Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
„Najważniejsze to zachować spokój” – to sobie tym razem powtarzałam. Wiem, że nie jestem w dobrej formie lub inaczej to nazwę: wiem że brakuje tej przepracowanej zimy. Niemniej jednak postanowiłam nie poddawać się i znów staję na stracie Pucharu Świata.
Stoję sobie w przedostatnim rzędzie (numer 86) i staram się od startu jechać czujnie. Nawet nie najgorzej zaczynam, jednak po pierwszym „butowaniu” w korku nie potrafię ze zmęczenia wskoczyć na rower i tracę ciężko wypracowane pozycje. Cały wyścig przede mną, więc gdy już udało się odnaleźć pedały (!) a później w nie wpiąć, cisnę dalej.
Bardzo dobrze znam warunki tutaj na trasie w Val di Sole. Ta runda potrafi niesamowicie dać w kość, czasami tak bardzo, że „spływanie” jest tutaj dość popularnym zjawiskiem. Nie inaczej jest tym razem. Gdy tylko mam siłę wyprzedzam (lub jestem wyprzedzana), ale jednak w miarę możliwości staram się za bardzo nie szarżować. Po drodze faktycznie mijam parę naprawdę świetnie jeżdżących dziewczyn (np. Barbara Benko, Emilly Betty), które właśnie zaliczyły typową bombę na tej trasie, oj znam to aż za dobrze! Oby tylko mnie to nie spotkało – myślę sobie. Oby do mety. I … jest!
Chociaż na ostatniej rundzie nie jestem w stanie wykrzesać z siebie więcej sił, dojeżdżam bez dubla tym razem :D! Wreszcie jakiś progres ;). 36 miejsce dla mnie. Nie wiem co będzie za tydzień, ale przyzwoita jazda, jak na ten sezon, jak na ten dzień. Na zjazdach ponownie czuję tą przyjemność z jazdy! Trek Top Fuel mnie zadziwia! Ewidentnie pasujemy do siebie!
COMMENTS