Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Do maratonu w malowniczych Zdzieszowicach podchodzę jakoś z większym spokojem niż do następnych etapów. Może dlatego, że trasa nie przewiduje fajerwerków, jedzie się szybko i przyjemnie. W zasadzie, jak na maj przystało jest to miesiąc zakochanych, więc zawodnikom pośród jazdy w polach obrośniętych rzepakiem, czy też w lasach pełnych zieleni robi się jakoś znacznie cieplej, bo mogą uciec myślami choć na chwilę poza te, które zawsze towarzyszą rywalizacji np. trzymanie się koła, czy robienie tempa. A ciepło towarzyszyło nam od samego rana, słońce rozpaliło wśród uczestników pełen entuzjazm i pozwalało się rozluźnić w oczekiwaniu na start. Pomiędzy porządkowaniem myśli przed startem, a rozmowami z innymi zawodnikami dobiegała do uszu muzyka lokalnej orkiestry, która przyprawiała o dobry nastrój i dało się poczuć pozytywną energię.
[fb_embed_post href=”https://www.facebook.com/BikeMaraton/posts/1021535661248432/” width=””/]
Przyszedł czas na start maratonu. Jechałem z pierwszego sektora i było to dla mnie nowe doświadczenie. Dystans Mega przewidywał małe przewyższenia, więc bałem się nieco, że nie utrzymam sprinterskiego tempa, bo jednak w górach, podczas interwałowej jazdy czuję się znacznie lepiej. Nawiązując do samego startu myślałem, że nieco bezpieczniej będzie się jechać z czołówką, bowiem zawodnicy wydają się być bardziej doświadczeni i potrafią zadbać o współzawodnictwo a nie wprowadzać niepotrzebne spięcia poprzez mało przemyślane ruchy. Niestety już po pierwszych kilkudziesięciu sekundach od startu nie obyło się bez gwałtownych hamowań czy wywrotek, czy też poważniejszej kraksy. Jakoś udało mi się ominąć te przykrości i skupić na trzymaniu tempa na długim asfaltowym podjeździe wiodącym tradycyjnie, aż po górę Św. Anny. Poszło całkiem nieźle, ale czekałem na zastrzyk adrenaliny na następnych kilometrach po zjeździe w okolice amfiteatru. Były tam krótkie interwałowe sekcje z korzeniami, kamieniami i szybkimi, krętymi zjazdami. Coś się we mnie obudziło i jechało się lepiej.
[fb_embed_post href=”https://www.facebook.com/BikeMaraton/posts/1022422921159706/” width=””/]
Od rozjazdu jazda przebiegała bez większych trudności i najważniejsze było złapanie się silnej grupy pociągowej i trzymanie się jej przez najbliższe 20 km, aż do kolejnych podjazdów. Muszę przyznać, że nawet mi się poszczęściło, bowiem jechałem w grupie z sześcioma zawodnikami, z którymi można było się wymieniać, tak aby utrzymać tempo peletonu. Jechaliśmy jak te „konie po betonie w szarej mgle”, tyle, że w większości po polnych drogach, gdzie wzniecany pył ogarnął moją przestrzeń i widok zawodnika przede mną był na tyle ograniczony, że widziałem tylko jego koło. Po drodze dopadliśmy kilku zawodników, którzy walczyli w samotności na kolejnych kilometrach, ale zaraz po dołączeniu do naszych szeregów dostawali werwy. Ostatnie 20 km było sprawdzianem wytrzymałości i rozciągnęło zawodników jadących ze mną. Trzeba było popracować w trochę mniejszym gronie i skupić się na nadawaniu własnego tempa. Chcąc uzyskać dobry wynik podążałem za zawodnikiem z mojej grupy wiekowej, tak żeby nie uciekł mi z pola widzenia, bo na to żeby go dogonić brakowało trochę mocy. Jednak zawdzięczam mu dobrą walkę i po części za jego wsparciem równie zadowalający rezultat, bo ostatecznie lider był dużo bliżej niż w porównaniu do zeszłorocznego wyścigu.
[fb_embed_post href=”https://www.facebook.com/BikeMaraton/posts/1022562034479128/” width=””/]
Podsumowując sobotnie wydarzenie cieszę się, że podczas całego cyklu zawodów BM można pościgać się na nieco innym gruncie, z długimi płaskimi odcinkami, gdzie ma się poczucie werwy i większego współzawodnictwa. Takie klimaty też są potrzebne! Wiadomo też, że już na następnym maratonie w ramach tego cyklu będzie czekać nas dużo bardziej wymagająca trasa, więc niech to będzie tylko przedsmak przed kolejnym nadchodzącym wyzwaniem.
COMMENTS