Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
No dobra, od czego by tu zacząć. Wyjazd do holenderskiego 's-Hertogenbosch na Mistrzostwa Europy w kolarstwie przełajowym był imprezą w moim kalendarzu startowym kategorii A. Przygotowywałem się do tej imprezy już od dłuższego czasu, oczywiście z nadziejami zajęcia jak najwyższej lokaty i co tu ukrywać – mierzyłem wysoko, miał być medal… a wyszło jak zawsze ;) Największa bolączką całego wyjazdu była odległość do pokonania. 1200 km autem bez kierowcy – a nadmienię, że na Mistrzostwa wybrałem się razem z Jarkiem Wolcendorfem – niestety nie przyczyniło się do bycia świeżym i w pełni sił. No cóż bywa i tak.
Czego człowiek nie jest w stanie poświęcić by, chociaż przez chwilę poczuć się jak zawodnik a nie piąte koło u wozu…. taki mały sarkazm. Rosmalen gdzie zostały rozegrane Mistrzostwa Europy to bardzo urokliwa miejscowość stworzona dla osób lubiących dwa kółka. Ilość ścieżek i kultura kierowców wprawiała mnie w osłupienie. No ale przecież to Holandia!
Jeżeli chodzi o samą trasę wyścigu, to była dopracowana do perfekcji i nawet mi odpowiadała. Po pierwszym przejeździe stwierdziłem, że jest bardzo łatwa. Jednak już jadąc to tempem wyścigowym, tak łatwo nie było. Trasa mocno techniczna bardzo pokręcona, a kluczem dobrego wyniku była płynność pokonywania zakrętów bez używania hamulca i moc w nogach…
Sam wyścig oceniam dobrze, oprócz startu. Tutaj się nie popisałem. Mimo drugiej linii startowej po pierwszym zakręcie ląduję na końcu peletonu i już po samym starcie troszkę mi skrzydła podcięło. Dalsza część wyścigu przebiegała już bez większych przygód, problemem było tylko przebijanie się do przodu, mijanie wolniejszych zawodników i oczywiście zmęczenie.
Oceniając swoje miejsce jestem zadowolony, mimo iż mierzyłem wyżej. Teraz troszkę odpuszczam i szykujemy się na Mistrzostwa Polski.
COMMENTS