Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Jelenia Góra zdobyta. Najważniejszy dla mnie w tej części sezonu start i sprawdzian jednocześnie za mną. Najistotniejszy tym razem był wynik – walka w ramach Pucharu Polski XCM. Udało się zdobyć 1 miejsce w Cyklosport, co ma dla mnie dużą wartość sportową jak na obsadę i okoliczności. Przy okazji dużą niespodzianką in plus okazało się drugie miejsce w M2 klasyfikacji Bike Marathonu. Przede mną nieosiągalny tego dnia Niemiec.
Niby cel osiągnięty, niby wynik dobry, ciężki maraton ukończony, ale coś nie pozwala mi się do końca cieszyć z osiągnięcia. Ciężko porównywać się do elity i stawki, która tego dnia startowała licznie w ramach maratonu rangi UCI Series, ale niedosyt pozostał :) Różnica względem „prosów” ogromna.
Pomijając jednak wybujałą ambicję, warto z takich startów wyciągnąć jak najwięcej lekcji. Wynik mógłby być lepszy, jazda lepszej jakości. Niestety pierwsze płaskie i szybkie kilometry oraz tłum walczących od samego początku zawodników to nie moja wymarzona sceneria, dlatego zacząłem z dalekiej pozycji i dużo spokojniej niż zamierzałem. Szybko straciłem bezpośredni kontakt z prowadzącą grupą i musiałem przyjąć „plan B”. Ów plan nie do końca sprawdził się wcześniej podczas próbnych startów, dlatego chciałem go uniknąć, ale teraz po prostu nie miałem wyboru :)
Kompletny rozstrój głowy zafundował pierwszy poważniejszy zjazd. Zawodnik przede mną stanął przed nim kompletnie sparaliżowany, blokując mnie i kilku innych. Próba zjazdu z jednoczesnym wpinaniem w pedał był w tym wypadku zdecydowanie niewskazany, więc pierwszą atrakcję pokonałem „z buta”. Co gorsza, po tym akcencie, kompletnie straciłem kontakt wzrokowy z grupą przede mną, w której jechał Adrian Jusiński, który tego dnia był w zasadzie moim jedynym punktem odniesienia.
Do 35-tego kilometra jechało mi się kiepsko. Głowa nie mogła się zdecydować czy jechać wyścig czy dalej przerzucać piosenki z rock’owych list przebojów… Dziwny stan obojętności :) Do tego okrutnie kaleczone zjazdy i technika na poziomie początkującego. Było mi wstyd a złość narastała, bo wiedziałem, że „to nie ja”.
Przełamanie przyniósł rozjazd na pętlę Giga. Kiedy zobaczyłem podjazd-ściankę usłany głazami, korzeniami i podobnymi atrakcjami, zacząłem się już tylko śmiać i podziwiać niesamowite krajobrazy wokół. Całe szczęście w porę się ogarnąłem i po prostu to podjechałem. Najszybciej jak mogłem. Co jak co, ale podjeżdżać umiem. Ten mały akcencik trochę mnie „wyprostował”. Kolejne kilometry jechałem już znacznie lepiej, a techniczne zjazdy zacząłem po prostu zjeżdżać a nie „stelepywać się”. Tak powinno być od początku.
Na ok. 50-tym kilometrze dojechałem do kilku zawodników, których znałem. Wyminąłem ich z łatwością, kontynuując jazdę przez kilka km za Adrianem. To dodało mi trochę skrzydeł. Na jednym z fragmentów trasy można było przez kilkanaście sekund poobserwować swoich rywali na trudnym singlu / trawersie. Straciłem tam jakiekolwiek wątpliwości co do swojej techniki :) Nie jest ze mną tak źle.
Profil na kierownicy bardzo pomógł tego dnia, największe siły zainwestowałem w ostatni, długi i wymagający podjazd oraz wszelkie późniejsze zjazdy i interwały z nim związane. Wiedziałem też, że trzeba będzie się bardzo spiąć na ostatnich kilkunastu, stosunkowo prostych i płaskich kilometrach. Karą za początkowo marną jazdę były ostatnie 4 kilometry pokonane w oberwaniu chmury i wichurze :)
Organizacyjnie bez fajerwerków, których się spodziewałem. Wszystko OK, ale cieszę się, że uzbroiłem się odpowiednią ilość przekąsek i napojów. Dużym plusem na pewno było oznakowanie trasy. Oszczędne, ale nie pozostawiające najmniejszej wątpliwości.
Następny start jest dla mnie również bardzo ważny, choć na pewno pozostający trochę w cieniu Jeleniej Góry czy startów w PP XCM w ogóle. Puławy (Mazovia) – tu celuję wysoko, trzeba obronić zwycięstwo z 2016 i 2015! :)
COMMENTS