Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Trzeci weekend września zapowiadał się bardzo intensywnie. W sobotę w Dąbrowie Górniczej odbyła się przedostatnia w tym roku edycja Skandia Maraton Lang Team. W ubiegłym roku udało mi się tam zwyciężyć w Open na dystansie Medio i wierzyłem, że i tym razem znajdę się w czołówce. Trasa w Dąbrowie jest prosta technicznie, a większość dystansu stanowi płaski, asfaltowy dojazd. Jedynie w środku dystansu do pokonania jest kilka hopek, które podobnie jak przed rokiem ułożyły wyścig. Po wjeździe w teren wyklarowała się kilkuosobowa grupka, w której głównie ja nadawałem tempo. Na jednym ze zjazdów problemy miał Piotr Rzeszutek. Razem z kolegami z Euro Bike Kaczmarek Electric Team podkręciliśmy tempo, a na następnym podjeździe oderwałem się od grupki i zyskałem kilkanaście sekund przewagi. Jeszcze przed ostatnim podjazdem doskoczył do mnie Paweł Bober. Wiedziałem, że teraz czeka nas już płaskie 20 km do mety i trzeba mocno pracować, żeby nie stracić przewagi. Z tyłu zaciekle gonił nas Piotrek Rzeszutek, ale był sam, więc szybko „spuchł”.
Ostatecznie na macie zameldowaliśmy się z Pawłem z 2,5 minutową przewagą i zaliczyliśmy teamowy dublet. Nasza drużyna tryumfowała również w klasyfikacji drużynowej z kompletem punktów po zwycięstwach Andrzeja Kaisera i Magdy Hałajczak na dystansie Grand Fondo.
Dzień później w Obiszowie startowałem w Mistrzostwach Polski Amatorów XCM. Rok temu byłem tu w TOP 5 Open, wiedziałem jednak, że tym razem o taki wynik będzie zdecydowanie trudniej. Na starcie zawodnicy tacy, jak Bartek Banach, Michał Ficek, Maciej Kasprzak i Adam Adamkiewicz. Jasne było, że poziom będzie wysoki. Po starcie uformowała się na czele dość spora grupa, w której selekcja następowała z każdym podjazdem i zjazdem. Niestety ofiarą tej selekcji byłem również ja… Coś od początku było ze mną nie tak tego dnia. Tętno niskie, nogi nawet nie piekły, było mi zimno i nic nie jechałem… Czułem się jakbym jechał z zaciągniętym hamulcem. Dawałem z siebie wszystko, a co chwila ktoś mnie wyprzedzał i nie byłem w stanie nawet siąść na koło. Przejechałem pierwszą rundę i liczyłem, że się odblokuje na drugiej, ale po 10 km doszedłem do wniosku, że dalsza jazda nie ma sensu. Długo ze sobą walczyłem, bo nie chciałem się wycofywać z wyścigu, ale ostatecznie złożyłem broń po niecałych 50 km.
Dla mnie to była porażka, ale jeszcze większą porażką była organizacja samych mistrzostw. Kolejki do zapisów w 4 różnych namiotach, opóźnione dekoracje i brak oficjalnych wyników można podsumować tylko jednym słowem – dno.
COMMENTS