Hajs musi się zgadzać

HomeRóżności

Hajs musi się zgadzać

Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

kolarzowi hajs się musi zgadzać

Koniec sezonu chyba bardziej niż jego początek budzi dyskusję na temat nagród w zawodach. Bo nie chodzi tu tylko o te pojedyncze, etapowe, ale przede wszystkim te za generalkę. Każdy startujący chciałby dostać milion dolarów jako wynagrodzenie za trudy treningów, koszty dojazdów, noclegów czy sprzętu.

A co dostaje? W najlepszym wypadku sprzęt (np. rower) albo kupony na towary czy usługi, które w większości przypadków są mu do niczego nie potrzebne. Amator cokolwiek dostanie to pewnie i tak się ucieszy. Zawodnik, a takich też kilku w Polsce się ściga liczy na gotówkę. W końcu jest zawodnikiem i chce żyć z dyscypliny, którą wybrał. Nie w Polsce, nie dziś.

Patologia

Dziś na jednym podium ramię w ramię stają amatorzy i zawodowcy. Jest kilka imprez, gdzie osobno klasyfikowani są zawodnicy z licencją i amatorzy. I są dwa cykle na których mając licencję możesz ścigać się o kasę albo dla przyjemności – Kaczmarek Electric MTB oraz poniekąd Skandia Maraton Czesława Langa, gdzie na trasach nie odstających od tych na płaskim Mazowszu kolarze górscy rywalizują w Pucharze Polski w maratonie MTB.

Ile osób tyle opinii

Nawet najgorszy trzepak raz na jakiś czas lubi poczuć ile brakuje mu do zawodowca. Jednym wystarczy, gdy tylko pojadą tę samą trasę. Do innych nie trafiają argumenty tych pierwszych, że amator i zawodowiec powinni być rozdzieleni. Efektem jest dzisiejszy stan rzeczy, gdzie nie ma rozdzielnych klasyfikacji, a na podium w większości przypadków stają zawodowcy, którzy w wielu przypadkach otrzymują wynagrodzenie od swoich sponsorów.

UCI 1.2.019

Wiosną tego roku przez internet przetoczyła się informacja, że UCI planuje rozpocząć egzekucję martwego przepisu zabraniającego startować zawodnikom z licencjami (zawodowcom) w zawodach, które nie są wpisane do kalendarza Unii Kolarskiej lub lokalnego Związku. W naszej rzeczywistości oznaczałoby to nic innego tylko fakt, że w przypadku maratonów MTB peleton zostałby mocno przetrzebiony albo zawodnicy zrzekliby się licencji, ale to oznaczałoby dla wielu z nich brak możliwości startu w imprezach zagranicznych czy klasy mistrzowskiej.

Scenariusz idealny

Egzekucja przepisu UCI 1.2.019 wchodzi w życie z dniem 01.01.2014. Organizator decyduje, że chce mieć na starcie zawodowców. Wydaje 500 złotych na zarejestrowanie imprezy w kalendarzu PZKol, a następnie w miarę możliwości ustala nagrody finansowe dla pierwszych trzech, pięciu czy dziesięciu zawodników. Efekt? Wszyscy są zadowoleni – organizator ma wysoki poziom sportowy imprezy, zawodowcy ścigają się o hajs, a amatorzy mogą porównać się z czołówką nie tracąc przy tym prawa do stanięcia na podium, czy zgarnięcia nagród rzeczowych, które nota bene moim zdaniem nigdy nie powinny być wręczane na podium tylko losowane między wszystkich uczestników – podkreślam, to dotyczy amatorów. Żeby było pięknie na taki scenariusz przystają wszyscy organizatorzy dużych cykli w Polsce, wybierając najbardziej masowe albo/i najtrudniejsze edycje. Koniec końców, co najmniej ze dwa razy w miesiącu gdzieś w Polsce jest bardzo konkretne ściganie.

Scenariusz idealny 2.0

Po roku czy dwóch wszyscy są coraz bardziej zadowoleni i trzeba zrobić kolejny krok naprzód. Z pomocą Polskiego Związku Kolarskiego wybrane imprezy lądują w kalendarzu UCI i ściganie staje się międzynarodowe bez potrzeby wyjeżdżania za granicę. Niemożliwe? A jednak!

To pisałem ja, Paweł.

not sure if i am poor or spend to much on bike parts

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie zabrał głosu w tym temacie. Z punktu widzenia organizatora amatorskiego wyścigu kilka słów od siebie już na ten temat napisałem przy innej okazji (Bądź uparty rób cross country). Słowem podsumowania powiem tylko, że na amatorskim, lokalnym XC jakoś nie ma parcia na gigantyczne nagrody, wszystko odbywa się jakoś tak w duchu przyjaźni i najważniejsza jest rywalizacja.

