Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
W środę przyjechaliśmy do Gdyni na mój najważniejszy start w tym roku, czyli Mistrzostwa Polski [przyp.red. – kat. Junior, dystans 45 km]. Plany oczywiście były takie, żeby wrócić do domu z medalem. Trasę dokładnie poznałem, wiedziałem gdzie odpoczywać a gdzie zaatakować, reszta zależała od tego, jak przygotowani byli najlepsi rywale z całej Polski. No i oczywiście czy dostanę na tyle szczęścia, żeby cały i bez defektu dojechać na linie mety.
Pierwsze 3 km były puszczone asfaltem, gdzie jak można się domyślić, juniorzy trochę szaleli. Przeciskanie i przepychanie zakończyło się kilka razy zahaczeniem o moją kierownicę, na szczęście nic się nie stało.
Wpadliśmy w single i pierwsze podjazdy. Do pierwszego bufetu jechaliśmy bardzo dużą grupą liczącą około 20 zawodników. Ja starałem się jechać na trzeciej pozycji, w razie jakby ktoś chciał zaatakować. Tempo na krótkich sztywnych podjazdach w końcu zweryfikowało, kto jak jeździ i na 20 km już jechałem sam z Krzysztof Klimkiem i Szymonem Pomianem. Plan miałem taki, żeby jak najwięcej odpocząć i na najdłuższym podjeździe (koło 30 km) zaatakować i dojechać ostatnie 15 kilometrów do mety. Miałem wtedy na uwadze, że te ostatnie kilometry były bardzo interwałowe, praktycznie było tylko w górę albo w dół.
W sumie plan wypalił, na szczycie miałem kilka metrów przewagi nad Szymonem i z 10 sekund nad Krzyśkiem. Następny podjazd też starałem się jechać wszystkim, czym miałem i chyba to mnie zgubiło. Trzeci zawodnik do nas dojechał i od razu poprawił. Ostatnie 5 km były najgorsze. Każdy kilometr czułem, jakbym jechał godzinami. Jedyne, o czym myślałem to te niezapomniane uczucie wjazdu na metę i koniec z mękami.
Ostatecznie przyjechałem drugi, tym samym zostając V-CE MISTRZEM POLSKI!!!
Niestety, na mecie, zamiast świętować musiałem doświadczyć negatywnych emocji. Zamiast radości były łzy i tłumaczenie się. Mało brakowało i niesłusznie dostałbym DNF. Na szczęście organizator wyścigu, jak i główny sędzia po bardzo długich rozmowach odrzucili protest, tym samym pozwalając mi zachować wywalczony tytuł.
Na samym końcu chciałbym podziękować wszystkim kibicom, którzy sprawiali, że każdy podjazd stawał się łatwiejszy, i przypominali mi, że jest o co walczyć.
COMMENTS