Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Nigdy wcześniej nie byłem na Mazurach, chociaż wiedziałem, że ten zakątek naszego kraju jest naprawdę piękny. Nie było wcześniej okazji, dosyć daleko itd. Jednak kiedy w zeszłym tygodniu zadzwonił do mnie Arek Cała i zaprosił na weekend byśmy zobaczyli jak jest w Mrągowie no i sprawdzili jak wygląda cykl Mazury MTB. Świetna okazja, szybka decyzja – jedziemy!
Mrągowo to miasto liczące około 20 tys mieszkańców, położone nad jeziorem Czos. Większość z nas zapewne kojarzy je z piknikiem country i charakterystycznym amfiteatrem. Rzadko kiedy widząc w telewizji to miasto zastanawiałem się nad tym, jak wygląda okolica itd. Arek wspominał, że przygotowana przez nich trasa jest dość trudna. Dość szybko po pierwszym oględzinach okolicy można się zorientować, że tereny tu to nieustający interwał. Trasa maratonu została poprowadzona na rundach. Najdłuższy dystans miał do pokonania 4 rundy po 19 km. Na mecie Paweł Kowalkowski sprawdził sumę przewyższenia – 2012 m. Niezłe liczby jak na wydawać by się mogło płaską część kraju. Wyścig odbywał się w niedzielę, a my na miejscu byliśmy już w piątek. Mieliśmy trochę czasu by zwiedzić okolicę no i złapać na spokojnie więcej ujęć do wideo. Pierwszego dnia zaliczyliśmy spacer brzegiem jeziora w poszukiwaniu miejsca na kolację, miasto robi dobre wrażenie – jest bardzo czysto, okolica bardzo zadbana. Skwery, parki, alejki, place zabaw… w sezonie na pewno jest tu gwarno, my przyjechaliśmy jesienią i jest naprawdę spokojnie. Spokój ten może jedynie zakłócić przemykający szybko kolarz w stroju JBG-2 ;) Patryk Piasecki, bo o nim mowa, pochodzi z Mrągowa. Kiedyś utytułowany żeglarz, olimpijczyk w tej dyscyplinie, a teraz świetny zawodnik MTB.
W sobotę postanowiliśmy przed południem wykorzystać trochę udogodnienia hotelu Mercure, basen, sauna – wszystko bez czego kolarz się obejdzie, ale i tak było przyjemnie ;) Zrelaksowani ruszyliśmy na Górę Czterech Wiatrów, zimą można tu pojeździć na nartach lub desce, a latem jest to całkiem stroma ścianka do wjechania. Trasa była już w sobotę niemal gotowa, trwało ostatnie taśmowanie i palikowanie. Widok z góry na okolicę jest niesamowity, warto było zrobić te kilka kilometrów. Trasa wyścigu z Góry Czterech Wiatrów prowadzi dalej do Bike Parku Poręby, kolejnego miejsca, o które bym nie podejrzewał tego regionu ;) Kolejne zaskoczenie na duży plus!
W niedzielę czas zainteresować się sportem. Ruszamy do miasteczka zawodów, które było umieszczone w Eko Marinie nad jeziorem Czos, wręcz idealne miejsce do startu wyścigu. Dobre zaplecze dla biura zawodów, a także dobre dla zawodników, którzy w razie gorszej pogody mogliby się schronić pod dachem. Pogoda jednak była wręcz wymarzona, może trochę chłodno, ale niebo błękitne. Wyścig w Mrągowie był ostatnim z cyklu i tego dnia miały rozstrzygnąć się losy klasyfikacji generalnej. O wygraną walczyli Arkadiusz Jusiński i Paweł Kowalkowski. Paweł żeby wygrać musiałby wyścig ukończyć na pierwszym miejscu, ale wspomniany wcześniej Patryk Piasecki też chciałby wygrać „u siebie”. Już po pierwszej rundzie stawka się podzieliła na mniejsze grupy. Na czele równo wspólnie pracowali: Patryk Piasecki, Paweł Kowalkowski i Artur Korc – bardzo mocna ekipa! Ta trójka nie odpuszczała się przez cały dystans, aż do ostatniej rundy gdzie na atak zdecydował się Patryk Piasecki, który odjechał samotnie i z przewagą minuty wjechał na metę przed Pawłem. Warto tu zaznaczyć, że miedzy tymi zawodnikami nie ma walki „na noże” tylko naprawdę duch sportu na najwyższym poziomie. Patryk na jednym ze zjazdów zgubił bidon, ale Paweł nie zamierzał tego wykorzystać i podzielił się z zawodnikiem JBG-2
„Wyścig o niedźwiedzią łapę” (nie rozumiałem tej nazwy dopóki nie zobaczyłem herbu Mrągowa) zakończył tegoroczny cykl Mazury MTB, Arkadiusz Jusiński mimo, że nie był na podium tej edycji, to zwyciężył w klasyfikacji generalnej. Ja sam po tym co zobaczyłem na miejscu nabrałem dużego apetytu na to by pojawić się w przyszłym sezonie na kilku edycjach tych wyścigów.
Na koniec chciałbym pogratulować całej ekipie organizatorów udanej imprezy. Sam organizuję wyścig i starałem się na wszystko spojrzeć zarówno okiem zawodników jak i organizatora. Świetnie, że ekipę można rozpoznać bo jednym ubiorze, że zawodnicy mają gdzie się przebrać, że trasa jest oznakowana doskonale. Bufet na mecie w postaci pizzy to wisienka na torcie. Brawo! Oby tak dalej.
COMMENTS