Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Niesamowita atmosfera panująca na Monteria Fat Bike Race oraz dogodny termin sprawiają, że rokrocznie zawody te zapisuję do swojego kalendarza.
Ostatnie tygodnie przed wyścigiem bacznie śledziłem prognozy pogody, licząc na białą trasę. Niestety śniegu nie spadło za wiele. Przed startem opony w moim fat bike’u nadmuchałem więc na beton, a po rozgrzewce na trasie swojej decyzji nie zmieniłem. Wydawało mi się, że ze względu na znacznie łatwiejsze warunki śniegowe, w tym roku wybór tradycyjnego roweru MTB mógł być korzystniejszy. Tak też chyba było, bo szybko po starcie zostałem z przodu w towarzystwie jadących na cienkich kołach Bartka Łysaka i Frantiska Żilaka.
Przed pierwszym odcinkiem technicznym nawet nie pchałem się przed Czecha specjalizującego się w enduro, aby go nie blokować – wiedziałem, że będzie tam frunął :)
Oczywiście odjechał nam, ale Żilaka doszliśmy przed kolejnym singlem – tam było podobnie. Na prowadzenie udało mi się wyjść w końcowej fasie rywalizacji, na serii sztywnych wzniesień. Swoją przewagę powiększałem na nierównej łące. Myślę, że w tym roku był to jedyny odcinek, gdzie „fat” zyskiwał nad cienkim kołem.
Drugi rok z rzędu kończę zmagania na pierwszym miejscu. Tak, jak wspomniałem – znacznie mniejsza ilość śniegu sprawiła, że swój ubiegłoroczny czas na tej samej trasie poprawiłem o 25 minut.
Wielkie brawa dla organizatorów za przygotowanie imprezy. Nie zabrakło niczego – atmosfera, piękne Panie na mecie czekające z gruszkówką, nagrody, oznakowanie trasy… Jedyne do czego można się przyczepić to niewielka ilość śniegu, ale pod tym względem poprawią się za rok :)
COMMENTS