Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Horyniec Zdrój, to tu zawitała kolejna już siódma odsłona Cyklokarpat w sezonie 2019. Teoretycznie najłatwiejsza edycja z całego cyklu, bez większych podjazdów i technicznych zjazdów. Moim zdaniem wbrew pozorom wcale nie była to najłatwiejsza trasa z jaką dane nam było się zmierzyć, to właśnie tej edycji obawiałem się najbardziej.
Nie jestem zawodnikiem mocno zbudowanym, generujacym setki watów pod nogą, do tego ilość treningów jaką odbywam na szosie i płaskim terenie pewnie bym policzył na palcach u jednej ręki.
Na mega do pokonania było 57km i tylko 1035 m w górę. Niby niewiele, ale rozwijane prędkości i odcinki po piachu robiły masakrę, na tym wyścigu czułem się jak na wojnie.
Od razu po starcie mocne tempo. Gdy wjeżdżamy w pierwszy las po chwili postanawiam prowadzić peleton dla bezpieczeństwa. Po kilku kilometrach utworzyła się dość spora mocna grupa, która cały czas szarpała i rwała to co zostało z peletonu. Nie lubię jazdy w takich grupach, za dużo tu nerwówki i przepychania. Na około 11km jadąc na kole prowadzącego popełniamy błąd przy pokonywaniu zarośniętej trawą dziury i z dużą prędkością zaliczam solidnego dzwona. U mnie to normalne, płaski wyścig więc muszę się wysypać. Przynajmniej tym razem bez strat sprzętowych.
Przy takim wyścigu mogło być już dla mnie pozamiatane, więc chyba jeszcze nigdy tak szybko nie siedziałem z powrotem w siodle. Dość mocno poobijany, prawa noga boli przy pedałowaniu, trochę zakrwawiony tu i tam, nerwowo goniłem czub, który przy chwili rozluźnienia z pomocą kolegi teamowego daje się dojść. I wracam do prowadzącej grupy.
Cały wyścig to duże prędkości poprzeplatane odcinkami piaszczystymi, gdzie tempo spadło, ale działo się dużo w takich miejscach gdzie można było przegrać wyścig. Jakieś 20-15 km przed metą trochę uspokoiłem moją nerwową jazdę i wraz z Michałem Pękalą zaczęliśmy troszkę harcować. Na ostatnim piaszczystym podjeździe gdzie byli już zawodnicy z dystansu Hobby Michał poszedł bardzo mocno uciekając od grupy, na co musiałem zareagować. Na szczęście udaje mi się go złapać i razem odjeżdżamy od reszty.
Na ostatnich kilometrach to nasza wspólna jazda po zmianach, zwłaszcza Michał robił niesamowicie mocne tempo, ledwo trzymałem jego koło. Około 3km przed metą niestety dojechał do nas trzeci zawodnik, co popsuło nasze plany na spokojny finisz. W ostatnim piasku przed asfaltem Michała trochę przytrzymało i został kilka metrów. Widząc to nie podkręcałem tempa, bo zasłużył na walkę na finiszu za swoją pracę przez cały wyścig.
Jakieś 500m przed metą atakuje zawodnik który dojechał, a ja nie zastanawiając się chwili likwiduję jego atak i od razu poprawiam. Jakieś 200-300m przed metą wjeżdżam pierwszy w ostry skręt w prawo na kostkę, kilka zakrętów ,wjazd na trawę i meta. Zwyciężam z przewagą niespełna trzech sekund. Jestem niesamowicie szczęśliwy, bo na to zwycięstwo nie liczyłem. Przyjechałem tu walczyć o to, aby ponieść jak najmniejsze straty do generalki.
Sam finisz jeśli by do niego miałoby dojść miałem zaplanowany już przed startem, więc był to dobry plan. Dzięki temu zwycięstwu powoli mogę myśleć o wygraniu całego cyklu, jednak wiem że moi rywale łatwo broni nie złożą, więc wciąż mam się na baczności.
Tego dnia nasz team SST Lubcza również odniósł tutaj bardzo ważne zwycięstwo drużynowe, świetnie pojechali nasi dwaj gigowcy na dystansie 103km. Adam Kawula i Mateusz Hałajko, który w końcu bez defektu pokazał pazur. Sądzę, że chyba nie do końca wierzy w swoje siły, a tym startem pokazał że jest bardzo mocny i należy się z nim liczyć. Chłopaki wpadli na metę w grupce walcząc o zwycięstwo na kresce. Reszta teamu odnotowała również świetne wyniki, co zapowiada bardzo ostrą walkę o to by być drużyną Nr 1 w klasyfikacji generalnej całego cyklu.
COMMENTS