Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Udało się! Kultowy XIX. INTERNATIONAL MTB MARATHON MALEVIL, będący jednocześnie wyścigiem z serii UCI Mountain Bike Marathon Series 2018, Łukasz Klimaszewski kończy w pierwszej dwudziestce open. „Dla mnie, bądź co bądź amatora, jest to powód do wielkiej satysfakcji. Wystarczy spojrzeć na listę wyników – sama maratońska elita.” – podsumował Łukasz.
W przeddzień zawodów miałem jeszcze oddanie projektu wykonawczego. 15.59 dokumentacja wydana, komputer wyłączony, tydzień pracy zamknięty. 16.01 już jestem kolarzem i lecę na zawody.
Na Malevilu startuję już trzeci raz i jest to jeden z moich ulubionych wyścigów. Trasa nie bije może rekordów przewyższeń, nie ma ekstremalnych trudności technicznych, kilometrów singli ale można o niej powiedzieć, że jest kompletna. Po prostu fajnie się na niej jeździ Stanowi jakby zlepek wyścigów o każdej możliwej charakterystyce. Jest to także jedna z tych imprez, których sama trasa jest niejako synonimem. Co roku niezmienna. Co roku tak samo dobra.
2,5 tysiąca metrów w pionie na 100 km… szału nie ma pomyśli ktoś, kto startuje pierwszy raz. Trasa jest zdradliwa. Początek niemal płaski – przez pierwszą godzinę pokonuję ok. 30 km – za to kumulacja podjazdów następuje potem. Im bardziej mamy dość, tym mocniej trzeba przepychać pod górę. Ostatnie 10 km to z kolei zjazdy asfaltowo-szutrowe i z zawrotnymi prędkościami. Odpuścimy trochę korby, bo niby już meta i zaraz mamy jakąś grupkę na plecach.
Początek oczywiście trzeba iść na 100%. Nie ma, że 100 km do przejechania, że FTP, waty… Odpadasz od grupy – giniesz. Możesz oczywiście dalej jechać sobie wycieczkę do mety, ale przewaga czołowego peletonu nad samotnym zawodnikiem rośnie w tempie geometrycznym. Im szybciej oni jadą, tym bardziej ty się wykrwawisz próbując gonić samemu. Mi na szczęście udało się dość szybko przebić w pobliże mocniejszych zawodników elity. Co ciekawe, pomimo jazdy w zwartej grupie, z dużą prędkością, gdy każdy próbuje przebijać się do przodu, wszystko odbywało się w spokoju i kulturze. Nikt nie wykonywał kretyńskich manewrów ścinania trasy po chodniku. Chcesz jechać szybciej, to cię puszczą. Ktoś zamota się w koleinie – „sorry, sorry” i jedzie się dalej. Naprawdę nie ma spalary.
Peleton rozerwał się ok. 15 km na odcinkach przeklętej trawy, gdzie nie miałem już siły przepychać. Ale dalej miałem dobrą grupę. Po 40 km moi towarzysze zaczęli niedomagać na podjazdach. Ciężka decyzja. Ledwie połowa wyścigu, 1/3 przewyższeń. Mimo wszystko przewiozłem się jeszcze parę kilometrów do najdłuższego podjazdu na zamek Hochwald. Tu już poszedłem swoje i dalsze 50 km było jazdą indywidualną na czas. Po drodze zgarnąłem jeszcze paru zawodników, którzy wyglądali już naprawdę nietęgo. Bomba nie wybiera, a w upalnej pogodzie o odwodnienie było nietrudno.
Na Malevilu startowałem trzykrotnie. Trasa ta sama, warunki identyczne. Można zrobić ciekawe podsumowanie wyników.
- 2014
KULHAVÝ Jaroslav 03:43:43.1
Ja 04:21:51.6
- 2017
CATTANEO Johnny 03:43:34.1
Ja 04:14:43.8
- 2018
HYNEK Kristian 3:43:02.0
Ja 4:03:12.8
Czasy zwycięzców identyczne co do minuty (sic!). Ja swój dosyć mocno podciągnąłem. Co ciekawe w 2014 roku 20 minut straty dałoby mi miejsce w okolicach pierwszej dziesiątki. Abstrakcja! Jak bardzo rośnie poziom zawodników.
COMMENTS