Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Majówka to okres, w którym jest okazja więcej pojeździć na rowerze. Z racji bardzo ograniczonego czasu na treningi w ostatnim czasie, zależało mi by w miarę możliwości pokręcić sporo kilometrów, a najlepiej tych wyścigowych, bo to najbardziej efektywne.
28. kwietnia wziąłem udział w ważnym dla mnie starcie – maratonie DT4You w Obornikach. Maraton od lat charakteryzuje się perfekcyjną organizacją, interwałową trasą, dużą pulą nagród, a co za tym idzie mocną stawką zawodników na starcie.
Ja po raz czwarty z rzędu wybrałem krótszy dystans Mini (40km). Planowałem start następnego dnia w Czerwonaku, jednak wyścig ten odwołano, a druga sprawa – mieliśmy mocnych Bartka Oleszczuka i Huberta Semczuka, więc żeby każdy coś zgarnął wybrałem Mini. Od startu było dość… zabawnie, bo czas był mierzony netto, także nikomu się nie śpieszyło do przodu. Jednak gdy już ruszyliśmy, sukcesywnie przebijałem się do przodu. Gdy rozpocząłem dyktowanie tempa pozostał za mną nagle tylko Szczepan Paszek i dalej jechaliśmy wspólnie. Kolejne kilometry piaszczystej, interwałowej trasy przebiegały sympatycznie i na metę wpadliśmy razem (Open wygrał Szczepan – wystartował ostatni z sektora z innym lisem, Krzysztofem Krzywym – 3.Open). Wygrana w kategorii i kolejny komplet kół dały dużą satysfakcję, tym bardziej że na podium były też moje córeczki (w swoich wyścigach oczywiście).
1. maja rozważałem start na szosie, jednak z racji natłoku obowiązków skończyło się na solidnym, porannym treningu. 3. maja natomiast jak zwykle pojawiłem się w Śremie na kolejnej edycji maratonu Solida. Już wjeżdżając na parking wiedziałem, że to będzie ciężki dzień… Awaria alternatora w Asterce zwiastowała dzień pełen przygód. Poprzez absencję kilku kolegów miałem dowolność wyboru dystansu, jednak decyzję miałem podjąć na trasie. Noga była trochę zamulona i gdy pod koniec pierwszej rundy Piotr Marciniak zrobił „dziurę” za Mariuszem Gilem, zostałem za czołówką. Współpraca z Maciejem Kasprzakiem i Mateuszem Mrozem nie układała się zbyt dobrze, więc zdecydowałem, że zjadę na mega. Krótko przed rozjazdem dojechał do mnie mocny w tym roku Wojtek Polcyn i raczej byłem pogodzony z losem. Jednak utrzymałem koło do końca, na technicznej sekcji wyszedłem na czoło i 5 metrów przed metą minąłem zdezorientowanego Macieja Kasprzaka, wygrywając Open i w kategorii!
6. maja skorzystałem z bliskości Połczyna Zdroju, gdyż przebywałem u teściów w Wałczu. Sobotnia impreza rodzinna nie zwiastowała dobrego wyścigu, jednak na trasie w Połczynie startowałem już 12 lat temu, więc postanowiłem wystartować. Dystans Mini liczył sobie 35km i początkowo wszystko układało się dobrze. Szybko zostało nas 4, prowadzili nas motocykliści i… nagle nie wiedzieli gdzie pojechać. Kilka kilometrów powrotu oznaczało mniej więcej połowę stawki zawodników i indywidualną jazdę na czas. Udało się dotrzeć do 4.miejsca Open i w kategorii, jednak zgłosiliśmy fakt pomylenia trasy z winy organizatora i wraz ze Sławkiem Pituchem zostaliśmy nagrodzeni jak zwycięzcy. Sytuacja była trudna i ciężko było o porozumienie, bo sędzia kazał nam się „dogadać”. Było ciężko, ale organizator stanął na wysokości zadania.
fot. fotosa.pl / DT4YOU MTB Maraton
COMMENTS