Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Są wyścigi tak beznamiętne, że zapomina się o nich po kilku dniach i już nigdy nie wraca do nich wspomnieniami. Są takie, które zapadają w pamięć przez ogromne pozytywne emocje i szczęście, które im towarzyszyło. I wreszcie ostatnia kategoria, te zapamiętane z przeciwnego powodu. Środowy wyścig w Koziegłowach zalicza się właśnie do niej.
Pośród wielu przełajowych lokacji, od których dzielą mnie grube setki kilometrów (duża część wyścigów CX odbywa się w centralnej Polsce lub na północy), Koziegłowy są jedną z tych przystępnych logistycznie miejscówek. Około 200km to jeszcze dość rozsądna odległość od domu.
Zawody odbyły się w tym miejscu już po raz 42, tak więc można powiedzieć, że jest to jedna ze sztandarowych imprez w corocznym kalendarzu. Także trasa znana jest już doskonale wszystkim, którzy ścigają się regularnie. Długie proste, stosunkowo mało zakrętów i niesamowicie „trzymająca” nawierzchnia to jej główne cechy. Pełne okrążenie możecie 'przejechać’ razem ze mną poniżej :)
Frekwencja na tegorocznych wyścigach zdecydowanie robi wrażenie, pewnie dlatego, że wszyscy czują iż każdy wyścig może być tym ostatnim i chcą korzystać z możliwości startowania, póki taka jest. Z tego powodu na starcie po raz kolejny pojawiło się również wielu zawodników z Czech, którzy chyba „przenieśli” się chwilowo do Polski w swoim kamperach.
Do momentu startu wyścigu wszystko przebiegało w miarę normalnie. No, może poza jawnym falstartem, który został jednak zignorowany przez sędziów. Wiadomo, po co robić sobie kłopoty, skoro i tak wszyscy zaraz zapomną.
Niestety wszystko popsuło się, kiedy ruszyliśmy z miejsca i rozpędziliśmy się. Dwóch zawodników szczepiło się i pociągnęło mnie ze sobą, przez co momentalnie znaleźliśmy się na asfalcie zaplątani w nasze rowery. Pierwsze oszołomienie i ocena strat – mnie nic nie jest, niestety widzę już pęknięcie na ramie powstałe w skutek uderzenia o inny rower. Kolejne parę sekund konsternacji, ale ostatecznie postanawiam jechać dalej. Razem ze mną zbiera się też zawodnik z Czech. Trzeci uczestnik kraksy ląduje w karetce. Podobno złamał obojczyk, nie wiem.
Wiadomo już, że nie powalczę z czołówką, która jest daleko przede mną, ale skoro już przyjechałem tutaj i poświęcam cały dzień, to trzeba jechać dopóki jest możliwość. Tempo wybitne nie jest, na długich prostych czuję jak miękka ziemia pochłania wszystkie moje waty, no ale jadę i stopniowo doganiam ostatnich zawodników. Tak spędziłem cały wyścig, który udało mi się ukończyć bez dubla, chociaż oczywiście z ogromną stratą czasową. Rezultat na mecie to 21 miejsce, nieco obtarte łokcie, podarta koszulka i pęknięcie na ramie. Mimo wszystko i tak dobrze, że tylko tyle, chociaż jak możecie się domyślić, nie jestem z tego powodu nadmiernie szczęśliwy.
Miałem farta, że skończyło się jedynie na stratach sprzętowych. Dzięki wsparciu moich sponsorów, czyli 7Anna i Rondo, mogę być spokojny o sprzęt. Już teraz jedzie do mnie nowa rama, która dotrze na początku przyszłego tygodnia. Obojczyk, ręka lub inne części ciała to jednak większy problem, dlatego warto mieć to na uwadze będąc na starcie i wsadzając kierownicę w żebra innym zawodnikom tylko po to, aby stanąć 10cm bliżej linii. Takie sytuacje nie biorą się niestety znikąd. Do zobaczenia w sobotę w Hucisku. Albo też nie, zobaczymy czy pojadę, bo wciąż waham się z decyzją.
#MakeXcGreatAgain
COMMENTS