E-BIKE: Z prądem, czy pod prad?

HomeSprzętRóżności

E-BIKE: Z prądem, czy pod prad?

Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Napisałem ten tekst i musiałem wrócić do nagłówka. Myślałem, że będzie to głównie o Shimano Steps jednak poszedłem w kierunku typowo poświęconemu rowerom elektrycznym. Sam jestem w dość sporym szoku jak moje zdanie zmieniło się w tak krótkim czasie od publikacji –> tego wpisu.

W latach 70 ubiegłego stulecia, kiedy grupa palących jointy hipisów organizowała swoje zawody pod nazwą „repack” w hrabstwie Marin, pewnie nie zdawali sobie sprawy z tego co robią. Nie minęło nawet 10 lat od tego czasu by powstała pierwsza grupa osprzętu MTB wyprodukowana przez Shimano. W roku 1981 Specialized wypuścił pierwszy seryjny rower górski – Stumpjumper i jakże trafny slogan reklamowy towarzyszył temu wydarzeniu „to nie jest nowy rower, to nowy sport”. To były bardzo prorocze słowa, bo już w 1990 odbyły się pierwsze Mistrzostwa Świata MTB. No dobrze, ale wróćmy do naszych hipisów ;) Szczęście chciało, że tata jednego z nich miał warsztat, w którym Joe Breeze od małego podpatrywał jak spawać, giąć rury itp… Dzięki temu z cruiserów powstawały rowery zwane „klunkerami”, które później zostały odpowiednio przerobione i tym samym Joe jest pierwszym, który skonstruował ramę do roweru górskiego. Zajawka kilku dzikusów przerodziła się w nowy sport, nową gałąź wielkiego biznesu. Minęło jakieś 40-45 lat i kolarstwo górskie jako sport i jako biznes są już bardzo duże i żyją swoim własnym życiem, a to wszystko z powodu tego, że kilku zjaranych ziomków wpadło na pomysł by sobie pozjeżdżać z górki.

Po co ten przydługi wstęp? Chciałbym żeby każdy z Was nabrał odpowiedniej optyki przed tym co będę pisał o rowerach elektrycznych. O rowerach, które są zupełnie inne niże te, które znaliśmy do tej pory. O rowerach, na których nie każdy z nas miał okazję się przejechać. O rowerach, które niepodważalnie i bezpowrotnie zmienią ten przemysł. Pisanie o rowerach elektrycznych to nadal w większości przypadków łamanie pewnych mitów i stereotypów, które najczęściej są powielane przez osoby, które nie jeździły na nich. Zanim przejdę do naszych czasów, to jeszcze chciałbym raz wrócić w bardziej odległe czasy. Tylko dlatego, by pokazać, że ebike nie jest wymysłem specjalistów od marketingów. Pierwszy patent napędu elektrycznego pojawił się 31 grudnia 1895 tutaj warto dodać, że pierwszy wolnobieg został skonstruowany w roku 1921.

To pokazuje, że rowery elektryczne, to w dużym stopniu nie jest tylko efekt rozwoju branży rowerowej. Mamy tu po prostu z rozwojem nauki w kierunku budowania coraz mniejszych i przydatnych jednostek napędowych. „Wsadzenie” takiego napędu do roweru to tylko jeden z eksperymentów, który zapewne miał sprawdzić przydatność takiego rozwiązania. Później producenci sprzętu rowerowego pewne rozwiązania koncepcyjne zaczęli przejmować i adaptować na własne potrzeby.

I w ten sposób przechodzimy do Shimano STEPS. Pierwsze komponenty pod szyldem Steps pojawiają się w roku 2010, a napędy elektryczne od Shimano do MTB to kwestia ostatnich kilku sezonów. A obecnie produktem flagowym E-MTB w  Shimano jest Steps E8000, na którym ostatnio miałem okazję trochę pojeździć. Tutaj z miejsca chciałbym Wszystkich zainteresowanych liczbami i wartościami Nm odesłać na polską stronę systemu Steps.

Dla mnie najważniejsze jest przekazać to jakie mam odczucia po jeżdżeniu ze wspomaganiem. Najważniejszy mit jaki trzeba obalić moim zdaniem, to taki że na elektryku nie można się za bardzo zmęczyć. Można i to w najlepszym z możliwych sposobów, czyli czerpiąc garściami z terenu. Rower ze wspomaganiem pozwala eksplorować teren jeszcze bardziej. Spokojnie zjeżdżam ze szlaku na ścieżki między drzewa, gdzie normalnie bardzo łatwo stracić rytm pedałowania. Tam gdzie jest bardziej stromo też można wjechać. Przy podjazdach zatrzymam się na dłużej, bo tutaj zauważyłem dla mnie ważną rzecz. Normalnie jadąc na rowerze na cięższym technicznie podjeździe większość siły poświęcam po prostu na kręcenie korbą i mało zostaje energii i skupienia do poprawnej kontroli roweru. Na rowerze ze wspomaganiem można dużo więcej uwagi poświęcić na to, jak lepiej się ułożyć na rowerze i wyrobić sobie poprawne nawyki do jeżdżenia na zwykłym rowerze. Przy okazji zauważam, że Steps na podjazdach nie zachowuje się w narwany sposób i działa z dużą kulturą. Dla mnie tutaj pada także bastion „roweru dla dziadków i babć”. Chociaż tutaj nie można zaprzeczyć, rower elektryczny wyrównuje szanse, szczególnie w takiej zwykłej jeździe rekreacyjnej.

