Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Oj Oj Oj! Bolało! To był zdecydowanie najtrudniejszy etap Bike Adventure, choć IV jeszcze przed nami, ale śledząc mapę nie widać, żeby coś bardziej mogłoby dać nam w kość niż te karkołomne zjazdy i Petrovka, która nie tylko wchodziła w nogi, ale sprawiała, że największy bój stoczyłem właśnie w zakątkach umysłu. Niebieski szlak chyba najbardziej pozostanie mi w pamięci. Zjazd nim spowodował, że moje ręce odpadały, a głazy wciąż przelatują mi przez klatkę wspomnień.
Pierwsze podjazdy szły bardzo gładko, miałem wrażenie, że mogę tak płynąć i płynąć… Hmm, to było tylko chwilowe uczucie i trwało do momentu, kiedy zaczął się wjazd na tą wyrośniętą górę, której imienia lepiej już nie wypowiadać ? Mój wjazd nie przekroczył progu „przyzwoitości”. Był czymś w rodzaju pełzania, slalomu, który wydawał mi się receptą na przegonienie bomby. Tak, tak, to był mój pierwszy raz na BA. Nadal jednak pozostaję wierny założeniu, że jak coś takiego dzieje się w moim wnętrzu to zapisuję to do kolejnych doświadczeń i biorę to za coś, co sprawia, że mogę być tylko silniejszym.
Po prawie rowerowym zdobyciu góry, przyszedł czas na zjazdy i lekkie poczucie bluesa w głowie. Jechałem mocniej, pewniej i tak do ostatniego bufetu na trasie. Później końcówka trochę mi się dłużyła, ale cały czas dużą radość sprawiały mi zjazdy, których nie brakowało, a chęć do jazdy powróciła jakby na nowo. Mój organizm spowiła jednak lekka mgła na ostatnich kilometrach ścigania, jazda singlami góra – dół stawała się niemałym utrapieniem i wciąż spoglądałem ile jeszcze pozostawało do mety.
Dowiozłem siebie cało, tracąc o włos jedną pozycję, ale to nie sprawiło we mnie poczucia zawodu. Ten etap był zdecydowanie najbardziej hardkorowy i kiedy za każdym razem dajesz z siebie wszystko, może przyjść taki moment słabości i nic na to nie poradzisz. Walczyłem do końca i spełniłem swoje założenia. Satysfakcja rośnie i równie szybko apetyt na dalsze wyzwania. Mam nadzieję, że zawodnicy, których zatrzymała na trasie kraksa, a było ich naprawdę dużo, wracają teraz do sił i staną do walki o tytuł Finishera. „Pchamy, pchamy” i jedziemy do końca!
Góry budzą duży respekt i dają odpowiedzi na to jacy jesteśmy. Odnoszę wrażenie, że przeszedłem tutaj przez niejeden mur, stając się coraz mocniejszym. Buntują się mięśnie, umysł, a Ty cały czas napierasz. Wygląda na to, że możemy czuć się z tego dumni ?
Teraz przyszedł czas na ostatni etap, który na pewno nie budzi grozy tak jak wczorajszy, ale na pewno będzie stanowić duże wyzwanie dla zmęczonego organizmu. Niech myśl o tym, że cel coraz bliżej nam towarzyszy i niech ten cel dla każdego będzie osiągnięty, a chęć do wsiadania na rower na kolejne zmagania pozostanie i będzie budzić jeszcze więcej entuzjazmu, bo „rower to jest świat”.
COMMENTS