Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Pierwszy wyścig, w którym na własnej skórze doświadczyłam, co to znaczy walka do końca, mimo bólu. Na ten maraton czekałam długi czas, z racji że są to moje okolice nie mogłam dopuścić aby cokolwiek przeszkodziło mi w tym starcie. Piękna pogoda, dużo zawodników, jak zwykle świetna organizacja oraz duużo wody, która na trasie lała się hektolitrami ochładzając uczestników ze skwaru jaki był tego dnia. Na początku asfaltowy, momentami dość stromy podjazd szybko wyselekcjonował czołówkę peletonu. Starałam się trzymać równe, ale w miarę mocne tempo i nie wyrywać się ponieważ byłam tego dnia zmęczona. Wszystko fajnie przebiegało, zjazdy, podjazdy, bez większych problemów, do momentu pierwszego poważnego upadku, który spowodował jeden z uczestników. Wyprzedzając z prawej strony zaczął mnie „spychać”, zahaczył o moją kierownicę i spowodował tym samym mój groźny upadek przy dużej prędkości. Sam się wyratował od niego i jakby nigdy nic pojechał dalej nie zatrzymując się i nie udzielając mi żadnej pomocy. Bardzo mocno się wtedy poobdzierałam. Pomyślałam, dam radę i pojechałam dalej. W głowie miałam jednak myśl, żeby dalej uciekać. Trochę to było niemądre, ponieważ szybko zaliczyłam kolejny bolesny upadek na zjeździe, po którym się po prostu popłakałam z bólu . Uszkodziłam bark ( na szczęście nie złamałam) oraz obdarłam kolejne miejsca na ciele. Tutaj kieruję ogromne podziękowania dla kolegi, który pomógł mi się pozbierać i ciągnął mnie przez dalszą część trasy mocno mnie motywując i nie pozwalając mi zwalniać zbytnio tempa. Przejechaliśmy malownicze tereny, momentami trudne technicznie zjazdy, tempo zaczęło rosnąć, poczułam się lepiej i znów nabrałam odwagi. Kolejna utrata koncentracji… zjazd, brak panowania, znów upadek, i tutaj kask uratował mi życie! Uderzyłam mocno prawą stroną głowy o jakiś kamień, złamałam okulary i złapałam kapcia … Pomyślałam, że już po wszystkim. Zrezygnowana, obolała i zmęczona zabrałam się za zmianę dętki. I znów piękny gest kolejnej osoby, która mnie postanowiła w tej czynności wyręczyć. Minęła mnie wtedy spora liczba uczestników, zapomniałam o rywalizacji. Sama z płaczem spowodowanym zmęczeniem i ogromnym bólem wracałam do mety, już oszczędnym tempem. Dojechałam.. Przejechałam ten maraton mimo wielu chwil słabości. Zobaczyłam moja kochaną mamę, która widząc w jakim byłam stanie mało nie zemdlała. Otoczyła mnie spora liczba znajomych. Nagle słyszę, że wygrałam klasyfikację Kobiety Open na dystansie Mega. Poleciało mi tylko kilka łez, bo wcześniej sporo wylałam na trasie. Udowodniłam sobie samej, że potrafię walczyć, podnieść się i uwierzyć w siebie.
COMMENTS