Często nowe technologie nie są zrozumiane w odpowiedni sposób, tak właśnie jest z rowerem elektrycznym. Mam dziwne wrażenie, że cała społeczność ścigająca się na rowerach, nie ważne na szosie, czy na MTB od razu wsadziła e-bike do tego samego worka co doping mechaniczny i stawia tam znak równości. Zapewne znajdzie się jakiś ancymon co zdejmie blokadę z roweru i pojedzie na jakiś maraton, ale umówmy się, że to nie przejdzie bez echa. Ktoś tutaj może powiedzieć „no dobra, ale co z planowanymi przez uci mś na rowerach elektrycznych?” To wbrew pozorom pytanie o pieniądze w sporcie. Z perspektywy naszego kraju ciężko w to uwierzyć, ale na zachodzie rowery elektryczne stanowią coraz większy kawałek tortu. Na tyle duży, że prognozuje się że w 2019 sprzedaż rowerów elektrycznych w Niemczech ma przerosnąć sprzedaż normalnych rowerów. Z punktu widzenia hardcore’owych fanów kolarstwa górskiego jako sportu, można czuć, że nasza dyscyplina  jest w ten sposób zabijana, ale czy na pewno? Dość odległym przykładem od kolarstwa, ale dla mnie analogicznym jest MMA, w którym wielka część zagorzałych fanów nie zgadza się na tzw. Freak Fighty, gdzie zamiast zawodników walczą celebryci. W wymiarze krótkotrwałym jest to odebranie szansy na kontrakt i walkę jednemu czy drugiemu sportowcowi, ale w dalszej perspektywie takie zabiegi przynoszą długotrwałą korzyść dla dyscypliny, czego najlepszym przykładem był debiut Mariusza Pudzianowskiego w federacji KSW. Z małych gal nazywanych mordobiciem dziś mamy wielki biznes, który zapełnia hale w Polsce i w Europie, dając zarobki wielu sportowcom.

To samo można powiedzieć o firmach, które dziś inwestują w rozwijanie rowerów elektrycznych. Moim zdaniem w kwestii napędów zawodniczych Sram jest o dwa kroki przed Shimano, ale to Shimano dziś inwestuje w technologię dzięki której „jutro” do kolarstwa mogą przypłynąć większe pieniądze. Ciężko oczywiście konkretnie wróżyć w jaki sposób, ale widzę wiele firm, które mogą upatrywać swojego nowego rynku w branży rowerowej. Szczególnie, że jest kilka wielkich koncernów, które już produkują rzeczy na dwóch kołach i z silnikami. Cały czas widzę pozytywnie przyszłość zwykłych rowerów i wyścigów XC, rowery elektryczne dla mnie będę w przyszłości funkcjonować zupełnie obok jako osobna dziedzina, która ma wielkie szansę przyprowadzić do zwykłych rowerów dużo więcej ludzi niż jakakolwiek inna promocja kolarstwa górskiego, na podobnych zasadach jak migracja zawodników z płaskich maratonów, na wyścigi w górach.

Na chwilę obecną trzeba jednak powtarzać na każdym kroku, że rower elektryczny jaki widzimy dziś w sklepach, to nie jest to, czym będzie ebike za lat 5 albo 10. Ktoś z moich znajomych celnie powiedział, że rower elektryczny dziś wygląda tak jak telefony komórkowe w latach 90-tych. Mimo systemu wspomagania nadal ciężko je sprowadzić po schodach z piętra i wprowadzić ponownie. O ile producenci rowerów się rozwijają, o tyle kroku im nie bardzo umieją dotrzymać producenci bagażników. Jest też rzecz, o której przekonałem się na własnej skórze – jeżeli dojeżdżasz do pracy po mieście w trybie ECO, musisz się ubrać zdecydowanie cieplej niż na zwykły rower, bo niemal się nie zgrzejesz. Na dzień dzisiejszy w naszym kraju to nadal drogi sprzęt, na który mało kto może sobie pozwolić, dlatego przed producentami jest spore wyzwanie, by udostępnić możliwie największej grupie ludzi przejechanie się na rowerze elektrycznym. Czy to na organizowanych prezentacjach, czy w centrach testowych, wypożyczalniach etc… bo nic nie przekonuje do roweru elektrycznego tak jak wrażenia z jazdy na tym sprzęcie.

Zdaję sobie sprawę, że pewnie wiele osób nie przekonują takie słowa, sam długo byłem sceptyczny wobec roweru elektrycznego. Dziś wszystko wskazuje na to, że będą one bardzo popularne. Nie ma co jednak z miejsca skazywać roweru napędzanego siłą mięśni na śmierć. Klamrą spinającą ten wpis niech będzie to, że od czasu pojawienia się pierwszych rowerów górskich minęło wiele lat, a jeden z prekursorów tego sportu Joe Breeze ma w swojej ofercie między innymi rower elektryczny…


Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0