Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Trzeci rok z rzędu wzięłam udział w 2-dniowym ściganiu w uroczym miasteczku Lanjaron u podnóża gór Sierra Nevada. Pierwszy dzień imprezy to 5-kilometrowa czasówka.
Zaczyna się od stromego, momentami bardzo trudnego podjazdu, na którym szybko można było osiągnąć swoje HR max. Druga cześć to głownie zjazdy. Na tym etapie przede wszystkim bardzo pomagały silne ręce, a jeszcze bardziej brak wyobraźni ;) Pierwszy zjazd to 300-metrowy odcinek krętej ścieżki z nachyleniem dochodzącym do 40 stopni – przynajmniej tak twierdzi Strava… Końcowy etap czasówki to jazda po miasteczku, w którym z każda edycją czeka na zawodników coraz więcej niespodzianek. W tym roku poza rock gardenem i sztucznymi hopami ustawionymi na stromych uliczkach, przejeżdżaliśmy tez przez wąskie korytarze prywatnych domów i podjeżdżaliśmy rampę ułożoną na wysokich schodach. Mnóstwo wrażeń jak na niewiele ponad 5km jazdy. Pierwszy dzień ścigania skończyłam na 5. miejscu open wśród kobiet i 1. w kategorii Masters 30. Uważam to za genialny wynik, biorąc pod uwagę to, że dwie pierwsze zawodniczki z podium open należna do hiszpańskiej zawodowej czołówki.
Na kolejny dzień zaplanowany był 41-kilometrowy półmaraton po górach w okolicach Lanjaron. Niby dystans niezbyt długi, ale biorąc pod uwagę 1700m przewyższenia było co jechać… Jeszcze przed startem wiedziałam, ze ten dzień nie będzie należał do mnie. W sobotę dałam z siebie więcej niż wszystko, czułam to w nogach. Tak jak przypuszczałam, na pierwszym podjeździe było bardzo ciężko, kolejny, znacznie dłuższy i bardziej wymagający bolał mniej, ale niestety nie udało mi się dogonić 2 rywalek, które wyprzedziłam na czasówce. Trasa jak co roku była wymagająca, ostatnie kilometry częściowo pokrywały się z czasówką, dodatkowo zjeżdżaliśmy odcinek ze stromymi agrafkami. W tym roku po raz pierwszy udało mi się zjechać je prawie w całości. „Prawie”, bo tuż przed końcem, na jednym z zakrętów kolega przede mną spanikował i nagle zatrzymał się. Mając do wyboru wjechanie w niego lub próbę wyhamowania i zjechania na bok, wybrałam to drugie. Wciąż zastanawiam się, czy to był dobry wybór, bo skończyłam lotem przez kierownice prosto w krzaki. Do mety dojechałam z kilkoma nowymi siniakami, zadrapaniami i zepsuta manetka blokady amortyzatora. Przy okazji dowiedziałam się, że zjeżdżanie kamienistych zjazdów na sztywnym widelcu wcale nie jest takie straszne…Ostatecznie skończyłam maraton na 7. miejscu open i 2. w Masters 30 i tak samo w klasyfikacji generalnej imprezy. Z Lanjaron wróciłam do domu jak co roku upokorzona, z nowa motywacja do treningów i pewnością, że za rok tez tam wystartuje. Gorąco polecam ten wyścig każdemu, nie tylko ze względu na doskonalą organizacje, bogaty pakiet startowy, nagrody i genialna trasę, ale przede wszystkim za świetną lekcje pokory i możliwość porównania się z najlepszymi zawodnikami w kraju.
Zapraszam do obejrzenia krótkiej relacji, która najlepiej oddaje klimat wyścigu:
COMMENTS