Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Tomasz „Mruwa” Pietrzycki & Piotr „Żeber” Żebrowski
Piąty etap ABR tak jakby na „wykończenie”… Czemu? Wyszło 85 km i 2000 m przewyższenia samej jazdy, do tego prawie 7km rozjazdu-dojazdu do kampera z mety.
Start z samego centrum Kordoby robił wrażenie. Praktycznie ten sam początek co wczoraj, bo wyjazd z miasta identyczny w stronę góry, gdzie na dzień dobry kilka km podjazdu asfaltem. Tu pierwsze przetasowania i pogawędki z chłopakami z Polski. Jakoś tak każdy ma troszkę dość po „wczorajszym”, ale spokojnie pniemy się w górę. My początek mamy spokojniejszy i stwierdziliśmy, że lecimy równo bez szarpania cały etap „tak na przeżycie” i dojechanie. Także dlatego, że znajdujemy się między obcymi ludźmi, z którymi wcześniej nie dane było nam jechać. Żeber wciąż na zdechniętym leftym, ale dziarsko testuje swoje ręce na trudnych i długich zjazdach ;) Częściowo jedziemy po wczorajszych fragmentach, gdzieś robi się korek, ktoś schodzi z trasy z połamanym obojczykiem. Niestety dla niektórych ABR się kończy na 5 etapie.
My mamy swoją filozofię na dziś i się jej trzymamy. Starty w etapòwkach uczą pokory i innego podejścia niż do pojedynczych maratonów. Dobrze, że mamy u nas w kraju MTB Trophy i MTB Challenge. To są wyścigi, gdzie można nabyć umiejętności, poznać trudne, wymagające trasy. Później procentuje to w takich wyścigach jak np. ABR, gdzie każdy ciężki fragment cieszy, a nie denerwuje.
Zaliczamy przepiękne single – mamy większość nagrane, więc będzie co oglądać kiedyś przy złocistym napoju:) Powoli odczuwamy trudy dzisiejszego etapu, a pewnie i całego wyścigu. Są momenty, że nawet nie odzywamy się do siebie, co w przypadku Mruwy jest niecodzienne :))) Identyczny koniec z morderczym podjazdem – singiel i skały oraz szybkim szerokim i usianym skałami zjazdem. Końcówka to szuter nad kanałem wodnym i droga dojazdowa do hacjendy, gdzie umiejscowiona była meta i paddock. Czyli powtórka z wczoraj – tak jakoś mało to przyjemne…
Po powrocie do kampera szybki prysznic i gotujemy ryż z sosem oraz łososia – jeść trzeba dobrze! Siebie ogarnęliśmy to i rowery zostały przygotowane dzięki Fenwicks (mycie i smarowanie). Na nogi trafiają kompresy od Zero Point za co dziękujemy :) Dzięki nim mamy szansę na szybszą regenerację. Do głowy wpada parę słów od PIE3ckiCoach – motywacja do dalszego kręcenia i analizujemy profil jutrzejszego ostatniego etapu.
Piotr Kozdryk & Bartosz Męziński – Centrum Rowerowe Olsztyn & Finisher.pl
Dzisiaj znów start z centrum a meta na paddocku (ok 8 km oddalone od siebie) czyli Hiszpańska organizacja! Generalnie z tą organizacją jest różnie, trasa jest oznakowana bardzo dobrze i obsługa na trasie bardzo dobra. Wszystkie drogi którymi przejeżdżamy są wyłączone z ruchu, ale cała otoczka w około wyścigu jest bardzo słaba tzw. starty z centrum miasta a dojazd nie jest oznakowany. Jest informacja, że będą prysznice, a nie ma ich koło paddocku gdzie jest rozstawione całe miasteczko, ale nie można stawać kamperami ani samochodami. O godzinie 17-tej jest już pusto w miasteczku sportowym (paddock). Wszystkie te niedogodności powodują dużo dodatkowej pracy, którą trzeba wykonać tzn. pakowanie rowerów, „wylanie” brudnej wody, tankowanie czystej wody (przecież prysznice nie są oczywiste) do tego dochodzi gotowanie i pranie!
Dzisiaj na etapie jechało nam się bardzo dobrze. Bartek pilnował mnie i jechaliśmy bardzo równo. Tylko raz się pokłóciliśmy! Tak jak w małżeństwie, jak sytuacja jest napięta to idzie kłótnia o nie pozmywane talerze lub rozrzucone rzeczy. Zaraz jednak wytłumaczyliśmy sobie i dalej jazda przebiegała równo i miło! Dzisiejsze trasy to na początek wspinaczka ok 5 km, następnie singiel. Na ścieżce był „korek”. Po paruset metrach było jasne – hiszpański kolega połamał obojczyk i go zbierali. Reszta trasy to ścieżki, podjazdy i techniczne zjazdy. Tutejsze ścieżki są bardzo różne – od bardzo wąskich i krętych w krzakach czyli takie jakby „tunele”, po wydeptaną ścieżkę po płaskich pastwiskach, a kończąc na skalistych ścieżkach pograniach czyli dla każdego coś miłego. Wrażenie z etapów w Cordobie jest trochę takie, że kręcimy się w kółko ponieważ fragmenty tych tras powtarzają się ale nie możemy mówić o nudzie. Generalnie zagęszczenie „rowerowych atrakcji” na jeden etap jest bardzo duże. Zobaczymy co będzie jutro na finałowym etapie! Ostatni dzień, aby dobrze się bawić i dojechać po Finiszera :)
Życzę mi i Bartkowi, żeby ostatniego dnia jechało nam się tak dobrze jak dzisiaj.
COMMENTS