Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
O Beskidy Trophy usłyszałem pierwszy raz w 2015 roku, kiedy zaczynałem przygodę z kolarstwem. Pomyślałem, że fajne byłoby tam wystartować, ukończyć… Rok później byłem już w Istebnej.
Swój pierwszy start wspominam raczej jako walkę o przetrwanie. Każdą kamienistą sekcję techniczną kończyłem z ulga, że udało się zjechać. Spodobała mi się formuła ścigania przez 4 dni, która mocno weryfikuje jakość przygotowania kondycyjnego. Długie, nierzadko sztywne, kamieniste techniczne podjazdy w Beskidach dobrze wpisywały w moją siłową charakterystykę jazdy, tutaj byłem szybki od pierwszej edycji.
Kolejnym elementem, który przypadł mi do gustu, było tempo ścigania. Tutaj nikt nie stawał w korby od pierwszego podjazdu, każdy jechał swoje. Choć pamiętam jak w swoim pierwszym starcie na Trophy, na pierwszym etapie na Czantorię, pod koniec pierwszego długiego szutrowego podjazdu, zacząłem wyprzedzać prowadzącego Bartosza Janowskiego. Wtedy dojechał do mnie bardziej doświadczony kolega Marcin Urbaniak, mówiąc że mamy 4 dni ścigania i nie mogę wyprzedzać Janowskiego na pierwszym podjeździe ;)
Beskidy były też świetną odskocznią od toczących się,gdzieś tam przez cały sezon walk o generalki, możliwością pościgania się w innym towarzystwie. Przy okazji zapewniały maksimum wrażeń wizualnych, podziwiania górskich widoków, a pozostawanie przez cztery dni w rutynie wyścigowej, z dala od codziennych obowiązków, dawało namiastkę życia prosa ;)
Najważniejszy jednak był impuls treningowy i zdobyte doświadczenie jakie dawała etapówka. Po Beskidach zawsze noga podawała w kolejnych tygodniach. Bardzo duży był też zastrzyk umiejętności technicznych, radzenia sobie z defektami, które na wymagających technicznie trasach zdarzają się często. Tutaj w 4 dni można było nauczyć się więcej, niż „klepiąc” cały sezon, cykl zawodów po łąkach i lasach, co miało duży wpływa na mój rozwój, jako zawodnika.
To wszystko sprawiało, że pojawiałem się w Istebnej w kolejnych latach.
Ale zaraz, zaraz, miał to być tekst o tym jak się przygotowuje i wygrywa Beskidy MTB Trophy. Trzeba zacząć od tego, że przygotowując się do Trophy brałem pod uwagę, że tydzień później jadę kolejny wyścig etapowy, Bike Adventure.
Odpuściłem więc dwie wcześniej planowane edycje Bike Maraton (Jelenia Góra i Wisła). Apetyt na ściganie w górach był duży, jednak energię postanowiłem zostawić na później. Zaoszczędzony na wyjazdy czas, spożytkowałem na dodatkowe ćwiczenia stabilizacji. Jeśli chodzi o samą rywalizację na pewno procentowało tutaj mocno doświadczenie z poprzednich startów. Wiedziałem, że kluczowe jest rozłożenie sił na 4 dni i ustrzeganie się defektów.
Pierwszy etap pokonałem dość zachowawczo, zignorowałem mocniejsze tempo uciekającej grupki zawodników. Trzymając swoje tempo dojechałem do mety jako drugi ze stratą ok 3-4 min. Strata duża, mała? Tutaj z pomocą przyszedł internet. Dzisiaj sami udostępniamy publicznie dużo danych z wyścigów. Szybka analiza jazdy zwycięzcy etapu na Stravie pozwoliła podejrzewać, że w kolejnych dniach kolejność na mecie można odwrócić. Tak, też było i kolejne dwa etapy padły moim łupem.
Zaoszczędzone siły z pierwszego etapu wykorzystałem na kolejnych, a spokojna jazda na zjazdach pozwoliła ustrzec się od defektów. Mimo sporej przewagi po trzech dniach trzeba było wciąż dojechać bez przygód do mety ostatniego etapu. Wiedziałem, że rywale, będą atakować, szybciej zjeżdżać, ja musiałem się ustrzec błędów i robić swoje. Ostatni etap zakończyłem na 3. miejscu, starta czasowa nie zmieniła jednak kolejności w klasyfikacji generalnej.
Wygrałem cały wyścig!
Cztery lata temu marzyłem, żeby tu w ogóle wystartować i ukończyć, a obecnie jestem wpisany na listę zwycięzców. Coś wielkiego!
Nie było by to możliwe, bez sponsorów i wsparcia na trasie jakie miałem zapewnione, za które bardzo dziękuję. Przy okazji zapraszam na moją stronę na Facebooku, gdzie można znaleźć relacje oraz nagrania wideo, z trasy każdego etapu i poczuć się Trophy na właśnie skórze ;)
Na rozgrzewkę zjazd z Malinowskiej Skały:
COMMENTS