Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Złoto w juniorze już mam, to dało mi mnóstwo spokoju przez ostatni miesiąc. Z drugiej strony, wygrana byłaby trzecim złotym medalem z rzędu – kuszące wyzwanie. Chyba wszyscy zawodnicy tak mają, że chcą więcej i więcej. W swojej pamięci nadal mam bardzo żywe uczucie i obraz tego jak niewiele trzeba by być niekwestionowanym liderem, a przy tym czerpać na każdym metrze frajdę z jazdy. Do Warszawy pojechałem spokojny, widziałem na treningach że jeżdżę szybciej. Na nowo odkryłem parę prostych cheat-ów, co robić żeby urywać sekundy, ale wiedziałem po co jadę.
Sztafeta dała mi do zrozumienia jak szybko miękną nogi i że u mnie wszystko gra. Trasa w większości mi odpowiadała – sztywne podjazdy, płynne zakręty i atrakcje techniczne. Nadeszła niedziela, główny wyścig. Perfekcyjny start w moim wykonaniu, obejmuję prowadzenie, ale zdecydowałem o nie rozciąganiu stawki. Po dwóch rundach rozbiegowych wjeżdżamy na rundę i Wojtek przeprowadza atak. Jak się później okazuje kompletnie nie rozsądny. Na trzecim okrążeniu zostaję z Mateuszem sam na sam i nadal czuję się dosyć dobrze. W tym samym czasie lider próbował parę razy odjechać, więc udało mi się odeprzeć kilka jego prób. Dwa ostatnie okrążenia nie były przyjemne, Mateusz odjechał a ja zostałem ze skurczami jakich jeszcze nigdy nie doświadczyłem. Z przyzwoitej, 25 sekundowej straty zrobiła się minuta.
Srebrny medal można rożnie odebrać. Fajnie jest być mistrzem, ja teraz staram się cieszyć progresem. Pojechałem dobry wyścig, nawiązałem walkę i dałem show kibicom.
COMMENTS