Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Bike Atelier Maraton to prężnie rozwijający się cykl imprez rowerowych na Śląsku. Od kilku lat maratony MTB w całym województwie, zawody XC oraz wyścig szosowy w Psarach przyciągają rzesze zawodników. Też postanowiłem sprawdzić się na szosie (po raz pierwszy w mojej niedługiej karierze). Do tej pory tylko trening i kilka ustawek IC w Katowicach. Był to mój trzeci start w Psarach, więc jest to dobrze znana mi lokalizacja. Co prawda do tej pory były to maratony MTB, ale miasteczko zlokalizowane było jak zawsze na stadionie lokalnego klubu piłkarskiego.
Podjąłem się przejechania najdłuższego dystansu około 90 km czyli 4 pętli po 22 km z mniej więcej 240 m przewyższenia każda. Na pewno nie jest to wyścig górski, ale okoliczne hopki i pagórki potrafią dać w kość. Co do samych zawodów mentalność kolarzy szosowych (amatorów) w Polsce a przynajmniej na Śląsku jest zgoła odmienna od tych znanych mi z maratonów górskich i to mimo że niektóre twarze powtarzają się na obydwóch typach imprez. Największa różnica dotyczy ustawienia w sektorach i samego startu.
Zawodnicy z ,,zawieszeniem w rowerach,, pchają się w sektorach jakby od tego jak wystartują zależało ich życie a za to im wyżej uda się wepchnąć była specjalna nagroda. Natomiast szosowcy robią to na spokojnie, na starcie jest dużo miejsca, nikt się nie pcha, każdy zna swoje miejsce w szyku. Tak samo tuż po sygnale sędziego w MTB wszyscy się przepychają i idą pierwsze metry w trupa, a tu spokojnie każdy się ustawia w peletonie. Możliwe że to przez szerokość dróg oraz rodzaj nawierzchni, ale żeby to aż tak wpływało na psychikę zawodników…
Kolejna sprawa to informowanie się o niebezpieczeństwie nawet najmniejszym i o każdej dziurze, których w Psarach było mnóstwo. W MTB zdarza się to bardzo rzadko a na szosie jest to nawyk albo nawet tradycja. Co do jakości samej nawierzchni można mieć wiele zastrzeżeń, bo dziura na dziurze pogania kolejną dziurę. Nie wiem, nie znam się, może tak to wygląda na większości amatorskich wyścigów szosowych.
Ostatnia kwestia to współpraca w grupach, które zostały za głównym peletonem. Jak dla mnie tragedia – połowa nie chce dać zmiany a jak już wyjdzie to ciągnie przez 10 min i umiera, dziwna sprawa.
Dla mnie trening wyszedł bardzo dobry, chociaż tempo najszybszej grupy okazało się dla mnie za mocne, a szczerze myślałem że utrzymam peleton. Za to równo pracowałem na zmianach w grupetto a nawet podiąłem próbę finiszu z grupki można zaliczyć na plus.
Kolejne zdobyte doświadczenie powinno zaowocować w dalszej części sezonu. Mam nadzieję, że to nie był mój pierwszy i ostatni start na szosie.
COMMENTS