Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Mamy to! Etap nr 3 zakończony! Zawoja, najbardziej rozciągnięta wioska w Polsce o długości ok 18 km przywitała nas paletą jasno niebieskich barw i słońcem ? Przed startem chwila rozgrzewki, wymiana piątek z rywalami i w końcu przyszedł czas na ostateczne starcie z górami!
Nieco ponad 40 km i 1750 m przewyższeń zapowiadało srogie ściganie, choć etapy z Beskidy Trophy chyba zajmują specjalne miejsce w mej pamięci ;) i tutaj jakoś ze spokojem podszedłem do tego etapu. Zaczęło się asfaltem, by następnie przetasować zawodników i wpaść w teren z odpowiednią grupą kolarzy.
Dziś zdecydowanie czułem nogi i utrzymujący się beton na podjazdach nie wróżył nic dobrego. Pomimo, że jechałem w silnej grupie to w mgnieniu oka traciliśmy czołówkę. No nic, trzeba jechać swoje i niech spokój w głowie niesie mnie przez kolejne kilometry – tak pomyślałem. Realizowałem swój plan, ale! Na 18 kilometrze, kiedy to chciałem nieco puścić wodze fantazji i polatać na zjazdach, ruszyłem naprzód, prawa wolna i rozpędzam rower. Niestety wbiłem się w bardzo wąską koleinę, która przy prędkości ok. 35 km/h stała się potwornie ciężka do przejechania bez straty równowagi. Nie podołałem trudnościom jakie mi zadała i zrobiłem strzała przez kierownicę zahaczając o krawędź rynny. Był to długi lot z wyhamowaniem na szczęście na trawie i dzięki okularom, uszedłem z tego cało.
Do rozjazdu na krótszy dystans pozostało mi niespełna 2 km, więc pomyślałem tuż po otrząśnięciu się i sprawdzeniu kości, że na dzisiaj mogę skrócić swoją przygodę. Jednak wewnętrzny głos powiedział NIE! Pomimo że po drodze oddałem już pompkę i dętkę młodemu zawodnikowi, który wybrał się na ściganie nieprzygotowany, a złapał kapcia, zdecydowałem że jadę dalej, najwyżej ktoś też wysunie do mnie pomocą dłoń. Po rozjeździe na dystans PRO w celu utrzymania miejsca w generalce i przede wszystkim kwalifikowania się do niej, jechałem z całych sił, tak by nie dopuścić do dogonienia mnie przez innych zawodników. Udało się trzymać dobre tempo i nawet łyknąć dwóch z przodu na 10 km przed metą. Radość rosła w miarę pojawiania się kolejnych zjazdów, magicznych, naszpikowanych kamieniami. Miałem sposobność zjeżdżać nawet z potokiem który przykrywał coraz to większe kamyczki. Znowu Pure MTB, a ja na adrenalinie nawet nie czułem że mam rozwalony łuk brwiowy :)
Później meta, piątka z zawodnikami i biegiem do namiotu pogotowia ratunkowego. Na szczęście pozostanie tylko mała blizna boksera, tak przynajmniej powiedzieli ;) Szyć nie ma potrzeby,uff.
Jestem bardzo szczęśliwy, że zdecydowałem się wziąć udział w tej etapówce. Góry te miały w sobie coś zupełnie innego od tych, które oferuje województwo dolnośląskie. Warto było się z nimi zmierzyć i czuję, że jeszcze będę realizować tam kolejne rowerowe wyzwania. Organizator dokonał wszelkich starań, żeby atmosfera tego wydarzenia była odmienna, bardziej przyjazna wspólnemu spędzaniu czasu z innymi zawodnikami przy akompaniamencie regionalnej muzyki i syto wypełnionych bufetów. Dziękuję! Dobra robota!
Wracam jeszcze silniejszy o doświadczenie bólu, upadku, powstania, niebywałej mocy jaka bije od ludzi tej samej pasji, o nowe regionalne, polskie smaki i przyjaźnie, które będą się przypominać na następnych kolarskich wydarzeniach ;)
Gwiazdo Południa – mam Cię, a Ty masz mnie!
COMMENTS