycję. Niedługo potem dogonił (właściwie lepiej pasuje „przejechał obok mnie”) Krzysiek Łukasik. Jechałem swoim tempem, nie próbowałem szarpać na siłę. Kątem oka widziałem na nawrotkach jak powoli Karol dociąga za sobą Konrada i Staszka. No trudno, szybciej nie dam rady bo się zgrilluję. Chłopaki dopadli mnie gdzieś pod koniec czwartego okrążenia. Chwilkę pojechałem za Karolem, ale szybko udało mu się odskoczyć i zostawił naszą trójkę razem. Czułem, że Konrad siedzi mi cały czas na ogonie, aż w końcu w 2/3 ostatniego okrążenia zaatakował. Myślałem, że powtórzy ucieczkę Karola, okazało się jednak, że atak kosztował go chyba ciut zbyt wiele, ponieważ dwie górki dalej „oddałem” skuteczniej i udało mi się zbudować kilka sekund przewagi. Na szczęście do końca pozostała już tylko ostatnia szybka część trasy, więc szczęśliwie dowiozłem swoje wywalczone 6 miejsce do mety.
Rezultat przerósł moje oczekiwania. Dwa tygodnie to w sumie niewiele czasu z treningowego punktu widzenia, a różnica w mojej jeździe i samopoczuciu w porównaniu z Krynicą była kolosalna. Oczywiście charakter trasy był diametralnie różny, nie zmienia to jednak faktu, że udało mi się objechać parę osób do których dwa tygodnie wcześniej straciłem po 5min. Powoli budzę się więc do życia po ostatnich niezbyt fortunnych pogodowo miesiącach i wierzę, że będzie tylko lepiej. Przy okazji był to pierwszy test mojego roweru w nowej konfiguracji, na kompletnej grupie Shimano XTR. Bike check możecie obejrzeć tutaj.
Wielkie dzięki dla wszystkich kibiców, z którymi udało się porozmawiać, pstryknąć fotkę lub podrzucić naklejkę, a którzy w zamian nie szczędzili swoich gardeł na trasie. Fajnie było się z Wami spotkać na żywo :) Film z całego dnia zawodów obejrzeć możecie poniżej, ja natomiast zapraszam również na mojego Facebooka, Instagrama, Stravę oraz Patronite’a.
COMMENTS