Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Stając na linii startu w Stryszawie byłem przygotowany na ciężki maraton. Patrząc na mocną obstawę oraz profil trasy od samego początku wiedziałem, że będzie bolało, ale nie spodziewałem się, że aż tak bardzo :-)
Podczas zawodów przeżyłem chyba wszystko co można spotkać na maratonach. Począwszy od warunków pogodowych a skończywszy na charakterystyce samej trasy, niespodziankach oraz defektu. Ale od początku…
Start przebiegł zgodnie z planem, o godz. 11 ruszyliśmy w trasę. Na początek postanowiłem nie szarżować i bezpiecznie przejechać pierwsze kilometry zanim stawka się rozciągnie, będzie luźniej i bezpieczniej wkoło mnie. Tak też się stało i od drugiego/trzeciego podjazdu co jakiś czas widziałem czołową trójkę. Jadąc równym mocnym tempem, nie szarżując na zjazdach dojechałem do pierwszego bufetu na 22 km i dostaję informację, że jadę pierwszy. Widać chłopaki pogubili trasę albo ja coś nieświadomie skróciłem, szybki rzut oka na tracka z Garmina i wszystko jest ok cała trasa zaliczona, więc jadę dalej.
Po zdobyciu Leskowca zaczyna się długi zjazd po ostrych kamieniach i tu się zaczynają przygody. Po zjechaniu na asfalt rowerem coś za bardzo buja, szybki rzut oka na tylne koło i powietrze schodzi, musiałem rozciąć oponę na kamieniu. Próbuję dopompować oponę, ale nic to nie daje – mleczko nie uszczelnia. Muszę zakładać dętkę. Podczas przymusowego ok 12 min postoju mija mnie 5 zawodników z czego 4 z mojego dystansu FULL. No nic, po założeniu koła i chwili odpoczynku ruszam dalej, jeszcze sporo dystansu przede mną, może coś odrobię, ale jakaś ciężko mi znowu złapać rytm i jakoś męczę drugi najdłuższy podjazd.
Po technicznym zjeździe zaczyna się szybszy odcinek, w końcu myślę, że odpocznę, ale nic z tego – widzę zawodników, którzy wracają bo dalej nie ma oznaczeń. Szybki rzut oka na track i okazuje się, że minęliśmy skręt i musimy wracać kilkaset metrów pod górę do trasy. W tym momencie zaczęły nachodzić mnie myśli, żeby nie jechać na drugą pętlę. Dojechałem do rozjazdu i skręciłem w lewo zgodnie ze strzałkami na dystans FULL. I tu się zaczął można powiedzieć drugi maraton. Zaczęło mi się dobrze jechać podjazdy, znowu zacząłem jechać mocno a zjazdy w miarę płynnie uważając, aby nie złapać kolejnego kapcia.
Upał i duchota doskwierała, aż po 3,5h jazdy podczas ostatniego długiego podjazdu naszła chmura i ściana wody. O dziwo bardzo przyjemnie się jechało w tym deszczu – po ponad 3 godzinach upału można było troszkę się ochłodzić:-) Po dojechaniu do szczytu, spotkało mnie kolejne zjawisko pogodowe, grad i grzmoty. Na szczęście burza przeszła obok i troszkę mnie tylko poobijały kulki :-) Po strumykach wody, które płynęły na szlakach gdy jechałem pod górę byłem trochę przerażony co teraz będzie się działo na zjazdach, które nawet na sucho były bardzo trudne. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że po drugiej stronie góry nie spadła ani kropla deszczu, a w linii prostej może to było kilkaset metrów.
Na szczęście kolejne kilometry do mety przebiegły już spokojnie i bez dodatkowych atrakcji w aurze przelotnego deszczu dojechałem do mety, dodatkowo jako pierwszy zawodnik dystansu FULL.
Licznik pokazał 72 km i prawie 3500m w pionie, co w połączeniu z okolicznościami dały prawie 5,5 godziny na trasie. Mimo potwornego zmęczenia była też ogromna satysfakcja z ukończenia tej trasy i każdemu kto to przejechał, a w szczególności osobom z dystansu FULL należą się wielkie gratulacje, Już nie mogę się doczekać kolejnej edycji :-)
Organizator na pewno przygotuje znowu coś wyjątkowego :-) Dzięki wszystkim, rywalom i organizatorom i do zobaczenia.
COMMENTS