Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
We wtorek wieczorem, po prawie roku rozwijania – co ważne z powodzeniem – swojego kanału na YouTube, Michał Topór ogłosił, że rusza z projektem crowdfundingowym na platformie Patronite. Kilkanaście dni temu swoją zrzutkę uruchomił Krystian Jakubek, który znany jest przede wszystkim z jazdy na ultra dystansach.
Różnica między tymi dwiema formami crowdfundingu jest zasadnicza.
Zrzutka jest stricte projektowa, której celem w tym przypadku jest w przypadku Krystiana sfinansowanie udziału w ultra wyścigu Atlas Race. Ustalona jest konkretna kwota, która pozwoli na realizację. Dodatkowo organizator zbiórki może, ale nie musi, zaoferować różne nagrody za konkretne wpłaty. Krystian w zaledwie kilka dni zebrał ponad 200% założonego celu, co pozwoli mu na wiele więcej w kontekście nie tylko Atlas Race, ale całego sezonu!
Patronite co prawda także oferuje podobny do Zrzutki model projektowy, natomiast platforma najczęściej kojarzona jest z systemem subskrypcyjnym, wykorzystywanym przede wszystkim przez twórców na prowadzenie ich działalności. Autor czy twórca ustala progi wpłat, ale z każdego z nich też wynikają konkretne korzyści dla darczyńców (Patronów).
Pierwszym twórcą, który tak naprawdę rozsławił Patronite był Krzysztof Gonciarz, natomiast ostatnie głośne projekty to m.in. inicjatywy radiowe – Nowy Świat oraz 3/5/7. Osobiście nie słyszałem o zbyt wielu kolarskich inicjatywach. Kiedyś swoich sił próbował Marek Tyniec, od prawie trzech lat sam prowadzę zbiórkę pozwalającą rozwijać projekt Syrenka CX. Teraz do tego grona dołączył Michał Topór.
W przypadku zbiórek celowych mamy chociażby zbiórki dotyczące budowy trasy podjazdowej w Srebrnej Górze czy najnowszy projekt mający zgromadzić środki na zbudowanie F-line przez Nico Vinka.
Wracając jednak do Patronite to mechanizm tam wykorzystywany w praktyce nie różni się wiele od różnego rodzaju usług abonamentowych, z których każdy z nas korzysta. Netflix, HBO GO, Spotify, Deezer, Zwift czy te bardziej namacalne i związane bardzo ze sportem jak abonament na basen, siłownię albo usługi trenerskie.
Piramida składek
Podobnie ma się sytuacja w mniejszych i większych klubach sportowych (niezależnie od dyscypliny), gdzie każdy członek klubu zobowiązany jest do uiszczania składek członkowskich, które pozwalają np. na pokrycie kosztów funkcjonowania, wynajmu obiektu, opłacenia trenera itp.
Z kolei kluby kolarskie zrzeszone w Okręgowych Związkach Sportowego muszą wnieść roczną członkowską. Idąc dalej Okręgowe Związki wnoszą roczną opłatę członkowską do Polskiego Związku Sportowego. To samo tyczy się opłat licencyjnych pojedynczych zawodników, drużyn oraz organizatorów zawodów czy turniejów (stawka zależna od rangi), którzy też swoje składki opłacają w Okręgowym albo Polskim Związku Sportowym.
Powyższy mechanizm nie dotyczy wszystkich, ale zdecydowanej większości dyscyplin, a najlepiej funkcjonującą “piramidą” jest ta w piłce nożnej, gdzie mamy wiele lig, kategorii wiekowych, rozgrywek na poziomie gminy, powiatu, województwa itp… Świetnie zarządzany sport przyciąga również sponsorów, dlatego też PZPN może pochwalić się rzeszą sponsorów.
Patologia vs normalność
British Cycling już kilka lat temu chwalił się ponad stoma tysiącami członków, którzy regularnie opłacają składki. Składka roczna rozpoczyna się od 20 funtów (około 100 PLN), natomiast (podobnie jak w przypadku patronite), w zależności od wybranej składki otrzymujemy szereg korzyści – poczynając od ubezpieczenia komunikacyjnego, NNW, priorytetowy dostęp do biletów na wydarzenia kolarskie, przez tak oczywiste rzeczy jak rabaty w sklepach rowerowych (pełna lista). Oferta skierowana jest nie tylko do zawodników, ponieważ można znaleźć także pakiety dla “commuterów” oraz po prostu fanów dyscypliny, którzy identyfikują się z działalnością British Cycling.
Po drugiej stronie mamy Polski Związek Kolarski, który boryka się z problemami finansowymi, wizerunkowymi i kadrowymi, bo o ile biuro działa i z pomocą PKOl i WZKol jest ciągłość szkolenia we wszystkich dyscyplinach olimpijskich, o tyle patrząc na to co się dzieje na poziomie Zarządu, to można w sumie stwierdzić, że nic się nie dzieje. Wszyscy idą na przeczekanie. Tylko ile można?
Wiele lat temu doszło do pęknięcia żeby nie powiedzieć rozłamu między kolarstwem związkowym a kolarstwem komercyjnym. Wraz z modą na maratony, na commuting kolejnym ekipom władz w Pruszkowie (kiedyś w Warszawie) odjechał pociąg pełen możliwości. Skupieni na dotacjach, na kolarstwie w jakim sami się wychowali, nie umieli wykorzystać tego, co się działo. Jeszcze kilka lat temu w wykazie licencji istniało coś takiego jak „Kolarz turysta”, z której poza opłatą przyjętą przez Związek wynikało całe NIC.
Dziś “kolarstwo na abonament” staje się tym, co może je ponownie rozkręcić. Zamiast płacić składkę do Związku wspierasz swojego ulubionego zawodnika, blogera, medium, zawody, miejscówkę. I się kręci. I mimo setnej rocznicy powołania Polskiego Związku Kolarskiego, można stwierdzić, że instytucja ta odchodzi w niepamięć. Za sprawą tworzących ją działaczy, a może i w pewnym na “własne życzenie”.
COMMENTS