Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Sandomierz do tej pory nie kojarzył mi się z kolarstwem, chociaż trzeba przyznać, że serialowy Ojciec Mateusz ostro pomykał dwukołowcem po zabytkowych uliczkach ;). Według wstępnych informacji przedstawianych na stronie Cyklokarpat, na Giga planowane było ok. 800 metrów przewyższenia, co naturalnie przy dystansie wynoszącym 74 kilometrów jest dla zaprawionego w bojach górala wartością wywołującą po prostu lekko ironiczny uśmiech na twarzy ;) Mimo tego nie narzekałem. Wiedziałem, na jaki maraton jadę, a szybki interwałowy charakter rywalizacji nawet mi odpowiadał w tym momencie sezonu, gdyż był świetnym urozmaiceniem. W końcu, ile można mozolnie młynkować walcząc o każdy metr zdobywany pod stromą górę? ;)
Było ekstra! Na początku zmagań ku uciesze licznie zgromadzonych turystów w obszernym peletonie przemknęliśmy przez centrum i zabytkową część miasta, to był prawdziwy show :D Dalej rozpoczął się wyścig, grupa zasadnicza mocno się rozciągnęła i z ogromną prędkością wpadliśmy na terenową pętlę, wytyczoną na rolniczych obrzeżach. Pierwszy raz spotkałem się z trasą, ulokowaną w 100% w różnego rodzaju sadach i polach uprawnych w dodatku prowadzącą non-stop ostro po zakrętach oraz krótkich kilkunastometrowych podjazdach i zjazdach. Liczyłem na kosmiczną prędkość przelotową tymczasem poziom skomplikowania przestrzeni sprawił, że przemieszczałem się w sumie standardowym na naszej planecie wyścigowo-rowerowym tempem, no cóż, takie życie ;) Po kilkunastu kilometrach odskoczyłem od rywali i dalszą moją taktyką na ten wyścig było sukcesywne powiększanie przewagi, więc gnałem ile sił w nogach i koncentrowałem się na nawigowaniu w gąszczu wiraży i skrzyżowań.
Mimo braku trudności terenowych jechało mi się super. Leciutkie niemal szosowe Micheliny rozpędzały się błyskawicznie, dodatkowo na asfaltowych prostych przyjemności nie mącił też wiatr. Genialne były fragmenty prowadzące interwałowo góra-dół. Momentami, ostro dokręcając na zjazdach przelatywałem następujące po nich podjazdy rozpędem, odczuwając wzmożone działanie siły grawitacyjnej dociskającej mnie mocno do ziemi :D Kojarzycie to uczucie? :)
Dałem z siebie 100% i metę dystansu Giga przekroczyłem, jako pierwszy z naprawdę dobrym czasem, z czego jestem usatysfakcjonowany, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że z zapowiadanych 800 metrów przewyższenia mój licznik zarejestrował tak naprawdę 1180, czyli wartość, która zaczyna u mnie wywoływać już niepodszyty ironią uśmiech prawdziwego zadowolenia :)
COMMENTS