Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Na etapowym wyścigu Ochotnica MTB 4 Towers nie ma dystansów mega i giga. Jest Hard i Hell, czyli trudny i piekielnie trudny. Podczas czterech dni pokonałem niecałe 200 km i … 8500 m przewyższeń (!). Z czego na pierwszy dzień ITT przypadło 6 km i około 600 m w pionie.
Gorczańskie trasy bezwzględnie weryfikowały przygotowanie kondycyjne i techniczne zawodników oraz wytrzymałość ich sprzętu. Nie miałem wcześniej okazji ścigać się w tym rejonie, więc ich charakter był dla mnie sporym zaskoczeniem. Podjazdy to niemal pionowe ściany i niejednokrotnie samo utrzymanie się na rowerze i wyjechanie wymagało zagięcia na 100%. Zdarzały się także odcinki obiektywnie nieprzejezdne rowerem, choć nie było ich dużo. Gdyby nie gigantyczna ulewa drugiego dnia, pewnie byłoby ich jeszcze mniej. Niemniej kolarze nie lubią chodzić z buta i trasy powinny ewoluować raczej w stronę tej z ostatniego dnia. Była zdecydowanie najprzyjemniejsza i najpłynniejsza.
Wszystkie etapy ukończyłem na drugim miejscu, co dało taki sam wynik w końcowej klasyfikacji. Różnice czasowe były bardzo niewielkie i walka o kolejne miejsca na podium codziennie rozstrzygała się na ostatnich kilometrach. Zapewniliśmy niezłe emocje naszym kibicom, którzy mogli śledzić na żywo naszą jazdę dzięki nadajnikom gps. Odnośnie popularyzacji kolarstwa, ilości kibiców itp. Moim zdaniem w przypadku maratonów właśnie to jest jeden ze sposobów na ich przyciągnięcie. Po każdym etapie słyszałem od rodziny i znajomych, że z zainteresowaniem śledzili nasze zmagania. Przy okazji dowiedzieli się o istnieniu wyścigu i miejscowości w górach, o której pewnie nigdy by nie usłyszeli.
Na uznanie zasługuje organizacja, atmosfera zawodów i zaangażowanie organizatorów. Po wielu latach startów od razu widzę, gdy ktoś potrafi spojrzeć „oczami zawodników” i zadbać o najważniejsze dla ścigania się aspekty. Przy okazji ostatniej gorącej dyskusji o lepszych i gorszych wyścigach: Moja opinia zawsze była taka, że mamy wolny rynek i szeroką ofertę, z której trzeba wybierać wartościowe produkty. Jako zawodnicy powinniśmy też się szanować i startować na imprezach, gdzie jesteśmy szanowani, a olewać po prostu starty, na których organizatorzy traktują nas niepoważnie. Nawet jeśli dają tam większe pucharki. Konsekwentna postawa i „głosowanie nogami” wymusi trzymanie poziomu imprez.
Końcowy rezultat daje sporo satysfakcji. Wyścig pojechałem bez błędów i defektów, na 100% aktualnych możliwości. Wyciągając wnioski z tegorocznego startu i znając trasy, na pewno dam radę jeszcze poprawić swój wynik w kolejnym sezonie. W tym roku najlepsze zostawiłem sobie na koniec, czyli czeski maraton Harrachov-Nova Cup. 120 km i 4500 m w pionie. Już za dwa tygodnie będzie co jechać.
COMMENTS