Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Wiecie jak mówią… „once you go myk-myk, you never go back” czy jakoś tak ;)
W każdym razie, regulowane sztyce mocno odmieniły kolarstwo górskie i jak żadna inna nowość w środowisku spotkała się z totalną aprobatą. Droppery zobaczymy w rowerach enduro, trail, coraz częściej spotykamy w XC, a nawet pojawiają się w sprzęcie CX i szosowym.
Jedyny problem z jakim spotykają się rowerzyści, to cena regulowanych wsporników. Tutaj ceny często zaczynają się powyżej 1500 pln, a górnej granicy z tego pułapu nie widać. W tej sytuacji z pomocą nadchodzi PRO. Marka, która mi kojarzy się głównie z tym, że proponuje części w całkiem przystępnych cenach, a do tego idzie za tym dobra jakość.
Podobnie sprawa ma się z dropperem Koryak, który aktualnie jest do kupienia z zewnętrznym albo wewnętrznym prowadzeniem przewodu, różnych średnicach i wartościach skoku. Sztyce o skoku 120 mm, 150 mm i 170 mm są z wewnętrznym prowadzeniem kabla dostępne w średnicy 30,9 mm oraz 31,6 mm. Natomiast model z zewnętrznym prowadzeniem kabla występuje ze skokiem 70 mm (27,2 mm) oraz 150 mm (31,6 mm)
Wersji jest naprawdę wiele i wcale się nie zdziwię, jeżeli coś pominąłem ;) Do mnie na sprawdzian trafił model z wewnętrznym prowadzeniem, o średnicy 30,9 mm i skokiem 150 mm. Szczęśliwym trafem podczas prezentacji nowych grup Deore XT i SLX każdy rower był także wyposażony w takie sztyce, w różnych wersjach więc miałem okazję też używać tych o większym skoku.
Zasadnicze pytanie brzmi: „ale jak przetestować sztycę regulowaną?”. W sumie to całkiem dobre pytanie, no bo przecież większość na rynku oferuje teraz możliwość zatrzymania siodła na dowolnej wysokości, więc co może pójść nie tak? Kilka rzeczy może, miałem już do czynienia z reverbem, który po prostu zjeżdżał… No może nie sam, bo ja wagi piórkowej nie jestem. Koryak nie był ze mną przez całą zimę, żeby powiedzieć jak przetrwał próbę czasu, ale myślę sobie, że gdybym miał myk myka, to chyba z rozsądku bym go na zimę po prostu zdjął. Miałem za to okazję jeździć w różnych warunkach, łącznie z kilkugodzinnym deszczem i tu nie mam żadnych zarzutów.
Trochę więcej problemów jest przed rozpoczęciem używania sztycy Koryak. Montaż wymaga trochę cierpliwości, bo istotne jest by odpowiednio zamocować linkę i ustawić manetkę, nie każdy z nas jest majsterkowiczem, ale za to każdy mechanik rowerowy radzi sobie z tym gładko, ja za drugim razem już będę wiedział jak przejść przez ten proces.
Po montażu nie pozostaje nic jak cieszyć się z jazdy, manetka działa sprawnie, palec się nie ześlizguje i nie ma możliwości „trącenia” jej przypadkiem. Jeżeli chodzi o plusy z samej sztycy, to dla mnie jest najbardziej istotny spokój w głowie. Nawet jak upadam to ze zdecydowanie niższej pozycji, z której na dodatek łatwiej się wypiąć. Na zjazdach mam większą kontrolę nad rowerem i bardziej mogę zapanować nad równowagą, przez obniżenie środka ciężkości.
Tak jak wspomniałem, sztyca na której jeździłem najdłużej ma 150 mm skoku, średnicę 30,9 mm i długość 400 mm. W tej wersji myk myk waży 629 g. (waga z manetką i kablem) Każdy Koryak wykonany jest z aluminium i ma zerowy offset. Istnieje możliwość montażu manetki bezpośrednio do klamki hamulcowej dzięki mocowaniu I-spec II. Na koniec najważniejsza rzecz – Koryak nie powoduje spustoszenia w budżecie takiego jak inne modele. Ceny sztyc w sklepach są poniżej 1000 pln. Czasem złotówkę poniżej tej kwoty, ale czasem znacznie więcej.
COMMENTS