Amator donosi: „najcięższa trasa tego cyklu” – Bike Atelier MTB Maraton, Brenna

HomeRelacje

Amator donosi: „najcięższa trasa tego cyklu” – Bike Atelier MTB Maraton, Brenna

Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Po sobotnim wyścigu w Kluszkowcach sprzęt działał, ja w miarę też (byłem tylko lekko poobijany), więc zdecydowałem się na start na dystansie PRO w Brennej. Czekała na nas najcięższa w tym sezonie trasa tego cyklu: 50 km i około 2000 m przewyższenia. Zapowiadał się ciekawy wyścig. Oprócz mnie, na starcie stanęło również dwóch zawodników startujących dnia poprzedniego na dystansie Mega w Kluszkowcach (jednym z nich był zwycięzca Open). Myślę, że zgodzą się ze mną, że fizycznie i technicznie trasa w Brennej niewiele, ale jednak ustępowała trasie z Kluszkowców.

Start i miasteczko wyścigu zlokalizowane było nad rzeką przy amfiteatrze w Brennej. Na początku trasa prowadziła po asfalcie, a po 500 metrach dystanse rozdzielały się. Przez pierwszych kilka kilometrów trasa wiodła cały czas do góry. Po zjeździe z asfaltu przywitał nas podjazd na tyle stromy, że butowali go nawet zawodowcy z czołówki. Zaprowadził on nas na Błatnią. Podczas jazdy odczuwałem skutki upadków z dnia poprzedniego, ale powoli, swoim tempem toczyłem się do przodu. Trudy podjazdu wynagrodził mi szybki i trudny zjazd po kamieniach, na którym wiele osób złapało gumy. Po zjeździe, w dolinie na obrzeżach Bielska Białej zlokalizowany był bufet. Następnie kolejny podjazd na Siodło pod Klimczokiem przecinający świetną miejscówkę dla sympatyków mtb czyli Enduro Trails. Podjazd długi i równy, który jechało mi się bardzo dobrze. Nareszcie złapałem swoje tempo i noga zaczęła kręcić. Pomagał mi w tym lekko wymuszony doping pieszych turystów.

Na szczycie okazało się, że ktoś z trójki startującej dzień wcześniej w Kluszkowcach zabrał ze sobą burzę. Kolejny szybki zjazd oraz sztywny podjazd pokonywaliśmy w strugach deszczu przy akompaniamencie wyładowań atmosferycznych. Na szczęście nawierzchnia w Beskidzie Śląskim ma zgoła odmienną charakterystykę niż ta w Gorcach, dzięki czemu nie zamieniła się w błoto. Po chwili wyszło słońce i trasa zaczęła przesychać. W międzyczasie minąłem Klimczok, a po zjeździe na przełęcz Karkoszczonkę trasy dwóch dystansów znowu się połączyły. Następnie trasa prowadziła singlem, a potem bardzo szybkim zjazdem po asfalcie prowadzącym do Brennej, na którym prędkość dochodziła do 60km/h. Po zjeździe trasa ostro skręcała w lewo, następnie odcinek po asfalcie pod górę i patelnią w prawo, ostatnia, ostra ścianka, finałowy zjazd po kamieniach, ścieżka wzdłuż rzeki i upragniona meta. Pomimo upadków dzień wcześniej nie złapałem żadnej blokady psychicznej i bardzo dobrze pokonywało mi się wszystkie zjazdy.

Udało się też ukończyć oba maratony bez problemów technicznych. Nareszcie jeden z moich najcięższych weekendów wyścigowych dobiegł końca. Na koniec kolejka do myjek, które się popsuły i problemy z wynikami. Jak się później okazało nie tylko mnie brakowało na liście wyników. Podobno zdarza się to na tym cyklu notorycznie – dziwne, bo nie spotkałem podobnych problemów nigdzie indziej. Na szczęście udało się wszystko odkręcić.

Podsumowując cały weekend przejechałem 500 km samochodem, 104 km na rowerze (plus rozgrzewki i rozjazdy), ponad 4000 metrów przewyższeń, 7 godzin w siodle i ponad 4000 kalorii spalonych na trasach maratonów. Do tego trochę siniaków i kilka szlifów, ale jestem z siebie zadowolony, bo dałem radę i bardzo dobrze się bawiłem, polecam!


Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0