W dalszej części postaram się przeanalizować jak wygląda sprawa nagród, ze strony: organizatora, zawodnika i właściciela / managera teamu.

Hajs musi się zgadzać

Nie bardzo wiadomo kiedy (punktem zwrotnym historii mogło być sławne “xc na lotnisku”) nastąpiła pewna zmiana w nomenklaturze, wyścig MTB w naszym kraju przestał oznaczać XCO i zwrot ten zaczął być kojarzony z XCM.

To co napisałem, dla wielu jest oczywistością, ale warto o tym od czasu do czasu przypomnieć. Dlaczego? Moim zdaniem dlatego, że wtedy nastąpiła zapaść w polskim MTB, po której do dziś jakoś tak do końca nie możemy się pozbierać. Zawodnicy nie jeździli XCO, bo na maratonach były lepsze nagrody. Organizatorzy XCM oczywiście nie mieli nic przeciwko takiemu rozwojowi sytuacji.

Jak to wygląda dziś?

Zawsze jak rozmawiam z jakimś zawodnikiem o nagrodach, kasie etc… to przypomina mi się “Krótka rozprawa między trzema osobami, Panem, Wójtem a Plebanem” – Mikołaja Reja. Dokładnie rzecz ujmując jeden cytat z niej: “Ksiądz pana wini, pan księdza, A nam, prostym, zewsząd nędza”. Każdy każdego wini, nikt z nikim nie może się dogadać, a tracą na tym wszyscy!

Zawodnicy zawsze powtarzają, że wkładają w treningi dużo pracy, poświęcenia. Większość z nich oczywiście pracuje poza trenowaniem, bo cudów nie ma. Ścigając się na MTB w Polsce raczej na okładkę Forbesa nie trafisz. Oczywiście są u nas wyjątki, ale to zdecydowanie nie jest tekst o nich. Co najbardziej boli zawodników startujących w największych cyklach XCM? Tutaj sprawa jest prosta, zawodnicy chcą być odpowiednio wynagradzani za swoje występy i omijają te wyścigi / cykle, gdzie nie ma dobrych nagród. Dlatego też tak rzadko oglądamy najlepszych na górskich trasach.

Co na to organizatorzy?

Organizatorzy jako jeden z priorytetów stawiają sobie to, by ich firma nie przynosiła strat (nie piszę o wyścigach non profit), Dlatego też w większości skupiają się na amatorach, którzy są największym płatnikiem ich imprez i największą część worka z napisem nagrody przeznaczają dla nich. Wchodząc w rolę organizatora, można powiedzieć, że to przecież Team jest pracodawcą zawodnika, a pojawianie się na tych czy innych zawodach nie powinno wynikać z puli nagród, a bardziej wytycznych strategii sponsora.

Scenariusz idealny 3.0

Zawodnicy wpadają na genialny pomysł, że nie potrzebują, ani teamu, ani pracy na pełen etat, tylko na serio chcą zająć się kolarstwem. Odkrywają magiczne słowa “sponsoring indywidualny”. Pamiętają o sprawach PR (nie, niestety wstawienie fotki na fb to nie wszystko). Dochodzą do wniosku, że czasem 10 miejsce na ciekawym wyścigu za granicą może im w efekcie dać znacznie więcej niż pudło na PP. Minusem tego rozwiązania, jest to że trzeba w siebie zainwestować. Zyskujecie samodzielność i niezależność.

Organizatorzy muszą także podejść do sprawy kompleksowo. Czasy nie są łatwe, nie liczy się to jak dużego sponsora sprowadzisz do siebie, a bardziej to jak będziesz go dopieszczać i na jak długo go u siebie zatrzymasz. Tak to wszystko także wymaga pewnych nakładów jednak tutaj ponownie pojawia się sprawa inwestycji, która przynosi długofalowe skutki.

Oczywiście obecnie mamy na rynku kilku organizatorów i kilku zawodników, którzy potrafią wszystko ze sobą pogodzić. Moim zdaniem przedstawione rozwiązanie pozwoli na to by kolarze górscy mogli być znowu kolarzami górskimi. Kolarzami, którzy nie muszą kalkulować ile wydadzą na paliwo i za ile sprzedadzą nagrody na allegro.

p.s w scenariuszu idealnym 3.0 PZKol trzyma się jak najdalej od XCM.

To pisałem ja, Tomek.

http://www.youtube.com/watch?v=9y0OFjHxQ8g

Bo każdy szuka hajsu, my też…

[srp]


Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 2