Dominik Grządziel (Romet MTB Team) – Cyklokarpaty, Szczawnica

HomeKomentarzeRomet Racing Team

Dominik Grządziel (Romet MTB Team) – Cyklokarpaty, Szczawnica

Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Czasami jak się bardzo chce to nie wychodzi…

Do maratonu w Szczawnicy podszedłem z dużym spokojem i szacunkiem, zarówno do wymagającej górskiej trasy jak i do rywali. Mimo takiego nastawienia nie ustrzegłem się dwóch błędów na trasie, które niestety kosztowały mnie kilka cennych minut i stratę szans na dobry wynik. Ale po kolei…

Trasa w Szczawnicy składała się de facto z 3 podjazdów, na których łącznie zdobywaliśmy ponad 2000 m przewyższenia. Na początku wyścigu tempo było raczej spokojne. Dopiero na stromej końcówce pierwszego wzniesienia świetnie dysponowany tego dnia Mateusz Mucha zwiększył obroty silnika i zainicjował rozerwanie peletonu. Zabraliśmy się za nim z Mateuszem Rejchem i stosunkowo łatwo uciekliśmy reszcie zawodników. Niestety na szczycie przeoczyliśmy ostry skręt w prawo i pomyliliśmy trasę – po raz pierwszy. Trochę nerwówki, zamieszania i dopiero mieszkaniec pobliskiego domku zawrócił nas na właściwe tory – ok. 1,5 minuty straty – do odrobienia. Fajny, techniczny zjazd i długi podjazd na Prehybę. Tutaj dochodzimy do Kamila Pomarańskiego i Sławka Dziwisza, którzy wykorzystali naszą pomyłkę i wspinamy się już wspólnie. Podjazd jest łatwy, niezbyt stromy po szutrze, więc nie ma większych szans na rozerwanie stawki wśród zawodników o zbliżonym poziomie sportowym. Dopiero jego końcówka po ziemi, ostro do góry daje taką możliwość. Znowu odjeżdża Mateusz Mucha. Tym razem tylko ja łapię się na koło – druga próba ucieczki. Udaje się, rywale znikają za plecami. Zaraz przed najciekawszym i najtrudniejszym tego dnia zjazdem do Rytra dzieje się to, co w moim przypadku, przesądza losy rywalizacji. Widząc strzałkę w lewo i zarazem wąską ścieżkę wiodącą po świetnym singlu po korzeniach, wjeżdżam w nią, Mateusz za mną. Nie ma nigdzie czerwonego krzyża ZAWRÓĆ więc jadę w dół, mimo że nie widać niebieskich strzałek… Po kilkuset metrach stajemy i zastanawiamy się co robić. Strzałek nadal brak. Postanawiamy zawrócić, używam dużo niecenzuralnych słów, mimo że Mateusz jest jeszcze młody i może nie powinien ich słuchać… :)

dominik-grzadziel-szczwnica-2016-3

Stroma wspinaczka po korzeniach trochę trwa, ale po ok. 7 minutach z powrotem wracamy na trasę do feralnego miejsca. Widzimy zawodników jadących prosto mimo strzałki w lewo. Okazuje się, że za kilkadziesiąt metrów jest potwierdzenie w postaci innej strzałki… Tylko czemu w tym miejsc była strzałka oznaczająca skręt i brak było znaku ZAWRÓĆ…?! Po maratonie dowiedziałem się, że nie tylko ja pomyliłem trasę w tym miejscu. Czyli OK, to znaczy że nie jestem kompletnym idiotą…! ;)

W tym momencie motywacja mi trochę siadła. Ulewny deszcz i zimno nie pomagały w ratowaniu sytuacji, ale co mogliśmy zrobić, trzeba było jechać dalej. Najfajniejszy zjazd, trudny technicznie po korzeniach i kamieniach, zjeżdżam bardzo słabo, ale i tak udaje się wyprzedzić kilku rywali. Zaczyna się trzeci, ostatni podjazd – ponownie na Prehybę. Deszcz ustaje, ale moje nogi są zdrętwiałe i niezbyt chętne do współpracy. Mateusz delikatnie odjeżdża, jego przewaga stopniowo rośnie. Cały czas doganiam jakiś zawodników, ale nogi kręcą się słabo, tętno nie chce rosnąć. Niestety po raz kolejny sprawdził się dla mnie najgorszy scenariusz na wyścigu, czyli deszcz i gwałtowne ochłodzenie w trakcie rywalizacji. To nie pierwszy maraton, kiedy załamanie pogody załamuje moją formę i wychłodzony organizm nie chce się kręcić na najwyższych obrotach. No nic, walczyć trzeba do samej mety, więc nie poddaję się, tylko kręcę ile sił w nogach. Wyprzedam kilka kolejnych osób i wskakuję na 5te miejsce. Przede mną tylko chłopaki, z którymi rywalizuję o jak najlepsze miejsce w generalce. Staram się jechać mocno, ale wiem, że nie jest to tempo, które pozwoliło by mi odrobić stracony czas. Mimo tego jadę do mety i gdzie się da, to podkręcam. Długi, łatwy zjazd, jeden dłuższy podjazd, dwa krótsze i meta w Szczawnicy. Niestety pogorszenie mojej dyspozycji po deszczu nie pozwoliło odrobić pogubionych minut. Szkoda tej zamotki z trasą, bo gdyby nie ona, to nie wiadomo jakby to wszystko się potoczyło… Mateusz Mucha był tego dnia zdecydowanie najmocniejszy, ale myślę, że o 2 plac byłem w stanie powalczyć! No ale tak to bywa w sporcie: trzeba mieć głowę na karku…! ;)


Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0